Orlen Basket liga lubi zaskakiwać, a AMW Arka lubi być w tych zaskoczeniach przodownikiem. Jeden z najbardziej nieprzewidywalnych zespołów, potrafiący brzydko przegrywać, umie też efektownie i zupełnie niespodziewanie zwyciężać. A wszystko przy nieprawdopodobnej temperaturze Hali Mistrzów, gdzie gdynianie wygrali z niepokonanym do tej pory Anwilem 98:88.
Arka przyjechała do Hali Mistrzów wypoczęta, niezwykle zmotywowana i bez Grzegorza Kamińskiego, który zamienił ją na zespół ekstraklasowy z Torunia. Wydawało się, że przy tych wszystkich roszadach, które przewietrzyły gdyńską szatnię w ostatnich tygodniach, nie da się pokonać poukładanego Anwilu, który w lidze nie miał do tej pory sobie równych. Ale w przedświąteczny poniedziałek Anwil nie wyglądał jak drużyna, która udaje się na święta, a raczej jak zespół, który te święta przedawkował. Gospodarze pudłowali łatwe rzuty, pod swoją tablicę pozwalali z łatwością przedzierać się Stefanowi Djordjeviciowi, a na dystansie szalał tego dnia świetnie dysponowany Nemanja Nenadić. Serbski duet skolekcjonował odpowiednio 17 i 23 punkty, a przecież doskonałe zawody rozegrał też inny rozgrywający Łukasz Kolenda – 20 punktów.
DRUGA KWARTA NA MEDAL
Początek nie zwiastował spektakularnej końcówki. To było wyrównane granie, zakończone po pierwszej kwarcie wynikiem 25:24. Kluczowa okazała się druga kwarta, w niej najpierw Watson trafił dwie trójki, potem rozpędził się Kolenda i błyskawicznie Arka uzyskała 7 punktów przewagi, kiedy chwilę później Nenadić dorzucił kolejną trójkę, zrobiło się 50:41 dla ostatniego zespołu tabeli. Posyrenie kończącej drugą kwartę, gdynianie uzyskali 13 punktowe prowadzenie, a Selcuk Ernak, trener ekipy z Włocławka, rwał włosy z głowy, wściekły niemocą swoich graczy. Łączyński nie trafił z otwartej pozycji trójki w końcówce trzeciej kwarty. Minutę później w znacznie mniej korzystnej sytuacji, z dalekiego dystansu, w ostatniej sekundzie trafił Kolenda po przeciwnej stronie parkietu – no wszystko sprzysięgło się przeciwko Anwilowi, a sprzyjało Arce.
CZWARTE ZWYCIĘSTWO ARKI
To nie był koniec problemów gospodarzy, którzy wybitnie nie mieli swojego dnia. Pudła Petraska i Łączyńskiego z łatwych pozycji, a w odpowiedzi nadal dobra i szczęśliwa gra Arki powodowała, że przewaga nie topniała. Przyjezdni, choć popełnili więcej strat i nieznacznie przegrali zbiórki, zagrali po prostu lepiej w defensywie, skuteczniej w ataku i mogą cieszyć się ze spektakularnej wygranej. To czwarte zwycięstwo Arki, przy siedmiu porażkach, a smakuje podwójnie, bo pozwala opuścić ostatnie miejsce w ligowym zestawieniu.
Paweł Kątnik