Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich, stwierdził, że decyzja Unii Europejskiej w sprawie ograniczenia połowów na Bałtyku powinna zapaść 12 lat wcześniej. Ocenił, że zbyt późne decyzje w tej sprawie pogłębiły zapaść w ekosystemie Bałtyku.
Państwa członkowskie uzgodniły we wtorek nowe kwoty połowowe na Bałtyku na 2025 rok. Kraje unijne zgodziły się na niższe połowy większości gatunków, w tym szprota i dorsza, choć powyżej poziomów proponowanych przez Komisję Europejską (pisaliśmy o tym TUTAJ). Wzrosły za to kwoty połowowe śledzia w środkowej części Bałtyku.
Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich, pytany o nowe kwoty połowowe na Bałtyku, odpowiedział, że już dawno powinny zapaść decyzje dotyczące ich zmniejszenia.
– Unia jak zwykle działa z pewnym opóźnieniem i musi się wydarzyć, jak na Bałtyku, katastrofa ekologiczna, jak mówią rybacy o tym, co się dzieje. Unia, reagując z opóźnieniem, jak teraz, doprowadziła do tej sytuacji. Zbyt wolne decyzje o zakazach połowów ryb na Bałtyku spowodowały pogłębienie się tego problemu – powiedział w rozmowie z PAP prezes Związku Rybaków Polskich i dodał, że na dzisiejsze obniżenie kwot połowu na wszystkie gatunki ryb poza śledziem może mieć wpływ jakiś lobbing, co stanowi logiczną niespójność tego działania. – Decyzja o ograniczeniu kwot połowowych, a szczególnie szprota, (…) to po raz pierwszy tak duża obniżka podstawowego pokarmu i łącznika ekosystemowego, jakim jest szprot w ekosystemie w Bałtyku – stwierdził Grzegorz Hałubek i podkreślił, że zakazy powinny wystąpić 12 lat temu, a Bałtyk odetchnąłby wtedy od nadmiernych połowów paszowych na mączkę.
WINNE POŁOWY PASZOWE
Prezes Związku Rybaków Polskich zaznaczył też, że dopóki na Bałtyku prowadzono połowy konsumpcyjne tylko dla ludzi, nie było żadnego problemu. – Ekosystem się odtwarzał i rybacy z tego żyli – podkreślił.
Zdaniem Hałubka sprawa nie dotyczy tylko polskich rybaków, ale jest problem z załamaniem morskiego ekosystemu, „czego efektem są decyzje samej Unii”. Prezes zauważył, że obecnie Unia Europejska znalazła się pod ścianą zniszczonych zasobów i dotyczy to nie tylko ryb, ale również fok, które chudną i wymierają z głodu. Według niego decyzje powinny zapaść dużo szybciej, a Bałtyk powinno się poddać rekultywacji ekologicznej poprzez zaprzestanie połowów, a wtedy mógłby się on odbudować. Ocenił, że rybacy są zadowoleni z decyzji UE, zwłaszcza jeśli chodzi o obniżenie połowów szprota, bo wcześniej nie było tak dużego ograniczenia połowów wspomnianej ryby, która stanowi pokarm dla innych zwierząt. – Ograniczenia połowów tylko dorsza albo łososia nie mają żadnego wpływu. Na Bałtyku trzeba chronić pokarm ryb drapieżnych, a nie tylko je odławiać – stwierdził.
Jako przykład załamania ekosystemu prezes Związku Rybaków Polskich przywołał mewy, które powinny żerować nad morzem, a żywią się na śmietniskach przybrzeżnych miast.
ZMNIEJSZONO WIĘKSZOŚĆ KWOT
Uzgodnione przyszłoroczne kwoty zmniejszają połowy większości gatunków na Bałtyku zgodnie z zaleceniami naukowymi Międzynarodowej Rady Badań Morza, choć nie w tak radykalnym stopniu, jak domagała się tego Komisja Europejska.
Stada dorsza zarówno we wschodniej, jak i w zachodniej części Bałtyku są nadal w złym stanie, dlatego państwa członkowskie zgodziły się tylko na ustalanie kwot dla przyłowów, aby umożliwić odbudowę stad. Ogólnie kwoty te – w porównaniu do zeszłego roku – zostały zmniejszone o 28 proc. i 22 proc., jednak wciąż nie do tak skrajnych poziomów, jak domagała się tego KE, domagająca się ograniczeń o 68 proc. i 78 proc. Państwa członkowskie poparły natomiast propozycję Komisji dotyczącą zakazu rekreacyjnych połowów dorsza na całym obszarze; dopuszczalne będą tylko przypadkowe przyłowy. Utrzymane zostały zeszłoroczne limity połowowe dla gładzicy; zgodnie z opinią ICES stada tej ryby są zdrowe, ale podczas jej połowów najczęściej dochodzi do nieumyślnych połowów zagrożonego dorsza. Rada zgodziła się za to zmniejszyć o 31 proc. całkowite połowy szprota, żeby lepiej chronić ten gatunek. Przyjęte w tym przypadku limity są nadal nieco wyższe od tych, których domagała się Komisja Europejska (42 proc.).
PAP/MarWer