Don Kichot, co nie chciał przegrać z wiatrakami. Siedem miesięcy Ziemowita Deptuły w Lechii

n/z Zbigniew Ziemowit Deptuła 15.04.2023 / fot. Mateusz Słodkowski / KFP / Trojmiasto.pl

Powitał się szelmowskim uśmiechem i skróceniem dystansu wyrażonym w słowach: „Nazywam się Zbigniew Ziemowit Deptuła, ale nie obrażę się, jak będziecie mnie nazywali Ziemowitem”. Dla Lechii i Gdańska porzucił Białystok, chcąc budować inną jakość w klubie targanym przez lata problemami. Misja trwała dokładnie 208 dni, choć realną władzę były prezes Lechii stracił znacznie wcześniej. Dużo obiecywał, ale miał też spory zapał do pracy. Umiał rozmawiać z kibicami i kupić ich zaufanie. Niestety nie przekonał Paolo Urfera, który zdecydował się pożegnać z Deptułą.

Dla osób znających realia komunikacyjne w Lechii to był szok. Na konferencję prasową przyszedł człowiek z krwi i kości, nie uchylający się od pytań, niezabunkrowany w klubowych gabinetach lub zagranicznych krainach. Odpowiadał długo także na pytania nie do końca wygodne, choć nie zawsze konkretnie. W pierwszym dniu swojej pracy zdobył się na więcej słów ws. Lechii niż Paweł Żelem i Adam Mandziara razem wzięci przez ostatnie kilkanaście miesięcy. A zadanie miał niełatwe – obejmował stery w klubie zagrożonym totalną demolką. W przededniu meczu z Pogonią Szczecin, w Gdańsku w powietrzu wisiało widmo walkowera z powodu nieuregulowanych zobowiązań wobec firmy ochroniarskiej, a sportowo Lechia zmierzała tam, gdzie ostatecznie trafiła – do pierwszej ligi.

W takich okolicznościach Prezesem Lechii Gdańsk został 50-letni absolwent wydziału prawa, który wcześniej nie pełnił żadnych funkcji w klubach piłkarskich. Doświadczenia kierownicze zbierał w firmach krajowych i zagranicznych: Energizer, Wilkinson, myWorld (współpracującej już z Lechią), korporacjach nieszczególnie kojarzonych z piłką nożną, splatających się ledwie okazjonalnie z futbolem lub z innymi sportami, jak np. z hokejem na Słowacji.  Ale Lechia nęciła go posadą znacznie wcześniej niż w kwietniu 2023 roku, kiedy znajdowała się w dużo lepszej sytuacji sportowej, być może także z powodu, że życie zawodowe co jakiś czas kojarzyło Deptułę z futbolowymi interesami. – Miałem spokój ducha, dobre zajęcie, spore pieniądze, dużo podróżowałem, zajmowałem się zarządzaniem i sprzedażą. Wtedy mi to nie było potrzebne – tłumaczył w Cafe Futbol powody pierwszej odmowy. Jednocześnie – jak twierdził – do rozmów z Lechią wrócił, bo potrzebował trudnych wyzwań.

Postawił na otwartość. Nie tylko na dwóch konferencjach prasowych i podczas udziału w programach mediów sportowych. Kiedy za namową Adama Mandziary Deptuła pojawił się w Gdańsku, do końca sezonu pozostawało 7 meczów ligowych. – Myślę, że jesteśmy w podobnej albo nawet lepszej sytuacji niż większość polskich klubów w chwili obecnej – powiedział podczas pierwszego spotkania z mediami, jednocześnie apelując do dziennikarzy o optymizm i prosząc o większą powściągliwość w pisaniu alarmujących artykułów. 12 kwietnia, na tej samej konferencji, poinformował, że zaległości z wypłatami sięgają jednej pensji dla pracowników i piłkarzy. Było nieco inaczej, niektóre zaległości sięgały stycznia 2023 roku. Pięć z ostatnich siedmiu meczów Lechia przegrała, pożegnalny w absurdalnym stylu walkowerem za race rzucone przez jej sympatyków na murawę.

DOBRA MINA DO ZŁEJ GRY

Zdecydowanie mniejszy optymizm w sprawie wypłat Deptuła wyraził po dwóch miesiącach pracy, już po sezonie, kiedy wiadomo było, że po 15 latach klub żegna się z Ekstraklasą. – Są zaległości wobec pracowników. Część dostała wynagrodzenia, część nie. Za maj części nie zostało zapłacone. Mam zapewnienia, że do końca czerwca będą zaległości zapłacone. W Lechii już kiedyś były zaległości, natomiast teraz przybrało to rozmiar dłuższego okresu – stwierdził na konferencji 14 czerwca. I choć za fatalną kondycję Lechii odpowiadali poprzednicy, Deptuła Żelema oszczędzał, wskazując byłego prezesa jako „przekaźnik wiedzy”, a winę za spadek biorąc także na siebie. – Wszyscy zawinili, cały klub. Zabrakło spójnej koncepcji co do tego, co chcieliśmy osiągnąć. Zabrakło też trochę ducha w drużynie i te kwestie mentalne najbardziej zaważyły wśród piłkarzy – komentował w czerwcu w Cafe Futbol. Jednocześnie realizował działania promocyjne, współpracę z miastem i mieszkańcami w myśl zasady, że dzień meczowy ma być świętem.

Gdy pytamy o Deptułę ludzi współpracujących z nim w Lechii, słyszymy powtarzające się słowa: niezrażony wizjoner, pozytywnie zmotywowany, nieraz Don Kichot, kreślący wizje współprac, partnerstw, zaangażowania grupowego, niezależnie od zastanej sytuacji. To był przeskok z zerowej interakcji, na nawet kilka spotkań w tygodniu, podczas których odbywały się debaty dotyczące przyszłości klubu. Choć nie było mu łatwo grzęznąć zależnym od poprzednich właścicieli Lechii. – Deptuła liczył na utrzymanie stanowiska po przyjściu Paolo Urfera, był przekonany, że w nowym rozdaniu będzie miał większe możliwości wdrażania swoich pomysłów. Szybko jednak go wyhamowan– mówi nam osoba blisko związana z klubem. Inna zwraca uwagę na otoczenie Deptuły, słuchanie osób z zewnątrz, niezwiązanych z klubem PR-owców, co nie zawsze miało przynosić pozytywny skutek, a stać w kolizji do panujących realiów.

UMIAŁ ROZMAWIAĆ

Ale stały za nim też działania. Choć kasa klubowa była pusta, poprawiła się komunikacja zewnętrzna, przede wszystkim w nowym sezonie. Deptuła usilnie szukał doświadczonego, pomysłowego rzecznika prasowego, który miałby ulepszyć jakość mediów społecznościowych i komunikacji z otoczeniem. Udało się dopiero we wrześniu, po 7. kolejce ligowej zatrudnić w klubie Mateusza Czerwińskiego, byłego dziennikarza gdańskiego oddziału TVP. Dziś „socjale” Lechii przypominają porządnie zarządzaną machinę, czego nie dało się powiedzieć o nich jeszcze kilka miesięcy temu. No bo jak ma być profesjonalnie, kiedy nie uznaje się działań marketingowych, nie jest się transparentnym i na wszystkim się oszczędza?

W przeciwieństwie do czasów Adama Mandziary, nie krzywił się na mniejsze współprace, jak te z Toyotą Carter czy hotelem Golden Tulip. Na koszulkach pojawił się motyw gdańskiego lwa, hasło Nec Temere Nec Timide, zresztą te okolicznościowe trykoty trafiły później na aukcje charytatywne. A wszystko to w czasie, kiedy kolejni zawodnicy wzywali do zapłaty należności, odchodzili z klubu, panowała atmosfera niepewności. Sporo czasu poświęcił także renegocjacji umowy z Energą z Grupy Orlen, ale zbyt późno prowadzono rozmowy przed przyjściem Deptuły, a gdy już nowy prezes złożył ofertę, nie pomogła sytuacja sportowa i proces sprzedaży klubu. Wyprostował też sprawę zaległości płacowych Rafała Wolskiego, mimo że piłkarz pierwotnie nie zamierzał podejmować kontaktu. Deptule zajęło to 1,5 tygodnia po objęciu sterów w Lechii. W tym okresie obronił się też wyjściem do kibiców i dziennikarzy, jego intuicyjne działania przynosiły przeważnie pozytywne efekty.

ZŁE POWITANIE I POŻEGNANIA

Przeważnie nie znaczy jednak zawsze. Ogłoszenie trenerem Szymona Grabowskiego było ciekawym zabiegiem, poprzedziła go konferencja prasowa, na której budowano napięcie. Niestety z banalnych powodów nie uporządkowano spraw związanych z klauzulą odstępnego, w efekcie czego trener został przedstawiony, zanim kontrakt wszedł w życie. Deptuła niepotrzebnie wywołał publiczną burzę, za pośrednictwem Twittera kontaktując się ze Stomilem, który przesłał wszelkie dokumenty na czas. Inny przykład: w tzw. aferze spodenkowej i jej następstwach, podjęto spontaniczne, chaotyczne decyzje. – Prezes, wyrażając wstyd i starając się naprostować tę sytuację, strasznie się pogubił – słyszymy od osoby będącej wówczas wewnątrz. Przez tę pomyłkę pracę straciła osoba pracująca przy feralnej wysyłce. Podobnie było z promocjami biletowymi na nowy sezon. Pomysł był ciekawy – realizacja z ciągłymi wątpliwościami kibiców chcących z nich skorzystać, pytania fanów spotykały się nierzadko z głuchą ciszą.

Przygoda Ziemowita Deptuły z Lechią dobiega więc końca po niespełna 7 miesiącach. Rewolucji nie wywołał, biegu Wisły nie zawrócił, ale też nie dano mu szansy. Bez wątpliwości jednak do klubu przyszedł człowiek z planami, zapalony do ich realizacji. Don Kichot, jak podkreślił jeden ze współpracowników. Trudno zgadnąć, czy naprawdę wierzył w realizację buńczucznych obietnic. A obiecał wiele: TOP 3 frekwencji w Ekstraklasie, zbudowanie prawdziwego działu sprzedaży, stworzenie klubu biznesu, w tym programu dla kilkuset mniejszych sponsorów, zapewnienie stabilnych przychodów, zmiana mentalności pracowników. To ostatnie plus pozytywna aura się udały, a w kolejnych podpunktach na pewno nie pomogły zmiany właścicielskie i samo przekonanie nowego właściciela, że należy pożegnać się z ludźmi Mandziary i Żelema. Deptuła, jeśli nawet człowiekiem Mandziary był, kilkoma PR-owymi gestami wpłynął na poprawę postrzegania Lechii w środowisku. Wieloletnie zaniedbania tego obszaru pokazują, jak niewiele potrzeba, by w tej organizacji wyjść z twarzą, nawet pełniąc rolę epizodyczną.  Pytaniem otwartym pozostaje, czy tak dobrze to świadczy o Deptule, czy może jednak źle o kondycji Lechii z ostatnich lat.

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj