Uczucie gorsze niż strach przed śmiercią. Święta na linii frontu, w betonowym bunkrze. W Ustce można sprawdzić jak mało przyjemne było obchodzenie świąt Bożego Narodzenia w okopach.
Zarządzający Bunkrami Bluchera Marcin Barnowski wyjaśnia, że na froncie oprócz tęsknoty za rodziną i bliskimi żołnierze często cierpieli z powodu zimna i niewygody. Bunkry z czasów pierwszej wojny światowej były bardzo prymitywne. To były najczęściej ziemianki zbudowane z drewna. – Tam była wilgoć, robactwo, szczury, które na wojnie żywiły się nie tylko odpadkami. Było przeraźliwie zimno i część żołnierze umierała nie tyle w wyniku odniesionych ran co po prostu z zimna i chorób wywołanych przeziębieniem.
W Ustce są bunkry nowej generacji, które powstały w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Jak na te czasy były w miarę komfortowe. – Betonowa konstrukcja nie jest zbyt przyjemna, ale umocnienia były wyposażone w centralne ogrzewania, prycze na których można się było naprawdę wyspać, dodaje Barnowski. Mimo to służba w takich miejscach nie należała do przyjemnych.
– Zwłaszcza okres świąt był dla żołnierzy dołujący. To było często uczucie gorsze niż strach przed śmiercią. Zbieram listy z frontu i wyłania się z nich obraz ogromnej tęsknoty za rodziną, bliskimi. Wówczas nie było takich środków łączności jak dziś. List był dla żołnierza rodzajem terapii, modlitwy. Często jedynym znakiem, że jest komuś potrzebny. Żołnierz siadał gdzieś w rogu i przy lichym oświetleniu świecy pisał kilka słów do bliskich. To było bardzo potrzebne, bo tym ludziom brakowało tego, co my dziś mamy na wyciągnięcie ręki, dodaje Marcin Barnowski. Podczas wojny zdarzało się, że w czasie świąt ogłaszano zawieszenie broni. Wówczas przeciwnicy śpiewali kolędy, a nawet dzielili się opłatkiem.
pw/mat