Na Ukrainie brakuje ratowników medycznych. Jakub Osipów: „Przy froncie wszyscy są bohaterami”

Spędziłem na Ukrainie łącznie cztery miesiące. Część osób w Polsce nazywa mnie bohaterem, a tam bohaterem jest każda matka z dzieckiem – mówił w Radiu Gdańsk Jakub Osipów, ratownik medyczny, instruktor medycyny pola walki.

W rozmowie z Jarosławem Popkiem „Gość Dnia Radia Gdańsk” wyjaśnił, że środowiska zajmujące się obroną wiedziały o zagrożeniu wojną na Ukrainie od 2010 roku. – Kiedy wojna się rozpoczęła, pomyślałem, że przychodzi kolejna faza realizacji tego, do czego wraz z wszystkimi kolegami ze środowisk obronnych się szykujemy. Szykowaliśmy się od 2010 roku poprzez robienie pozwoleń na broń, szkołę medyczną. Wszystkie przygotowania przez kilkanaście lat zmierzały do tego, by Rosja w końcu wykonała ruch, do którego szykowała się od dawna. Wszystko zmierzało do tego, żeby w razie wojny umieć pomagać kolegom – przyznał.

– Spędziłem na Ukrainie łącznie cztery miesiące. Czas, który spędzam w Polsce, wykorzystuję, by przygotować się do długiego wyjazdu. Moją rolą w przyszłości będzie bycie pomostem medyczno-szkoleniowym. Będę jeździć ze sprzętem medycznym i będę szkolić żołnierzy oraz udzielać pomocy. Część osób w Polsce nazywa mnie bohaterem, a tam bohaterem jest każda matka z dzieckiem. Przy froncie wszyscy są bohaterami – podkreślał Osipów.

Instruktor medycyny pola walki tłumaczył także, że na Ukrainie brakuje ratowników medycznych. – Ja nie mam mieć kontaktu wzrokowego z wrogiem. Instruktorów, jeśli chodzi o medycynę polową, można policzyć na palcach dwóch rąk. Nie można pozwolić sobie na stratę takiego człowieka. Ja sam jestem medykiem, ale oprócz tego uczę udzielać pomocy. Medycyna pola walki skupia się na leczeniu dorosłych mężczyzn, którym coś się stało w wyniku konfliktu – mówił.

– Szacuje się, że 85 proc. jest nie do wyleczenia, ponieważ jesteśmy w polu i mamy ze sobą mało rzeczy. Mamy plecak i na nim bazujemy. W pierwszym okresie urazy były spowodowane głównie przez artylerię i miny pułapki, teraz zwiększa się to w stronę ran postrzałowych. Miałem żołnierza, który spadł z czołgu i złamał rękę, miałem także żołnierza, który dostał zawału. Trzeba być przygotowanym na wszystko – zaznaczył „Gość Dnia Radia Gdańsk”.

Osipów przyznał, że ratownikom na Ukrainie brakuje także specjalistycznego sprzętu. – Bardzo dużo sprzętu zostało przekazane. W jednym miejscu miałem cztery defibrylatory, ale nie wszystkie były sprawne. Zasypano Ukraińców sprzętami zalegającymi w całej Europie. W jednych miejscach sprzęt jest, w innych nie ma. Brakuje specjalistycznych urządzeń, np. pasów do zaciskania tętnic na poziomie miednicy. Brakuje gaz, które powodują szybkie zakrzepnięcie krwi – wyliczał.

Odłamki, które spadły na szpital, w którym pracował Jakub Osipów

– Całe życie żyję w wysokim stresie i zagrożeniu. Boję się każdego dnia, gdy wsiadam do samochodu i zapinam pasy. Przyzwyczaiłem się do ryzyka, nie mogę siedzieć bezczynnie. To, czy Ukraina wygra wojnę, jest nie do ocenienia. Jedyne, co możemy robić, to próbować szkolić. Robimy wszystko, co możemy, żeby przygotować tych ludzi. To ważne, by Ukraińcy wygrali, bo potem musimy zabrać się za Białoruś. Jeśli te dwa kraje nie będą wolne, to zawsze będzie ta sama sytuacja polityczna – ocenił „Gość Dnia Radia Gdańsk”.

Jakub Osipów prowadzi także zbiórkę pieniędzy na sprzęt USG dla Ukrainy. Zbiórkę wesprzeć można >>>TUTAJ.

ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj