Relacja słuchacza RG z Ukrainy: Zaginęło już 21 osób, milicja wyciąga rannych ze szpitali

– Władza mówi to, co w danym momencie jest jej wygodnie mówić. Jest tam – mówi co innego, jest tutaj i nazywa protestujących terrorystami. To, co chce zrobić władza jest jasne po tym, co wczoraj się stało – chce skończyć z tym wszystkim za pomocą siły, relacjonował z Ukrainy słuchacz Radia Gdańsk Andrzej Kowalski. W starciach na Ukrainie zginęło pięć osób. Jak podał lekarz ze Sztabu Sprzeciwu Narodowego, powołanego przez opozycję, cztery miały ślady po postrzałach, jedna zginęła w wyniku upadku.

– Wczoraj w Kijowie w okolicach Placu Europejskiego cały czas trwały starcia. Spłonęła kamienica, która zajęła się od opon płonących na barykadzie pomiędzy Berkutem a protestującymi. W nocy na Majdanie było mnóstwo ludzi, którzy przyszli posłuchać apelu protestujących. Chodziło o to, żeby było ich jak najwięcej, żeby milicja nie była w stanie rozpędzić tego zgromadzenia. Poza Majdanem noc upłynęła spokojnie. Życie toczy się dalej, ale ludzie żyją w stanie napięcia, rozchodzą się niesamowite plotki. Przed chwilą słyszałem, że za pół godziny wjadą czołgi. Mówi się, że strzelano wczoraj do dziennikarzy, celując im w nogi. Próbowano wyeliminować relacjonujących te wydarzenia na ulicy Hruszewskiego. Sytuacja jest naprawdę trudna, relacjonuje słuchacz. 

Kowalski potwierdził informację, że na ulicy Hruszewskiego płonie długi na kilkasetmetrów stos opon. – Pali się cały czas. Wczoraj gdzieś tak przed południem zaczęto podpalać opony. W tym miejscu cały czas trwają starcia.

Słuchacz skomentował też wiadomości, jakie dochodzą ze Szwajcarii, gdzie aktualnie odbywa się szczyt Genewa 2, mający rozwiązać problem Syrii. Obecny na spotkaniu premier Azarow w wywiadzie dla BBC powiedział, że władza gotowa jest do kompromisu i porozumieniu z opozycją w interesie kraju. – Władza mówi to, co w danym momencie jest jej wygodnie mówić. Jest tam – mówi co innego, jest tutaj i nazywa protestujących terrorystami. Myślę, że to, co chce zrobić władza jest jasne, po tym, co wczoraj się stało. Wiadomo, władza chce po prostu skończyć z tym wszystkim za pomocą siły, powiedział Kowalski.

Co może być jednak dobre w tej sytuacji to, że władze opozycyjne zaczęły współpracować i organizować się wspólnie. Andrzej Kowalski zaznacza, że choć rzeczywiście jest w tej kwestii lepiej, to nadal trudno mówić, by ruchy protestujących działały ramię w ramię. – Niestety, nie ma tam jednego lidera. Jeśli organizują się to w jakieś mniejsze, osobne grupy. Bardzo widoczna jest np. Swoboda. Protestujący stoją razem, ale nie są zorganizowani w jeden ruch. Tego jeszcze nie ma. Nie ma też raczej szans na przedterminowe wybory. Rewolucja musiałaby objąć cały kraj.

Od środy komunikaty z Kijowa donoszą o zabitych. Kowalski mówi, że powoduje do niepokój społeczny. – Ludzie przede wszystkim zareagowali strachem. Rozmawiałem z sąsiadami i ludźmi na ulicy, po prostu boją się, bo nie wiedzą co będzie. Natomiast mówią też, że jeżeli władza jeszcze mocniej uderzy, to spotka się z silniejszym oporem. Im mocniej będzie atakować, tym mocniej Ukraińcy będą się bronić.

Niewykluczone, że ofiar będzie więcej. Jak podaje Kowalski nie wiadomo, co wydarzyło się z wieloma rannymi w starciach. – Wieść powszechna niesie, że wszyscy, którzy trafiają do szpitala są stamtąd zabierani do aresztu. Milicja na nich czeka. W tej chwili poszukuje się już 21 osób, które zaginęły w czasie środowych walk. Prawdopodobnie są w aresztach.

Tymczasem opozycja zapowiada, że dziś „będzie czas na ofensywę”, nie zdradza jednak swoich planów. Trudno je przewidzieć również naszemu rozmówcy. – Nie wiem co może się wydarzyć. Nie chcę prorokować najgorszego. Słyszałem dzisiaj, że milicja w Winnicy odmówiła wzięcia udziału w tłumieniu zajść w Kijowie. Jeżeli milicja przejdzie na stronę protestujących, może zdarzyć się wszystko, ocenił Andrzej Kowalski.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj