W domu, zajmując się codziennymi obowiązkami, w sklepie, czekając na lotnisku czy leżąc w szpitalu. Słuchacze Radia Gdańsk w smsach nadesłanych do redakcji wspominali, w jaki sposób dowiedzieli się o katastrofie prezydenckiego tupolewa w Smoleńsku i jak zareagowali na tragiczne wiadomości.
Jedna z słuchaczek pamięta, że tego dnia musiała odebrać swoją siostrę z lotniska. – Zarówno ja, jak i większość czekających wiedzieliśmy już o katastrofie i w hali przylotów panowała dziwna cisza. Powitania z bliskimi, którzy przylecieli też były bardziej emocjonalne, niektórzy płakali.
Annę o katastrofie poinformowała teściowa. – Powiedziała, że rozbił się samolot z prezydentem. Na początku nie chciałam uwierzyć. Gdy włączyłam telewizor, zamarłam. Zostawiłam sprzątanie domu, to nie było już tak ważne, popłakałam się. A mój syn wrócił ze zbiórki harcerskiej doroślejszy.
Inna słuchaczka na ten dzień zaplanowała świętowanie urodzin – rodzinny obiad i zakupy. – Mimo namawiania, zostałam w domu przed telewizorem. Uznałam, że to niestosowne włóczyć po galerii handlowej.
Z kolei Darek wspomina, że w weekend 10 i 11 kwietnia w miejscach publicznych panowała dziwna cisza. – W niedzielę sporo ludzi wybrało się na spacer do Parku Oliwskiego. Niesamowita cisza, jakiej tam nigdy nie ma.
Setki zniczy pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców. Kwiecień 2010 roku. Fot. Agencja KFP/Maciej Kosycarz
Słuchacze Radia Gdańsk często opisywali, w jaki sposób dowiedzieli się o katastrofie pod Smoleńskiem. Jedna z słuchaczek galopowała konno nad brzegiem morza. – Dostałam sms z tą okropną informacją. Pogalopowałam dalej, szybciej. Dzięki mojemu konikowi mogłam wyładować tę złość, razem z nim… Straszna tragedia, nie do opisania słowami.
– Kilka dni wcześniej urodziłam synka. Byliśmy w szpitalu na oddziale kardiologii dziecięcej. Szpital to świat zupełnie oderwany od rzeczywistości, a tu nagle wieści jak z innej planety. Siedziałam przy łóżeczku synka i nie wierzyłam. Odwiedzający oglądali tv w świetlicy, wspomina inna słuchaczka.
Mieszkańcy Pomorza tłumnie zbierali się pod domem Marii i Lecha Kaczyńskich przy ul. Armii Krajowej 55 w Sopocie. Fot. Agencja KFP/Krzysztof Mystkowski
Inna kobieta pamięta, że miała tego dnia z mężem malować mieszkanie. – Zatrzymaliśmy się w sklepie. Ekspedientka powtarzała tylko: „Prezydent nie żyje, rozbił się samolot”. Wracając do samochodu, powiedziałam to mężowi, a on na to, że to niemożliwe. Od razu włączyliśmy radio, nie mogliśmy w to uwierzyć. Zresztą tak jest do dzisiaj.
10 kwietnia 2010 roku zapadł w pamięci również mieszkańcowi Pelplina. – Byłem wtedy na zajęciach z chóru. Całą grupą poszliśmy modlić się do katedry, zajęcia odwołano.
Inni o tragedii pod Smoleńskiem dowiedzieli się podczas codziennych zakupów. – Pojechałem pod sklep w Czarnej Wodzie, żona zadzwoniła do mnie z tą tragiczną wiadomością. Przeszliśmy na Skype’a i na żywo mogłem oglądać to, co pokazywali w telewizji. To był dzień smutku, podsumowuje mieszkaniec Kociewia.
Mieszkańcy Pomorza co roku uczestniczą w marszu ku pamięci ofiar katastrofy smoleńskiej. Tu w 2013 roku. Fot. Agencja KFP/Krzysztof Mystkowski