– Teatr zawsze był u mnie na pierwszym miejscu, mówił w Radiu Gdańsk Grzegorz Gzyl, aktor Teatru Wybrzeże, który był gościem Piotra Jaconia w Gdyni Głównej Osobistej. Aktor jest bardzo mocno związany z Gdynią, mieszka na Grabówku a przez siedem lat był aktorem Teatru Muzycznego.
Jak sam przyznaje, to były lata bardzo ciężkiej, ale też i efektywnej pracy. – Optymalnie wykorzystałem ten czas, bardzo dużo wtedy pracując. Potem nastąpił jakiś nowy etap w życiu, ja nigdy się nie rozstałem tak naprawdę z Teatrem Muzycznym, ponieważ moja żona (Dorota Kowalewska) pracuje tam cały czas. Byłem na wszystkich premierach tego teatru, mam stamtąd wielu przyjaciół. To miejsce jest mi bardzo bliskie, mówił aktor w rozmowie z Piotrem Jaconiem.
Jednak jego kariera wcale nie rozpoczęła się na Pomorzu. Grzegorz Gzyl pochodzi z południowej Polski, z Buska Zdroju. Jak sam przyznaje, nigdy nie planował wyjechać do Gdyni. Aktor zdawał dwa razy do Krakowskiej Szkoły Teatralnej, w międzyczasie grał w częstochowskim teatrze. Kiedy był na czwartym roku razem z Dorotą Segdą zagrał w Zemście. Skończyłem Krakowską Szkołę Teatralną i zaczynałem swoją przygodę w świetnym towarzystwie, bo był Jerzy Stuhr, Jerzy Radziwiłowicz, Anna Dymna, Jerzy Bińczycki, Jerzy Trela.
Skąd zatem wziął się Teatr Muzyczny i Gdynia, pytał Piotr Jacoń. – We Wrocławiu na Festiwalu Piosenki Aktorskiej zobaczyłem „Skrzypka na dachu”, którego wystawiał właśnie Teatr Muzyczny z Gdyni. Zakochałem się, ten teatr jeździł po świecie, a dziewczyny wyglądały jak kolorowe ptaki. Aktor pojechał do Gdyni, żeby porozmawiać z reżyserem i aktorami. Wtedy Jerzy Gruza zaproponował mu współpracę. Choć Gzyl był pełen wątpliwości – miał widoki na pracę w teatrze w Krakowie – postanowił zaryzykować.
– Pracowałem [w Teatrze Muzycznym- przyp. red] siedem lat w takim pięknym okresie, kiedy dyrektorem tego teatru był Jerzy Gruza. W 1994 roku zacząłem pracę w Teatrze Wybrzeże i wtedy dyrektorem Muzycznego przestał być Jerzy Gruza. Aktor przyznaje, że jego odejście z „Muzycznego” miało związek ze zmianą dyrektora teatru. – W Teatrze Wybrzeże zostałem Piotrusiem Panem, taka była moja pierwsza propozycja, jaką mi złożono. Choć aktor przeniósł się do teatru dramatycznego, nie zrezygnował ze śpiewania. W Krakowie występuje w śpiewanym monodramie na podstawie tekstów Leszka Kołakowskiego „Rozmowy z diabłem”.
Rodzina Grzegorza Gzyla to rodzina aktorska. Zarówno jego żona, jak i syn (25 l.) są aktorami. – Najgorzej ma nasza młodsza córka (9 l.), bo jeszcze nie jest aktorką. Grzegorz Gzyl od 2005 roku gra w serialu TVN „Na Wspólnej”. Przyznaje jednak, że robi to dla pieniędzy. – Ja tam jeżdżę zarabiać pieniądze. To nie jest higieniczna praca dla aktora, bo mamy tylko pół godziny na nagranie jednej sceny. To bardzo mało. W teatrze jest czas, żeby próbować, żeby się pomylić, żeby coś skorygować, wypracować. Choć Grzegorz Gzyl jest zakochany w teatrze przyznaje, że jego marzeniem jest zagranie w filmie. – Mam taki niedosyt, chciałbym zagrać w jakimś filmie fajną rolę z dobrym scenariuszem i dobrym reżyserem.
Posłuchaj audycji:
mat