Rosyjski okręt podwodny w pobliżu Sztokholmu. „Szwedzi obawiają się katastrofy”

0swedish
Zdjęcie opublikowane przez szwedzkie Ministerstwo Obrony

Szwedzka marynarka wojenna wciąż szuka tajemniczej jednostki, która kilka dni temu pojawiła się blisko Sztokholmu. Według części ekspertów wynurzony z Bałtyku obiekt, który uwieczniono na amatorskich zdjęciach, może być rosyjskim okrętem podwodnym. Zdaniem eksperta wojskowego Maksymiliana Dury praktycznie każdy okręt rosyjski – poza największymi atomowymi – mógł dopłynąć w okolice Sztokholmu. Powodem mogła być chęć uaktualnienia map torów podejściowych do szwedzkich portów wojennych. W poszukiwaniach okrętu uczestniczy ponad 200 osób i najnowszy sprzęt, ale już wiadomo, że znalezienie rosyjskiej jednostki będzie niezwykle trudne. Oprócz sprzętu trzeba mieć bowiem dużo szczęścia. Dowódca polskiego okrętu podwodnego ORP „Sęp” komandor podporucznik Tomasz Witkiewicz wielokrotnie uczestniczył w manewrach, w których jednostki nawodne, we współpracy ze śmigłowcami i samolotami miały za zadanie znaleźć jego okręt skryty w wodach Bałtyku. Jak podkreśla Tomasz Witkiewicz, to jedno z najtrudniejszych zadań.

– Mogę np. ułożyć okręt na dnie i leżeć bez ruchu. W takiej sytuacji, gdy okręt nie wydaje żadnych dźwięków, trzeba mieć trzy rzeczy. Pierwsza to magnetometr, czyli wykrywacz anomalii magnetycznych, którym trzeba zbliżyć się do poszukiwanego okrętu na 150-200 metrów. Gdy już nawet uda się to zrobić, potrzebne są dokładne i aktualne mapami dna morskiego, aby wiedzieć, czy sprzęt nie pokazuje np. wraku. Trzecia rzecz to… szczęście, bo szukanie okrętu to jak szukanie igły w stogu siana, mówi komandor.

Fot. Amatorskie zdjęcia obiektu z Archipelagu Sztokholmskiego/Szwedzkie Ministerstwo Obrony/Swedish Ministry of Defence

Według Maksymiliana Dury Szwedzi nie obawiają się rosyjskiego okrętu z militarnego punktu widzenia. – Oczywiście politycznie zostało to pokazane w ten sposób, że szybko zareagowali, dali do zrozumienia, że są czujni. Myślę jednak, że ich niepokój wzbudziło coś innego. Przechwycili rosyjski sygnał z pasma wykorzystywanego w sytuacjach alarmowych. Oni mogą się obawiać, że doszło do jakiegoś wypadku, a to oznacza groźbę katastrofy ekologicznej. Na okrętach podwodnych są paliwa, amunicja i różne inne substancje, które mogłyby zniszczyć środowisko naturalne w rejonie ewentualnej katastrofy. Myślę, że Szwedzi chcą mieć pewność, że nic takiego im nie grozi, twierdzi ekspert wojskowy.

sp/mmt
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj