Marcin Marynowski zrezygnował z pracy na etacie. Stała i pewna pensja wystarczała na spokojne życie, ale on czuł że się dusi. Postanowił robić to co lubi. Zawsze lubił rowery. Od dziecka kojarzyły mu się z radością, adrenaliną, przygodą, poczuciem pełni i wolności. Założył w Gdyni warsztat budowy nietypowych rowerów Fix3City. Zaczął je składać z ogromną pasją. Ze starych robi nowe, dla niektórych kultowe. Ma nadzieję, że wkrótce przyjdzie do nas moda, tak jak w Holandii, na “rowery szyte na miarę”. Nawet ostatnio nauczył się spawać, żeby samodzielnie robić ramy. To spawanie daje mu sporą frajdę, podobnie jak siedzenie i dopieszczanie poszczególnych elementów konstrukcji.
Ma słabość do rowerów z czasów PRL. Ostatnio ze składaka WIGRY skonstruował rower do przewozu ładunków. Jego Cargool przeszedł już jazdy testowe. Z nałożonych na siebie dwóch ram zespawał też tall-bike, czyli rower „piętrowy” o wysokości ponad dwóch metrów.
Od tych dwóch rowerach Włodzimierz Raszkiewicz zaczął rozmowę z Marcinem Marynowskim.
Włodzimierz Raszkiewicz: Jak jeździ się na cargo? Próbowałem przed chwilą, tu w warsztacie, ale mi nie wyszło…
Marcin Marynowski: Pierwsze metry są dziwne, może przerażać to przednie koło, jakby zdalnie sterowane, daleko z przodu od rowerzysty. Przednie koło jest oddalone od cyklisty o ponad dwa metry, rzeczywiście dużo więcej niż w zwykłym rowerze. To może być trochę mylące, ale specjalnie wczoraj zaprosiłem kolegę, który jeździł do tej pory tylko na zwykłym rowerze, żeby sprawdził czy to się nadaje do eksploatacji. Testy wypadły pomyślnie. W internecie można zobaczyć film z tej jazdy.
W.R: Powstał rower transportowy, ale nie ma jeszcze skrzyni do przewozu towarów…
M.M: Będzie już wkrótce skrzynia o długości 70 cm i szerokości 46 cm.
W.R: Kto w Polsce wozi ładunki na rowerze transportowym?
M.M: No rzeczywiście, ciężko przytoczyć jakiś przykład. Prawie się takiego widoku nie spotyka. Dla mnie inspiracją były podróże do Holandii. Zobaczyłem, że tam społeczeństwo w dużej mierze funkcjonuje opierając się o rowery. Naprawdę rower odgrywa tam sporą rolę użytkową.
W.R: Jak Ci to przyszło do głowy, żeby „szyć rowery na miarę”?
M.M. Taki rower naprawdę potrafi odwdzięczyć się użytkownikowi. To jest jak z dobrym garniturem. Możliwość dopasowania długości ramy, geometrii i wszystkich pozostałych parametrów do stylu życia, sposobu jazdy i zastosowania roweru powoduje, że staje się on kompanem na długie lata. Rower może być czymś cennym i ważnym. Dla mnie rowery takie są. To duża i ważna część mojego życia.
W.R: Coś cennego często kojarzy się ludziom z dużą wartością materialną. Nie widziałem jeszcze roweru wysadzanego diamentami.
M.M: Ja widziałem ozdobiony reprodukcjami ikon z pozłacanymi elementami. Design jest ważny, ale sens jednak jest w tym co mamy w głowach. To stan naszego umysłu nadaje czemuś sens i wartość.
W.R: Ideę roweru cargo jeszcze można zrozumieć, ale do czego służy „rower piętrowy”?
M.M: Moda na tall-bike pochodzi ze Stanów. Chciałem coś takiego zrobić, żeby po protu jeździło po Trójmieście. Budzi zainteresowanie. Na „Mikołajach na rowerach” byłem na tall-bike i chyba stałem się najczęściej fotografowanym rowerzystą. To wszystko dla fanu, żeby coś w ludziach pobudzić, może nawet kogoś zaktywizować. Gdy na nim jadę wszyscy się za mną oglądają. To naprawdę miłe gdy ludzie na ulicy zaczynają się do ciebie uśmiechać. Myślę, że oni też mają lepszy dzień. Zagadują, mówią dzień dobry, co słychać. Ulica nie musi być ponura i anonimowa. Taki rower produkowany na masową skalę rozwiązał by wszystkie konflikty na świecie 🙂
W.R: Jak się wchodzi na rower na którym siedzenie jest na wysokości ponad dwóch metrów nad ziemią?
M.M: Rower rzeczywiście jest wysoki. Służą mi do tego słupy, znaki albo śmietniki. Nie odważyłem się jeszcze wsiadać z biegu.
W.R: Ja na przejażdżkę jeszcze się nie odważę. Kolejny dziwny rower stoi przed nami. Przednie koło ma mniejsze od tylnego?
M.M: Zgadza się. Rower zbudowany w oparciu o ramę do wyścigów czasowych. Konstrukcja z lat 90tych nazywa się lo pro. Przednie kółko ma 26 cali, tylnie 28 cali. To rower do bardzo szybkiej jazdy. Wymusza mocno pochyloną, aerodynamiczną pozycję kolarza. O ile mi wiadomo takie rowery zostały wykluczone z oficjalnych zawodów. Tym niemniej taki rower dla kogoś lubiącego prędkość może dać dużo radości. Ja szukam czegoś co wygląda niebanalnie, jeździ niecodziennie i daje dużo wrażeń z jazdy. Takie rzeczy jak ja robi w Polsce kilku pasjonatów. Przyznaję, jesteśmy mało widoczni, dyskutujemy na forach internetowych, ale rozpoznajemy się na ulicy i pozdrawiamy, gdy mijają się dwie osoby na dziwnych rowerach.
W.R: To jak to się z tymi rowerami zaczęło?
M.M. Typowo, jak miałem 7-8 lat, od pierwszego roweru. Po prostu młodzieńcze zauroczenie. Najbardziej pamiętam jak od ojca dostałem jego pierwszą kolarzówkę produkcji ZSRR. Jeździłem na niej tak dużo i długo, aż pękła rama. No i o dziwo taka stara kolarzówka staje się teraz rowerem kultowym. Obecnie jeżdżę na ramie z roweru WICHER. To był torowy rower zawodowców z czasów PRL. Konstrukcja z lat 70tych ubiegłego wieku. Dla mnie to niesamowite. Ta rama nie była dostępna w sklepach, robiono ją tylko dla zawodników. W czasach PRL było sporo rowerów dość udanych. Jeśli im teraz trochę pomożemy, to mogą jeździć zupełnie wdzięcznie.
W.R: Pomożecie? Pomożemy! Znane gierkowskie hasło, a społeczeństwo potem pedałuje na rozchwierutanych, topornych składakach.
M.M. Składaki to tez część mojego życia. Dorastałem w końcówce lat 80tych i każdy na mojej ulicy jeździł na składaku. WIGRY posłużyło mi jako baza do budowy roweru cargo. Jasne, że jazda składakiem niekoniecznie ma coś wspólnego z jazdą na rowerze. W czasie jazdy dzieje się „dużo wątków pobocznych”. Musimy być czujni. Zawsze jest ten dreszczyk emocji, rama rozepnie się czy się nie rozepnie. Ciężki, mało stabilny, ale ten tu w rogu to rower mojej mamy, wsiadłem na niego po latach i wróciły wszystkie emocje i wspomnienia dzieciństwa.
W.R: To jak to jest, że coś kiedyś siermiężne i niedoskonałe teraz jest kultowe?
M.M. Ja w młodości doprosiłem się w końcu GAZELI. Miała aż siedem biegów. Dorobiłem do niej kierownicę typu baranek i odgrywaliśmy na podwórku Wyścig Pokoju. No byłem wtedy gość, gdy wkoło same składaki. Ludzie mają sentyment do przedmiotów. Ja tez mam odrestaurowanego KOMARA. Produkt niedoskonały, ale jednak charakterystyczny dla naszego świata. Listonosz jeździł na KOMARKU. Takie widoki zostają w głowie. Albo po prostu „dziwny jest ten świat”, jak śpiewał kultowy Niemen.
W.R: Co to teraz znaczy niebanalny rower?
M.M. Inny, jak każdy właściciel jest inny. Tu mamy rower oparty na starej ramie marki REKORD. Te stare przedmioty mają rzeczywiście duszę. Te ich wszystkie małe niedoskonałości, praca ludzi, którzy wykonali je ręcznie, a nie tak jak dziś automatycznie. To razem sumuje się w przedmiot, który ma charakter, w nim jest życie. I ten REKORD dostał teraz trzybiegową piastę, chociaż moim ukochanym napędem jest ostre koło. W końcu nazwa mojego zakładu to Fix3City.
W.R: Ostre koło czyli FIX. To powiedzmy na czym to polega.
M.M. Nie ma wolnobiegu, rower w którym nie da się kręcić pedałami do tyłu. Jak kręcimy do przodu to jedzie, ale też jak jedzie to pedały się kręcą. Jadąc czujemy ten rytm i ostre koło scala jeźdźca z drogą. Ostatnio jednak najczęściej zakładam piasty wielobiegowe. To bardzo praktyczne rozwiązanie. Bardzo je lubię, porządkują linię łańcucha. Prawie nie pracuję z tradycyjnymi przerzutkami, staram się chować je w piaście. Lubię minimalizm i prostotę. Dobrze jak mało rzeczy odstaje, bo haczą i się psują. Piasta wielobiegowa, co prawda kojarzy się z rowerem miejskim, dla starszych ludzi, ale to błąd. Znam nawet zawodnika, który ściga się mając rower z piastą i to z sukcesami.
W.R: Designerski rower może mieć też kolorowe opony. Zakładasz takie?
M.M. Zielone, czerwone… Teraz właściwie nie ma rzeczy niemożliwych. Wszystko można sprowadzić i kupić. Pomysłowość zależy od właściciela roweru. Jedyne ograniczenie to dostęp do części od starych rowerów. W czasach PRL nasi inżynierowie dość „liberalnie” przeliczali cale na milimetry, ale daje się pokombinować i nawet lubię to dorabianie związane z rozwiązywaniem łamigłówek technicznych.
W.R: To kto u Ciebie zamawia rowery „szyte na miarę”?
M.M. Nie można ich wrzucić do jednego worka, zmieścić w jednej kategorii. Na pewno są to ludzie niebanalni i nietypowi. Tacy, którzy wiedzą czego chcą od takiej maszyny.