Rok 1983 był w historii Lechii absolutnie nadzwyczajny. Trzecioligowiec z Traugutta awansował do drugiej ligi, zdobył Puchar Polski oraz wygrał rozgrywany pierwszy raz Superpuchar. Najwspanialej zapisały się jednak dwa przegrane mecze.
We wrześniu Lechia zagrała w Pucharze Zdobywców Pucharów z Juventusem. Pierwszy mecz w Turynie zakończył się zwycięstwem gospodarzy 7:0, w rewanżu biało-zieloni prowadzili w 63. minucie 2:1 po rzucie karnym Jerzego Kruszyńskiego. Zwycięstwo zapewnił rywalom 20 minut później Zbigniew Boniek.
Rewanż przeszedł do historii nie tylko w związku z tym, co działo się na murawie. Rekord frekwencji, który oszacowano na poziomie 30 tys., nie zostanie nigdy poprawiony choćby ze względów bezpieczeństwa. Nie wszystkie drzewa, które wówczas służyły za punkty widokowe, jeszcze stoją. Nie ma także możliwości, by oglądać spotkanie z dachu trybuny honorowej. Nieżyjący już ówczesny dyrektor Lechii Jerzy Klockowski wyjaśnił nam przed laty, jak wyliczono frekwencję. Wszystkie poziomy widowni podzielono przez 25 cm, zakładając, że właśnie tyle miejsca zajmował każdy widz, potem pomnożono liczbę stojących na koronie. Do końcowych szacunków dołożono także tych za płotem, na drzewach i w oknach szpitala, skąd roztaczał się widok na murawę.
Mecz w Gdańsku był także manifestacją zdelegalizowanej po stanie wojennym „Solidarności”. Kontekst politycznych był nie mniej ważny od sportowego. Wynik dwumeczu był przesądzony. W Turynie Lechia przegrała 0:7.
LECHIA JAK AVELLINO
Piłkarze Lechii do Turynu dotarli trzy dni przed meczem. 12 września mogli rozpoznać przeciwnika walką. Rozczarowany tylko tytułem wicemistrzowskim z poprzedniego sezonu Juventus rozbił Avellino 7:0. Mecz z trybun obejrzeli goście z Gdańska, którzy dwa dni później przegrali w identycznych rozmiarach.
Na koniec sezonu Juventus zdetronizował Romę, odzyskując tytuł mistrzowski. Nic dziwnego – w zespole było pięciu mistrzów świata z 1982 roku z królem strzelców mundialu – Paolo Rossim oraz najlepszy wówczas piłkarz Europy – Michel Platini i Polski – Zbigniew Boniek.
Bramki zdobywali:
1:0 Michel Platini 18′
2:0 Domenico Penzo 24′
3:0 Michel Platini 26′
4:0 Domenico Penzo 28′
5:0 Domenico Penzo 60′
6:0 Domenico Penzo 67′
7:0 Paolo Rossi 75′
Składy:
Juventus: Stefano Tacconi, Claudio Gentile, Gaetano Scirea, Sergio Brio, Antonio Cabrini (30′ Nicola Caricola), Marco Tardelli, Massimo Bonini, Zbigniew Boniek, Michel Platini (60′ Lirioli), Paolo Rossi, Domenico Penzo.
Lechia: Tadeusz Fajfer, Zbigniew Kowalski, Lech Kulwicki, Andrzej Salach, Aleksander Cybulski (70′ Andrzej Marchel), Jacek Grembocki (73′ Roman Józefowicz), Marek Kowalczyk, Maciej Kamiński, Jerzy Kruszczyński, Dariusz Wójtowicz, Ryszard Polak (50′ Krzysztof Górski).
SPEŁNIONE MARZENIA
Kapitan Lechii – Lech Kulwicki miał wówczas prawie 32 lata i właśnie spełniał dziecięce marzenia. Droga z rodzinnego Tczewa do Lechii wiodła przez Flotę Gdynia i Stoczniowca. Lechię prowadził jego rówieśnik – Jerzy Jastrzębowski, którego asystentem był o rok młodszy Józef Gładysz. To była starszyzna, która miała głos decydujący. W Kulwickim żywe były jeszcze emocje małego Leszka, którego fascynowały wielkie postaci światowego futbolu – Franz Beckenbauer i Gaetano Scirea. Temu drugiemu – kapitanowi Juve – uścisnął dłoń, gdy jako kapitan Lechii wyprowadził kopciuszka z Polski na Stadio Comunale w Turynie, by rozegrać mecz z być może najlepszą wówczas drużyną na świecie.
DUET PAPSZUN – NAWAŁKA
Gość „Sportowej Środy” przedstawił przy okazji swoją koncepcję prowadzenia kadry narodowej po odejściu Fernando Santosa. Lech Kulwicki chętnie widziałby duet trenerski – Nawałka/Papszun. Ten pierwszy wniósłby doświadczenie, drugi witalność, świeżość i receptę na sukces sprawdzoną w Rakowie Częstochowa.
Kulwicki podkreśla także, że tak jak sukces ma wielu ojców, tak za fatalne występy w tym roku odpowiada nie tylko portugalski selekcjoner, ale także polscy piłkarze. Odpowiedzialność jest zatem zbiorowa.
Posłuchaj:
Włodzimierz Machnikowski/jk