Biegowa metamorfoza Tobiasza Całucha i Tomasza Kaszkura

zmiayny 2 1

W zasadzie większość biegaczy ma konkretny cel, motywujący do dalszych treningów, udziału w zawodach czy pokonywaniu kolejnych barier. Po prostu z każdą osobą, która rozpoczęła swoją przygodę z bieganiem, wiąże się jakaś ciekawa historia.

Wśród tych historii jest spora liczba biegaczy, która postanowiła biegać, aby schudnąć – od razy należy dodać, że nie chodzi o zrzucenie zbędnych kilogramów, ale pozbycie się ogromnej masy ciała – mogącej w niedługim czasie zagrażać normalnemu funkcjonowaniu.

W środowisku amatorskiego biegania dobrze jest znana historia Michała Sawicza czyli Biegacza z Północy, który kilka lat temu nie mógł na stojąco założyć buta, a teraz potrafi przebiec maraton poniżej 3 godzin.

Podobnie jest z dwójką naszych bohaterów – Tobiaszem Całuchem oraz Tomaszem Kaszkurem, po których w ogóle nie widać, aby mieli jakiekolwiek problemy z wagą.

Są świetnym przykładem, że jeśli się czegoś pragnie i rozsądnie podejdzie do tematu, to wszystko jest możliwe do osiągnięcia – szczupła sylwetka bez powikłań chorobowych,  mimowolnie zdrowa dieta, uzyskiwanie znakomitych wyników biegowych i oczywiście moc energii na każdy dzień.

Mamy nadzieję, że ich opowieść będzie motywacją dla innych, walczących ze swoimi słabościami.

Tobiasz Całuch

15113116049 dab2619672 b

Swoją przygodę z bieganiem zacząłem w momencie, gdy wskazówka wagi wskazywała 106 kg – a wszystko zaczęło się od tego, że pewnego poranka, gdy wychodziłem do pracy, po zawiązaniu sznurowadeł w butach wstałem lekko siny i bez powietrza, przez brzuch nie mogłem się zbytnio schylać. To był właśnie ten moment, kiedy powiedziałem sobie – że nie mogę w tym wieku ruszać się i wyglądać jak żelbetonowy kloc.
  
Za aprobatą i ogromnym wsparciem żony ruszyłem do boju. Przywdziałem dres, założyłem buty do biegania, które do tej pory służyły mi jedynie jako buty do prac takich jak np. mycie auta i wyszedłem pobiegać.

Bieganiem tego nazwać nie można było, bo po 300 metrach padłem – zresztą ku zdziwieniu mojej żony, która powiedziała tylko i już?

DSCF9324 2

Jednak pełen entuzjazmu z nowego doznania wróciłem baaaardzoooo powolnym truchtem do domu. I tak z dnia na dzień starałem się chociaż o kawałek zwiększać dystans, oczywiście pamiętając o regeneracji.

Pierwszy problem pojawił się po miesiącu. Z powodu słusznej wagi, kolana zaczęły o sobie przypominać. Po wizycie u ortopedy i słowach – jak zniknął 3 cyfry z wagi przestaną Pana boleć kolana, szedłem dalej w dni treningowe. Gdy ból kolan uniemożliwiał bieg siadałem na rower i pedałowałem – najważniejsze to trzymać się planu.

Oczywiście doszła do tego dieta. Może dieta to za wiele powiedziane, po prostu zacząłem patrzeć na to co jem i co kupuję. Przede wszystkim zero śmieciowego jedzenia typu fast food, poza tym jak najmniej przetworzonych produktów. Regularne lekko strawne posiłki i duuuużo owoców i warzyw. Z mięsa jadam ryby, drób i wołowinę. Taki sposób odżywiania szybko wchodzi w nawyk i towarzyszy mi do dziś. 

Wystarczyło trochę silnej woli i już po dwóch miesiącach biegania moje ciuchy zrobiły się za luźne. Dało mi to jeszcze większą motywację. Poczułem, że idę w dobrym kierunku. 

Po pół roku, kiedy waga wskazywała 85 kg, musiałem wymienić całą garderobę. Jednak moje codzienne samopoczucie, sprawność fizyczna, kondycja zmieniły się diametralnie, więc było warto.

Za namową żony wystartowałem w swoim pierwszym biegu ulicznym – w 51. Biegu Westerplatte. Obaw było co nie miara, że nie dam rady, że przybiegnę ostatni, że to nie dla mnie. Jednak zapisałem się i wystartowałem. Na mecie byłem po 58 minutach, trzymając pierwszy medal w ręku i już wiedziałem, że chcę więcej.

14748665849 f149746469 b

Zacząłem szukać i startować w biegach, poza tym rozpocząłem swoją cotygodniową przygodę z parkrunnową rodziną.

Motywacja w postaci spadającej wagi, przyklaskiwanie żony i kolegów oraz słowa WOW, dawały dodatkowego kopa do coraz obszerniejszych treningów i zdrowego trybu życia.

Dokładnie rok po pierwszym włożeniu butów do biegania, waga wskazywała 69-70 kg, a więc zrzuciłem przez ten cały czas ponad 35 kg. I dokładnie w rocznicę mojej przygody z bieganiem wystartowałem w Orlen Warsaw Marathon i… dobiegłem do mety.

Czas jak na debiut myślę, że niezły – 4 godziny i 19 minut. Jednak w miarę jedzenia, apetyt rośnie i startuję w kolejnych imprezach biegowych – gdzie mogę i na ile pozwala mi praca zawodowa.

Biegi w kolejnych miastach to Gdynia, Kwidzyn, Sopot, aby po kilku miesiącach od pierwszego maratonu – ukończyć Maraton Solidarności z czasem 3 godzin i 29 minut. Jestem przeszczęśliwy i pewny, że trening, czas i motywacja naprawdę działają cuda.

Tak więc zachęcam wszystkich do aktywności, pokazując, że przy odrobinie samodyscypliny, można wiele zdziałać. Zapewniam Was, że i taniej i zdrowiej jest pójść na trening oraz mądrzej się odżywiać, niż stosować diety typu cud czy już nie mówiąc o przesiadywaniu w knajpie lub przed telewizorem z piwem w ręku, hodując brzuch. 

Tomasz Kaszkur (run around the lake)

1-20140208 092718

Nie byłem nigdy grubym dzieckiem. Jako młodzieniec miałem idealne proporcje i żadnych powodów do kompleksów. Co więcej brałem udział w zawodach w bieganiu na średnie dystanse i nawet nieźle mi szło.

Jeszcze 10 lat temu grałem w siatkówkę w jednej z amatorskich drużyn w trójmiejskiej lidze biznesu. I chyba właśnie koniec przygody z siatkówką mniej więcej w 2006 roku spowodował, że w ciągu kolejnych 6 lat przytyłem… , 40 kilogramów. Zero ruchu. Ślub. Dwójka dzieci. Praca, dom. Scenariusz jakich tysiące.

Pod koniec sierpnia 2012 roku, kiedy wróciłem z wakacji, stanąłem na wadze i zobaczyłem 129,8 kg. Dotarło to do mnie, że jestem gruby. I jeżeli dzieci przed blokiem powiedzą Patrz! Idzie grubas!, to nie będę miał argumentu, aby zaprotestować.

Wtedy postanowiłem, że nigdy, ale przenigdy nie przekroczę granicy dodatkowych 200 gram. Nie zobaczę na wadze 130 kg. Tego wieczoru wyszedłem pierwszy raz pobiegać. Jak mój bieg wyglądał zapewne każdy się domyśla – 100 metrów biegu, walka o życie, 200 metrów marszu… .

sierpien vs sierpnien

Musiałem poszukać dodatkowego motywatora. Spojrzałem na moją półkę z płytami i wiedziałem, że nawet jak będą tylko spacerował, to będzie mój czas z ukochanymi płytami, których nie słuchałem przez lata. Swoją drogą, to Trick of the Tail – Genesis będę kojarzył i wspominał z moimi pierwszymi krokami na biegowej ścieżce.

Efekty jak to bywa na początku przyszły bardzo szybko. Nie zmieniłem tylko diety z zasady, bo nie chciałem rewolucji. Bałem się, że nie dam rady zmienić tak wielu nawyków na raz. Po prostu biegałem. Ale bardzo szybko okazało się, że po dużym ciężkim posiłku słabo się biega i zupełnie naturalnie oraz mimowolnie dieta zaczęła zmieniać się sama. Nie kontrolowałem tej zmiany, po prostu podążałem za wskazówkami organizmu.

10221628615 ff192a6065 c

Wtedy tez spotkałem Dominika. Nasze dzieci chodziły do tego samego przedszkola i trzymały się razem, a my od słowa do słowa zaczęliśmy rozmawiać o bieganiu. Sprawy potoczyły się lawinowo.

Dominik namówił mnie do zapisania się na pierwszy oficjalny bieg – Bieg Europejski 2013 w Gdyni. Sprawdziwszy ile osób bierze w nim udział poczułem się na tyle anonimowo, że mogłem schować się w tłumie. Złamałem godzinę na 10 km przy wadze 110 kg.

W tym samym czasie Dominik pożyczył mi też książkę Jedz i Biegaj, autorstwa Scotta Jurka. Wtedy zrozumiałem, że odpowiednie odżywianie jest tak samo ważne jak bieganie. Co więcej, odczułem coś co z perspektywy czasu – jakbym przestał być pasażerem we własnym organizmie.

Zacząłem mieć wpływ na to co mogę robić, co mogę osiągnąć i jak mogę się czuć. Było to raczej nierozważne, ale romantyczne testowanie swoich granic. 10 dni weganizmu – tak na próbę. A potem wstałem rano którejś niedzieli, chwyciłem do kieszonki 9 zł w monetach i wybiegłem. Wróciłem po 5 godzinach i 42 kilometrach. Da się. Da się także ważyć 99 kg. Dwucyfrowka po 6 latach przerwy.

1-IMG 6061

Doszedłem do 92 kilogramów. To wciąż dużo, ale moim celem nie jest zbijanie wagi, ale bieganie szybciej od chłopaków z Tricity Ultra: Dominika, Jarka i Michała. Mam odwagę to powiedzieć i nie wstydzę się przyziemności celu – chłopaki, będziecie oglądać moje plecy. A to, że przy okazji zrzucę kolejne kilkanaście kilogramów, będę stosował mega zdrową dietę, mocno trenował, rozciągał się po treningu, razem przebiegniemy wiele razy TPK z góry i z do dołu oraz zaliczymy mnóstwo wyjazdów na zawody – to tylko efekt uboczny głównego celu, jakim jest bieganie 😉

Fot. 1 – Michał Sawicz
Fot. 2 , 4 – Agata Masiulaniec
Dalsze zdjęcia – Tomasz Kaszkur

Opracował Maciej Gach                                                                                                                                           

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj