Na plaży w Piaskach na Mierzei Wiślanej Bałtyk odsłania nietypowe atrakcje: wraki łodzi. Nieco ponad miesiąc temu na ósmym kilometrze polskiej linii brzegowej pojawiły się pozostałości pierwszej jednostki – drewnianej. Teraz jest kolejna, tym razem metalowa. Z danych Urzędu Morskiego w Gdyni wynika, że w okolicy Krynicy Morskiej znajduje się w sumie sześć tajemniczych jednostek. Jako pierwsi prezentujemy zdjęcia batymetryczne wykonane w zeszłym roku przez Wydział Pomiarów Morskich.
Takie znaleziska z pewnością elektryzują nie tylko pasjonatów historii czy poszukiwaczy skarbów. To nie lada gratka dla każdego turysty, który w tym roku odwiedza Mierzeję Wiślaną. Nową atrakcję zagwarantowała sama matka natura. Bałtyk od pewnego czasu odsłania we wspomnianym miejscu niecodzienne widoki.
– Nie wierzyłem własnym oczom, kiedy zobaczyłem drewniany wrak statku. Jest ogromny i doskonale zachowany. Na co dzień poławiam bursztyn i codziennie bywam w morzu. Wiele osób wiedziało o istnieniu tego wraku, ale nigdy jeszcze nie był on tak widoczny, jak teraz – podkreśla Andrzej Bassendowski, pasjonat lokalnej historii.
POMOST EWAKUACYJNY…
Kilka tygodni temu z dna zaczęła wyłaniać się kolejna jednostka. Tym razem pojawił się metalowy wrak, prawdopodobnie rybacki kuter. – Prawdopodobnie są to pozostałości niemieckich pomostów ewakuacyjnych z końca II wojny światowej. Konkretnie mowa o operacji „Hannibal”, która polegała na ewakuacji wojska i ludności cywilnej przed zbliżającym się rosyjskim frontem. Z pomostu przesiadano się na większe jednostki, które transportowały ludzi w okolice Helu. Dużymi statkami, jak Wilhelm Gustloff, Goya czy SS General von Steuben, Niemcy ewakuowali się na zachód – wyjaśnia Janusz Gęstwicki, naczelnik Wydziału Pomiarów Morskich Urzędu Morskiego w Gdyni.
Szacuje się, że wspomniane przejście posłużyło Niemcom do ewakuacji około 100 tysięcy osób.
…ALE CZY NA PEWNO?
Czy wszystkie jednostki, których wraki są obecnie odnajdywane, pełniły funkcję pomostu ewakuacyjnego? Tak przypuszczają przedstawiciele Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku. Wiele dyskusji wywołuje jednak drewniana łódź, która na plaży w Piaskach pojawia się cyklicznie, średnio co dziesięć lat. Po raz pierwszy badacze wzięli ją pod lupę w 2003 roku.
– Nie pobrano wtedy próbki drewna do badań dendrochronologicznych. Jest tam bardzo duży ruch rumowiska dennego. Trudno jest kopać, bo odsłonięty element automatycznie zostaje zasypany. Sytuacja powtórzyła się w 2013 roku – relacjonuje Iwona Pomian, pełnomocnik dyrektora do spraw ochrony dziedzictwa kulturowego Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku.
TAJEMNICZY WRAK
Operacja została doprowadzona do końca dopiero w 2018 roku. Pobrana próbka wykazała, że drzewo, z którego została wybudowana łódź, ścięto w 1921 roku. Muzeum otrzymało również zgłoszenie od pasjonatów, że we wraku widoczna jest dziura po silniku. Zdania ekspertów są jednak podzielone.
– Jeżeli byłby tam silnik, miejsce po nim byłoby widoczne na zdjęciach batymetrycznych. W XX wieku nie rejestrowano żaglowców bez maszyny – argumentuje Piotr Sobaczyński, historyk, muzealnik i bursztynnik ze Stegny.
Budzący kontrowersje wrak nie ma śladu po maszynie. Jednostka została wybudowana z tak zwanych kosaków, czyli naturalnych krzywulców z dębów, a w drugiej połowie XIX wieku przestano używać takich elementów do budowy żaglowców. Poza tym łódź leży do góry dnem. Brakuje stępki, ale są fragmenty dwóch sosnowych masztów.
OFIARA PIRATÓW?
Zdaniem Sobaczyńskiego jednostka, z której pochodzi wrak, może pochodzić z XVIII wieku. Wyobraźnię jeszcze bardziej rozbudza historia, zgodnie z którą palce w jej zatopieniu mieli moczyć… bałtyccy piraci.
– Na Mierzei Wiślanej, która kiedyś była podzielona na wyspy, opracowano specjalną technikę topienia statków. Zimą palono ogniska pod pozorem połowu bursztynów, które przy sztormowej pogodzie były mylone z latarniami morskimi. Jednostki się rozbijały, a następnie były rabowane – sugeruje.
WRAKI CORAZ LEPIEJ WIDOCZNE
Wraki z okolicy Piasków i Krynicy Morskiej dawno nie były aż tak widoczne. Zazwyczaj z dna wyłaniały się pojedyncze elementy, a teraz są to praktycznie całe jednostki. – We wcześniejszych latach były one niewidoczne. W ostatnim okresie wystąpił nietypowy układ sztormów, który doprowadził do przemieszczania się dużych mas piasku – tłumaczy Gęstwicki.
Na razie ewentualne podniesienie wraków z dna w ogóle nie jest rozpatrywane. Dopóki nie zagrażają one zdrowiu i życiu plażowiczów lub pływającym w okolicy mniejszym jednostkom, zatopione łodzie pozostaną na starym miejscu. Szacuje się, że na dnie Bałtyku, między Westerplatte a granicą z Rosją, spoczywa około 600 tylko drewnianych jednostek.
Posłuchaj materiału naszego reportera:
Mateusz Czerwiński/MarWer