24 lutego miną dwa lata od rosyjskiej napaści na Ukrainę. Do tej pory wojna pochłonęła setki tysięcy ofiar, nie tylko żołnierzy, ale również cywilów, w tym kobiety, dzieci i osoby starsze. Miliony osób straciły swoje domy, zostały zmuszone do ucieczki w poszukiwaniu pomocy i bezpiecznego schronienia. Od pierwszych dni wojny z pomocą humanitarną ruszyła cała Polska, także niewielka sopocka fundacja Zupa na Monciaku.
– Od razu był ten impuls, żeby pomagać. Pomyśleliśmy, że może w tym całym chaosie niech każdy robi to, co potrafi. Ponieważ w minionych latach karmiliśmy tutaj ludzi, przygotowaliśmy jedzenie – kilkaset lunchboxów dla dzieci – i pojechaliśmy na granicę – wspomina w rozmowie z Anną Rębas założycielka Zupy na Monciaku Aleksandra Kamińska. Sopocka fundacja cały czas organizuje pomoc. – Transporty w tym długim czasie bardzo się zmieniały. Po wożeniu jedzenia na granicę, zaczęliśmy organizować transporty z pomocą humanitarną i jeździć w głąb Ukrainy. Przed chwilą wróciłam z Hersonia. Byliśmy z pomocą dla ludności cywilnej, miejscowego szpitala i dla wojskowych. Zawieźliśmy generatory prądu, ogrzewające wkładki do butów, baterie, latarki, ciepłe ubrania. Staramy się odpowiadać na konkretne potrzeby poszczególnych oddziałów – zaznacza Kamińska.
– Nie oglądamy się na innych, każdy pomaga w inny sposób. Dla nas ważne jest, żeby ta pomoc podnosiła ludzi na duchu. Dlatego jeździmy tam sami, doręczamy to osobiście, po to, żeby spojrzeć ludziom w oczy, powiedzieć, że o nich pamiętamy – mówi założycielka sopockiej fundacji.
OGROM POTRZEB
Do tej pory sopocka fundacja Zupa na Monciaku zorganizowała 26 indywidualnych konwojów. Kolejny wyjazd, tym razem do Donbasu, planowany jest tuż po Wielkanocy. Więcej o tym, jak pomóc, można znaleźć TUTAJ.
Posłuchaj całej rozmowy:
Anna Rębas/hb