Drużyna Ogniwa Sopot wygrała z Budo 2011 Aleksandrów Łódzki 42:17 w starciu dwóch czołowych ekip Ekstraligi rugby. Taki wynik oznacza, że podopieczni Karola Czyża są zdecydowanie bliżej gry w na swoim boisku w wielkim finale rozgrywek. Trzecią wygraną z rzędu zanotowała Juvenia Kraków, która na wyjeździe pokonała Pogoń Siedlce.
Na mecz Ogniwa Sopot z Budo 2011 Aleksandrów Łódzki kibice ostrzyli sobie zęby od dłuższego czasu. Dwie czołowej ekipy naszej ligi w bezpośrednim starciu miały rozstrzygnąć między sobą, która z nich zajmie pierwsze miejsce w ligowej tabeli i w wielkim finale Ekstraligi zagra na własnym boisku.
OGNIWO LEPSZE W MECZU GIGANTÓW
Początek spotkania nie świadczył jednak o tym, że spotykają się dwie najlepsze drużyny w lidze, bo bardzo dużą przewagę miało Ogniwo. Kiedy w 21. minucie, po świetnym wejściu Dwayne’a Burrowsa i efektownym zwodzie Mateusza Plichty gospodarze przyłożyli po raz drugi, a Wojciech Piotrowicz udanie podwyższył, zrobiło się 18:0 dla sopocian. Przyjezdni byli nieco bezradni i zupełnie nie przypominali drużyny, która potrafiła zdominować niemal każdego rywala w Ekstralidze.
Siedem minut później szyki obronne Budo rozbił Burrows, a Plichta ponownie wpadł z piłką na pole punktowe. „Formalności” dopełnił Piotrowicz i zrobiło się już 25:0, co dla gości mogło być szokiem. W 32. minucie drużyna z Aleksandrowa Łódzkiego pokazała coś, z czego słynie, czyli dobrą grę formacji młyna. Po sformowaniu maula i mocnym pchnięciu Szymon Witkowski przedarł się na pole punktowe i zdobył pierwsze przyłożenie dla przyjezdnych. Nie udało się podwyższyć Patrykowi Chainowi, ale i tak dla Budo 2011 był to sygnał, by próbować powalczyć w tym spotkaniu.
I faktycznie, goście mieli kolejne szanse na zdobycze punktowe, ale ich własne błędy spowodowały, że nic z tego nie wyszło. Tuż przed końcem pierwszej części gry kolejne przyłożenie zaliczyli za to gospodarze. Najpierw świetnie pchnęła formacja młyna Ogniwa, potem dwukrotnie bardzo szybko grę wznowił Plichta, znów sporo metrów zrobił Burrows, a na polu punktowym zameldował się Vaha Halaifonua i zapewnił ekipie z Trójmiasta punkt bonusowy, dając swojej drużynie prowadzenie 30:5.
Po niespełna dziesięciu minutach drugiej części gry Ogniwo dołożyło kolejne siedem „oczek”. Najpierw na polu punktowym zameldował się Stanisław Powała-Niedźwiecki, a potem ponownie celnie między słupy kopnął Piotrowicz. Budo 2011 w drugich 40 minutach musiało radzić sobie bez kontuzjowanego Tomy Mchedlidze i było w bardzo trudnej sytuacji, nie mając na horyzoncie zbyt świetlanych perspektyw.
Goście walczyli jednak do końca i w 72.minucie udało im się zaliczyć drugie przyłożenie, tym razem autorstwa Irakliego Tsitsiwadze. Sześć minut później świetnym rajdem między obrońcami popisał się Przemysław Dobijański i on także wpadł na pole punktowe Ogniwa. Tym razem Chainowi nie udało się podwyższyć, a na tablicy wyników pojawił się rezultat 37:17 dla gospodarzy. W ostatniej akcji meczu Adam Piotrowski sprytnie nakrył kop graczy Budo 2011, w ostatniej chwili oddał piłkę do nadbiegającego Halaifonuy, a ten ustalił wynik tego starcia na 42:17. Ogniwo Sopot wskoczyło na pozycję lidera Ekstraligi rugby i jest bardzo blisko tego, by w wielkim finale po raz kolejny zagrać na własnym boisku.
HAT-TRICK JUVENII
Znakomitą passę kontynuuje drużyna krakowskich „Smoków”. Po wygranych z Arką Gdynia i Posnanią fani Juvenii liczyli, że ich ulubieńcy zaliczą klasycznego hat-tricka i zwyciężą po raz trzeci z rzędu. Szczególnie, że ich rywalem była plasująca się niżej w tabeli Pogoń Siedlce.
Zaczęło się bardzo dobrze dla gości, bo szybko, po przyłożeniach Chemigana Beukesa i Arseniego Pastiuchowa, oraz dwóch udanych podwyższeniach Riaana Van Zyla, Juvenia zdobyła 14 punktów, na które tylko trzema, po rzucie karnym, zdołali odpowiedzieć gracze z Siedlec. Potem kolejne pięć „oczek” dorzucił wracający do formy Michał Jurczyński i przewaga krakowian jeszcze wzrosła.
Gospodarze jednak wzięli się do gry i po efektownej akcji Kacpra Skupa zmniejszyli prowadzenie Juvenii na 19:10. Co więcej, mieli kolejne szanse, by dzięki dobrej grze formacji młyna ponownie zameldować się w polu punktowym. Niestety dla nich, z powodu własnych błędów się to nie udało, a jeszcze przed końcem pierwszej części gry Van Zyl przeprowadził fenomenalną akcję, przebiegł z piłką 70 metrów, podał do wspierającego bo Bartosza Janeczko, a ten zaliczył kolejne przyłożenie, ustalając wynik do przerwy na 24:10 i zapewniając „Smokom” punkt bonusowy.
W drugiej części gry ambitnie grający gospodarze znów zdołali odrobić nieco strat po przyłożeniu Tongijczyka Petelo Po’uhila. Jednak ostatnie 20 minut należało do Riaana Van Zyla, który dwukrotnie trafił między słupy z rzutu karnego, a także wyprowadził na dobrą pozycję Peeta Vorstera, który niezatrzymywany zameldował się na polu punktowym. Dzięki temu Juvenia wygrała ostatecznie 37:17, po raz trzeci z rzędu zwyciężając z punktem bonusowym.
ZWYCIĘSTWO LECHII I ORKANU
„Planowe” zwycięstwo w Poznaniu odnieśli zawodnicy Lechii Gdańsk, którzy pokonali Posnanię 35:5. Gospodarze przez całą rundę prezentują się mizernie, ale akurat w meczu z ekipą z Trójmiasta zaprezentowali się przyzwoicie i w padającym deszczu kilka razy zagrozili rywalom, zdobywając nawet jedno przyłożenie. Nie wystarczyło to do zdobycia choćby punktu, ale po serii wysokich porażek to spotkanie, choć przegrane, było chyba jednym z lepszych w ich wykonaniu tej wiosny.
Bardzo pewne zwycięstwo na własnym boisku odniósł Orkan Sochaczew, który rozbił Arkę Gdynia 68:26. O wszystkim przesądziła fatalna pierwsza połowa w wykonaniu „Buldogów”, po której wciąż aktualni mistrzowie Polski prowadzili 42:7. Pogoń zespołu z Trójmiasta w drugich 40 minutach na niewiele się zdała, choć udało im się diametralnie zmienić swoją grę i mogą być ze swojej postawy zadowoleni. Na uznanie zasługuje Pieter Steenkamp, który do swojego pokaźnego dorobku punktowego dorzucił w tym spotkaniu 28 „oczek”.
mat. pras./ua