Naginanie przepisów, presja i fatalna pogoda. Katastrofa w Smoleńsku oczami pilota

Chcesz latać? Musisz być „elastyczny”, nawet jeśli nie podoba się podejście przełożonych do aspektów bezpieczeństwa lotów. Przed czwartą rocznicą katastrofy prezydenckiego samolotu nasz bloger, na co dzień pilot, Robert Zawada pisze w jak najbardziej zrozumiały dla wszystkich sposób o odczuciach pilota w czasie feralnego lotu. Jak wygląda przygotowanie? Załoga kompletowana naprędce, nie ma dużo czasu, aby dobrze się przygotować. – Pozostawało mieć nadzieję, że nic szczególnego się tym razem nie wydarzy i jakoś sobie poradzą. Nie pierwszy raz zresztą – pisze Robert Zawada. Lekceważenie przepisów bezpieczeństwa, które i tak są łagodniejsze od cywilnych, a do tego presja, że dla Prezydenta RP wylądowanie na tym właśnie lotnisku o czasie jest sprawą bardzo ważną. Lecieli też generałowie, w tym generał Sił Zbrojnych RP, najważniejszy w lotnictwie.

Robert Zawada historię opowiada opierając się na faktach. Pilot prezydenckiego tupolewa miał świadomość, że pogoda jest zła. Od kolegów, którzy wcześniej lądowali Jakiem-40 wiedział jak fatalna jest widoczność. Ale zapewne miał nadzieję, że zanim samolot doleci na miejsce pogoda się poprawi. Wiedział, że w Smoleńsku jest archaiczny system wspomagający lądowanie i nie można było zniżać się bez widoczności ziemi poniżej stu metrów. Jego doświadczenie i umiejętności powodowały, że ufał iż da radę mimo braku urządzeń.

Kapitanowi skupić się nie było łatwo, bo wciąż ktoś wchodził do kokpitu i zawracał mu głowę. Do tego prowadził korespondencję po rosyjsku, bo nikt inny tego języka nie znał. No i jak skoncentrować się kiedy Dyrektor Protokołu Dyplomatycznego sprawę lotu omawia z Prezydentem… Co mógł pomyśleć pilot zdaniem naszego blogera? – Nie ma decyzji Prezydenta. Może On tu powinien siedzieć na moim miejscu i wtedy decydować.

O godz. 6:41:02,8 (wg. międzynarodowego czasu UTC używanego przez pilotów – przyp.red.) na wysokości 1,1 m nad poziomem lotniska, w odległości 855 m od progu pasa, samolot uderzył lewym skrzydłem w brzozę, przez co utracił kawałek skrzydła.
– K*** mać! – krzyknął ktoś z załogi.
Utrata części skrzydła spowodowała, że samolot w sposób niekontrolowany zaczął obracać się w lewą stronę. Załoga zdała sobie w tym momencie sprawę, że ten lot nie zakończy się tak jak planowali.
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj