Greenpeace jest przeciwny powstaniu terminala gazowego. Obszar planowanej budowy znajduje się niedaleko rezerwatu Ptasi Raj. Greenpeace sprzeciwia się inwestycji i zachęca do wzięcia udziału w konsultacjach społecznych, by zatrzymać realizację tego szkodliwego dla przyrody i ludzi projektu – pisze organizacja. Jak pogodzić ekologię z niezależnością energetyczną, zwłaszcza, gdy u naszych bram, na Ukrainie, toczy się wojna? Odpowiedzi Iwona Wysocka szukała w programie „Ludzie i Pieniądze” z Andrzejem Chmieleckim, etykiem biznesu, prezesem Virtus oraz Grzegorzem Pellowskim, trójmiejskim przedsiębiorcą i piekarzem.
– Państwo polskie musi dbać przede wszystkim o własne bezpieczeństwo. Nie tylko bezpieczeństwo kraju, ale również o bezpieczeństwo energetyczne. To nie tylko nasz terminal gazowy ma tutaj stanąć na Zatoce Gdańskiej. Przeszkadza nie tylko Greenpeace, ale i Niemcy przeszkadzają przy budowie portu w Świnoujściu. Przeszkadzają nam też organizacje ekologiczne, jeżeli chodzi o modernizację naszej rzeki Odry. Zawsze ktoś się znajdzie, któremu to przeszkadza, a głównie chodzi o to, żeby Polska była słaba, zależna. Wielokrotnie pisano o Greenpeace, że dostaje różne środki od dziwnych organizacji i one muszą wykonywać jakąś pracę. Teraz wykonują pracę na rzecz tego, żeby osłabić nas tutaj, prowadzić wszelkie działania, żeby nie doprowadzić do tego, żeby Polska była takim hubem, który dystrybuuje gaz. Tu też chodzi o dystrybucję gazu na południe Europy, do Węgier, Czech. Polska mogłaby być takim hubem i uważam, że to jest bardzo dobry kierunek. Mogłaby na tym nieźle zarabiać. Port CPK też przeszkadza. Też niedobry, „po co”, „jest tam gdzieś w Berlinie”. Jeżeli przyjmiemy tę narrację i zgodzimy się, to będziemy dalej takim krajem, gdzie nic nie można, który się nie liczy, nic nie ma, zajmuje się tylko agroturystyką. Będziemy świstakami Europy. Jeżeli ktoś ma wizję kraju silnego, mocnego, to powinien popierać i CPK, i uregulowanie Odry, port w Świnoujściu i bazę przeładunkową gazu w Zatoce Gdańskiej. Kiedyś, przed paru laty, jeździłem codziennie ścieżką rowerową wzdłuż Brzeźna do Sopotu, tam potem wjeżdżałem do lasu. Kilkanaście lat temu na redzie naszego portu w Zatoce Gdańskiej stały jeden, dwa statki, a czasem ani jednego. Dzisiaj stoi tam pomiędzy piętnaście a dwadzieścia statków. To już jest biznes i z tego czerpie korzyści cały kraj – wyjaśnił Grzegorz Pellowski.
– Dla mnie apel Greenpeace’u, który się pojawił jako komunikat, ma o tyle znaczenie, że być może otworzy po raz kolejny dyskusję na temat bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju w kontekście pozyskiwania importowanych źródeł energii. Zgadzam się z przedmówcą o tyle, że bezpieczeństwo energetyczne kraju ma prymat, ponieważ ono jest nie tylko dla ludzi, ale i dla gospodarki i życia społecznego nerwem. W tym upatruję prymat inwestycji energetycznych nad brakiem korzyści czy też szkodą dla środowiska naturalnego. Wracając do tego bezpieczeństwa energetycznego, musimy pamiętać, że w sytuacji, w której pewnie za jakiś czas ustaną walki na Ukrainie, Słowacja czy Węgry nie będą chętne do tego, żeby importować skroplony gaz za pośrednictwem naszego portu i przechodzić przez 700 kilometrów po terenie naszego kraju, tylko będą wykorzystywać istniejące instalacje, które mają konektory z Rosją. Wówczas nie będzie embarga, gdy ta wojna ustanie. My z kolei będziemy mieli ogromne zasilanie w energię energetyczną z Ukrainy, z której już w tej chwili, pomimo trwającej tam wojny, mamy dodatni bilans. Mniej eksportujemy energii elektrycznej na Ukrainę – a mamy system energetyczny scalony akurat od roku – niż pozyskujemy tej energii z zakładów ukraińskich, które z pewnością będą upatrywały dużą szansę eksportową. No bo cóż z tej Ukrainy będziemy kupować, oprócz, zapewne, części płodów rolno-spożywczych? Zapewne będzie to energia elektryczna – mówił Andrzej Chmielecki.
Posłuchaj:
kł