Urodzony w 1927 roku w Gdańsku pisarz zmarł w poniedziałek w Lubece. Kilka godzin po śmierci Güntera Grassa wspominali noblistę w studiu Radia Gdańsk: znawca dziejów miasta profesor Andrzej Januszajtis oraz literaci: Paweł Huelle, Antoni Pawlak, Władysław Zawistowski. Audycję poprowadził Tomasz Olszewski. – Wielkość Güntera Grassa polegała na jego pisarstwie. Jego książki były przepojone atmosferą przedwojennego Gdańska. Tak jak mówiono kiedyś, że Schopenhauer ciągnął soki z piołunów, z atmosfery swojego miasta, tak też można powiedzieć o Grassie. On przecież za to dostał nagrodę Nobla – wspominał prof. Januszajtis.
– Grass nam podarował miasto przepełnione magią tkwiącą w atmosferze – dodał Władysław Zawistowski, poeta, powieściopisarz i dramatug. Podkreślił, że Polacy zbudowali wiele mitów dotyczących Gdańska, np. tolerancyjnego i otwartego miasta, a niemiecki pisarz pokazał prawdę. Twórczość Grassa była rozliczeniem z historią Niemiec, z nazizmem. – Jest nieustannym drażnieniem sumienia Niemiec. A z drugiej strony podnosi małe, prowincjonalne niemieckie miasto do wymiarów uniwersum – powiedział Władysław Zawistowski.
Poeta Antoni Pawlak wychowywał się we Wrzeszczu, czyli w tej samej dzielnicy co zmarły pisarz. – Jak się idzie przez stary Dolny Wrzeszcz, to się idzie Grassem. Przez jakiś czas chodziłem do Liceum Ogólnokształcącego nr 2, tam również on chodził, uczył się też w Conradinum. Historię tych miejsc poznawałem z jego powieści. Były to sentymentalne podróże, szukanie własnych korzeni w miejscu, w którym nie ma się własnych korzeni. Szuka się własnej tradycji w książkach pisarza z innego kraju, ale z tego samego miasta.
Według Władysława Zawistowskiego noblista nie był pisarzem łatwym. Niektóre powieści mają ogromne rozmiary. To jest taka gęsta proza, nieułatwiająca czytelnikowi lektury jakimiś szybkimi, łatwymi dialogami. To jest zwarta, gęsta narracja, która dla wielu odbiorców może być po prostu trudna. – Część odrzucających Grassa to są osoby, które go porządnie nie przeczytały z wielu różnych powodów.
Zdaniem pisarza Pawła Huelle niemiecki literat miał szczęście, bo trafił na genialnego tłumacza Sławomira Błauta. – Poza „Kotem i myszą” przetłumaczył wszystkie jego książki. Przetworzyć, przetłumaczyć taką literaturę, która jest tak bogata w zdania, barokowa, piętrowa, to są niesłychane rzeczy. Ten, kto zna niemiecki to to widzi. Błaut potrafił zrobić wspaniały idiom polszczyzny Grassa.
Goście Radia Gdańsk zgodnie podkreślali umiejętność oddania przez pisarza języka mieszkańców Kosznajderii, czyli terenów w okolicy Chojnic, Tucholi i Kamienia Krajeńskiego. Gwara ta była mieszaniną kaszubskiego i niemieckiego. – Tę niemczyznę kosznajderską w „Psich latach” zrobił genialnie” – powiedział Władysław Zawistowski.
– To taki parszywy niemiecki, wyśmiewany. Kosznajderia to tak na prawdę Kociewie – dodał Paweł Huelle. Zmagał się z tym dialektem podczas teatralnej adaptacji powieści „Idąc rakiem”, którą Teatr Miejski w Gdyni pokazuje na Darze Pomorza. – Jakoś wybrnęliśmy z tego. Pani Dorota Lulka świetnie zagrała Tullę Pokriefke pochodzącą z Kosznajderii. Przedstawienie widział Grass i był bardzo wzruszony. Dziękował przede wszystkim aktorom, potem reżyserowi Krzysztofowi Babickiemu. Później podszedł do mnie, poklepał mnie i powiedział: „Paweł, takiego prezentu na urodziny, to ja jeszcze nigdy nie dostałem. Zrobiliście mi tutaj fantastyczny prezent na urodziny”. Byliśmy dumni, że maestro był zadowolony.
Huelle wiele razy spotykał się z Grassem – oficjalnie i prywatnie. Noblista zaproponował, aby mówili sobie po imieniu. – Byłem kiedyś u niego w domu, on był u mnie w domu. Za każdym razem kiedy wypiliśmy po dwa, trzy kieliszki czystej wódki, jego cudowna żona stukała go w kostkę pod stołem, żeby dać mu znać, że już dosyć.
Podczas audycji opowiadano także inne anegdoty, opowiadano o działalności politycznej Grassa i rozmawiano o tym, co zrobił dla pojednania polsko-niemieckiego. Zachęcamy do obejrzenia zapisu video z audycji.