Rozłam w Solidarnej Polsce. Odeszła połowa działaczy z okręgu

(fot. Radio Gdańsk/BS)

Około czterdziestu działaczy Solidarnej Polski zrezygnowało z członkostwa w partii. Sprawa miała swój początek w grudniu ubiegłego roku, a w piątek politycy opuścili szeregi partii. Oznacza to, że gdyńsko-słupskie struktury straciły połowę członków.

Decyzję o opuszczeniu szeregów Solidarnej Polski grupa działaczy ogłosiła w piątek, chociaż sprawa ma swój początek w grudniu ubiegłego roku. Wówczas do władz partii trafiły pisma, w których część polityków groziła odejściem, jeśli nie zostaną spełnione ich warunki. Jak tłumaczył na konferencji prasowej były poseł Andrzej Kobylarz, „chodziło o kwestie związane z decyzjami personalnymi, tutaj, na wybrzeżu”.

– 21 grudnia złożyliśmy w kilka osób rezygnacje. Daliśmy czas panu ministrowi Zbigniewowi Ziobro na podjęcie decyzji, które jako demokratycznie wybrany zarząd okręgu uważaliśmy za konieczne. Miały one przyczynić się do tego, żeby partia lepiej funkcjonowała na Wybrzeżu – tłumaczy Andrzej Kobylarz.

Jak dalej wyjaśniał Kobylarz, te oczekiwania spotkały się „z oporem pewnych osób w strukturach Solidarnej Polski, które na Pomorzu próbują robić swoją prywatną politykę”. Dodawał też, że „my nie chcieliśmy się na to zgodzić, dlatego taka jest nasza decyzja”. Ta ma być „nieodwołalna”.

STANOWISKO WICEWOJEWODY POMORSKIEGO

Dopytywany o to, czy powodem rezygnacji jest powołanie w 2021 roku Aleksandra Jankowskiego na stanowisko wicewojewody pomorskiego, Kobylarz twierdzi, że „naszym argumentem było to, żeby była tu osoba godnie reprezentująca struktury Solidarnej Polski”. Zarząd okręgu gdyńsko-słupskiego partii jako kandydata na wicewojewodę rekomendował Tomasza Walczaka. Ten jednak nominacji nie otrzymał, a stanowisko objął – związany z okręgiem gdańskim – niespełna 28-letni Aleksander Jankowski.

WIĘCEJ PROBLEMÓW

Odchodzący z Solidarnej Polski politycy zaznaczają jednak, że problemów było więcej.

– Na początku struktura partii tu praktycznie nie istniała. To były dwie czy trzy persony. My stworzyliśmy grupę 78 osób, które w swoim regionie coś znaczą. Uważaliśmy, że to jest potencjał, który trzeba w strukturach partii zagospodarować i przyczynić się do tego, żeby w nich działać – mówi Andrzej Kobylarz.

Działacze twierdzą też, że byli oskarżani w trakcie spotkań z mieszkańcami o blokowanie pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy, a oni sami mieli być ze sobą konfliktowani. Dochodzić miało też do kłótni oraz „wycieczek personalnych” czy ataków np. na Pawła Kukiza.

Według Andrzeja Kobylarza za przegraną Tomasza Walczaka ma odpowiadać gdański poseł na Sejm Solidarnej Polski Tadeusz Cymański. Według niego wspierał on kandydaturę Jankowskiego na urząd wicewojewody pomorskiego.

Razem z Andrzejem Kobylarzem z Solidarnej Polski odchodzą między innymi były gdański radny Łukasz Hamadyk i radna miejska ze Słupska Anna Mrowińska. Ta jako powód odejścia z partii wymieniała między innymi brak zrozumienia ze strony posłów Solidarnej Polski.

– Od początku funkcjonowania naszego zarządu napotykaliśmy na przeszkody, na brak zrozumienia problemów i funkcjonowania naszych struktur. Nie było wsparcia ze strony zarządu i posłów Solidarnej Polski – wyjaśnia Mrowińska.

JANKOWSKI: „ŻYCZĘ IM POWODZENIA”

Aleksander Jankowski, pytany o komentarz do zarzutów ze strony – byłych już – działaczy Solidarnej Polski, odpowiada, że zawsze był gotowy na rozmowy o sprawach wewnątrz partii.

– Przykro mi, że pan Andrzej Kobylarz ma takie odczucia w moją stronę. Od kiedy jestem na stanowisku, to on – jak każdy inny obywatel – zawsze mógł do mnie przyjść, drzwi były otwarte. Kwestia jest taka, z jakimi rzeczami się pojawiał – odpowiada Aleksander Jankowski.

Jak twierdzi „jako obywatel z jakimś podstawowym chociaż poziomem moralności, na niektóre rzeczy nie mogłem się zgodzić”.

– U mnie szalę goryczy przelała sprawa Mechelinek w czerwcu zeszłego roku – dodaje Aleksander Jankowski.

Chodzi o słynne „osiedle covidowe” w turystycznej miejscowości nad Bałtykiem, w gminie Kosakowo – sprawą budowy i złamania przepisów o ochronie środowiska zajmuje się prokuratura. Samowole budowlane w atrakcyjnym miejscu miały zostać zalegalizowane jako miejsce odosobnienia w trakcie pandemii Covid-19. Kiedy to się nie udało, inwestor próbował zamienić je na miejsce schronienia dla uchodźców z Ukrainy. O pomoc w załatwieniu sprawy Krzysztof H. zwrócił się do Andrzeja Kobylarza, a ten ze sprawą udał się do Jankowskiego, jednak bez skutku.

– Pan Andrzej Kobylarz przez ponad dwa lata był prezesem okręgu 26. Pod koniec marca prezydium partii Solidarna Polska stwierdziło, że jednak nie sprawdził się na tym stanowisku. Nie było żadnych personalnych wycieczek z mojej strony. Przykro mi, że tak postępuje, życzę mu powodzenia – ucina Jankowski.

TADEUSZ CYMAŃSKI: „PANUJE DEMOKRACJA”

Tadeusz Cymański, pytany o odejście części członków sąsiedniego okręgu wyjaśnia, że decyzje zapadały w Warszawie, a kandydaci na stanowisko wicewojewody pomorskiego byli „starannie przeanalizowani”.

– Nie ma nic dziwnego w tym, że ja kogoś popieram. Znałem wcześniej pana Jankowskiego, faktycznie jest młody, ale trudno z tego czynić zarzut. Teorię i poglądy weryfikuje praktyka, więc proszę zapytać w terenie rolników, ludzi z którymi się spotyka. Jestem zadowolony, bo spełnia moje oczekiwania, a nawet pracuje bardziej intensywnie niż sobie to wyobrażałem. Jest zaangażowany, pracowity i moim zdaniem jest dobrym wojewodą – opisuje Tadeusz Cymański dodając, że „każdy może sobie sam wyrobić pogląd”.

– Szkoda, że sprawa nabiera charakteru publicznego i mogę tylko wyrazić ubolewanie, że taka konferencja miała miejsce. Mnie też spotykały niepowodzenia, ambicje nie zawsze były spełnione, ale uważam, że to nie jest najlepsza metoda – uzupełnia Cymański.

MAŁO KONKRETNE ZARZUTY

Według niego zarzuty, które w kierunku struktur Solidarnej Polski – i samego wicewojewody – kierują byli członkowie partii są mało konkretne, a same decyzje są emocjonalne.

– Ubolewam nad tym i myślę, że może przyjdzie jakaś refleksja i nie wszyscy w tych emocjach pozostaną, mam nadzieję – ocenia sytuację Cymański.

– Drzwi są otwarte w dwie strony, można wchodzić i można wychodzić. Najważniejsze są wyniki w wyborach. To sprawa przykra, wyrażam ubolewanie, moi koledzy i władze w partii się o tym dowiedzą i nie będą szczęśliwi, tylko raczej zasmuceni – tłumaczy.

Jak kończy, „proszę sobie wyobrazić, że jesteśmy partią demokratyczną, jak są różnice zdań to decyduje większość”.

BS/PAP/aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj