Będą czuli niedosyt piłkarze gdyńskiej Arki. W Katowicach zaledwie zremisowali z GKS-em, choć byli stroną przeważającą, mieli nawet rzut karny dający dwubramkowe prowadzenie, ale ostatecznie sami z „jedenastki” stracili gola. Tym samym pierwszy raz od 23 września nie zdobędą pełnej puli.
Arka miała już wprawę w graniu na takiej murawie, bo to, co działo się w Katowicach, żywcem przypominało aurę z poprzedniego tygodnia i meczu z Lechią Gdańsk. Gdynianie dobrze adaptowali się do warunków, potrafili okiełznać śliską nawierzchnię, wymieniając kilka składnych akcji. Zwieńczeniem tej postawy była bramka Olafa Kobackiego po akcji Huberta Adamczyka i błędach katowiczan.
I choć w drugiej połowie żółto-niebiescy wywalczyli rzut karny i mogli zamknąć mecz, po faulu na Sebastianie Milewskim, wykonujący jedenastkę Adamczyk uderzył zbyt nisko i zbyt blisko środka. Chichot losu ukarał Arkę 10 minut później. Tym razem Milewski był tym faulującym. Stojący w bramce Paweł Lenarcik nie miał tyle szczęścia co jego vis a vis – Jędrych uderzył pewnie i GKS wyrównał.
W kolejnych fragmentach bramki już nie padły, mimo że nacierały oba zespoły. Arka straciła pierwsze punkty od ponad dwóch miesięcy, kończąc imponującą serię 10. wygranych z rzędu. Gdynianie przynajmniej do niedzieli pozostaną na czele tabeli, kiedy Odra Opole rozegra swoje spotkanie. Wicelider ma 3 punkty straty do gdynian.