Pracownia z Pruszcza Gdańskiego odtworzyła renesansowe organy dla klasztornego kościoła w Tyńcu

Szymon Januszkiewicz i organy, które trafią do klasztornego kościoła w Tyńcu (fot. Radio Gdańsk/Mateusz Czerwiński)

Jeszcze pachną świeżo struganym drewnem, a niebawem zagrają w renesansowym stylu i wypełnią dotychczas pustą emporę. W przyszłym tygodniu do klasztornego kościoła w Tyńcu powrócą organy chórowe w prezbiterium. Instrument został wykonany od zera przez pracownię budowy organów z Pruszcza Gdańskiego.

Na tę chwilę benedyktyni z Tyńca czekają od kilkudziesięciu lat. W 1831 roku pożar strawił dach kościoła i klasztoru. Uszkodzone zostały wtedy miechy organów i od tamtego czasu renesansowy instrument pozostawał nieczynny. Ostatecznie w 1940 roku podczas prac remontowych został zdemontowany.

NOWE ŻYCIE INSTRUMENTU

Po kilkudziesięciu latach organy zostały zbudowane od zera przez pracownię SLJ Budowa Organów z Pruszcza Gdańskiego. Są wyposażone w 10 głosów manuałowych i 2 pedałowe.

– Szafa została wykonana z dębu, a wzorem była fotografia z dwudziestolecia międzywojennego. Żeby odtworzyć ten instrument musieliśmy znaleźć wzory na skonstruowanie piszczałek – czyli ich historyczne przykłady z tego dokładnie okresu – oraz historyczny przykład szafy i rozwiązań technicznych. Mając te rzeczy na uwadze, zaprojektowaliśmy organy, które będą zbliżone kształtem do tego, co widać na zdjęciu – wyjaśnia Szymon Januszkiewicz, organmistrz.

Nowe tynieckie organy budowało 5 osób. Zajęło to przeszło 2 lata.

(fot. Radio Gdańsk/Mateusz Czerwiński)

TRANSPORT ORGANÓW

Najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu instrument zostanie rozebrany i przetransportowany do Krakowa w częściach. W Tyńcu, po zmontowaniu na nowo, przejdzie strojenie.

– Największy element powinien zmieścić się do dużego busa. To wciąż jednak będzie kilka transportów samochodem ciężarowym. Pod kątem transportu możemy też wykorzystać określone parametry pojazdów. Przez bramę klasztoru nie wjedzie samochód cięższy niż 3,5 tony. Większa ciężarówka musiałaby stanąć na dole pod wzgórzem – dodaje Januszkiewicz.

Benedyktyni zapłacą za instrument ponad 2,6 miliona złotych. Połowę stanowi dofinansowanie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Mateusz Czerwiński/aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj