Oddala się finał Mistrzostw Polski dla Energa Czarnych Słupsk. Koszykarze znad Słupi przegrali w Gryfii aż 54:74 i w rywalizacji do trzech zwycięstw ulegają PGE Turowowi Zgorzelec 1:2. Gospodarze zaczęli dobrze, prowadząc już 18:10, ale potem inicjatywę przejął zespół z Dolnego Śląska i wygrał drugą kwartę aż 22:4. Energa Czarni nie pozbierali się już po tej serii punktowej gości, przegrywając również trzecią kwartę. W czwartej, gdy goście kontrolowali spotkanie, odrobili trochę strat, które w pewnej chwili wynosiły ok. 30 punktów.
– Baliśmy się tego spotkania, bo wiedzieliśmy, że tu gra się ciężko i Czarni się na nas rzucą. Odrobiliśmy jednak lekcję z pierwszego meczu i ograniczaliśmy grę Blassingame’a i to był klucz do zwycięstwa, mówił po spotkaniu Filip Dylewicz. Lider gospodarzy zagrał najsłabszy mecz w tym sezonie. Nie zdobył punktu, zanotował cztery asysty i aż osiem strat.
– Przepraszam kibiców, możemy zagrać słabiej, ale nie jesteśmy zespołem, który u siebie może tak grać. Nie wpadały nam proste rzuty z otwartych pozycji, Turów z kolei trafiał i gdy przegrywaliśmy 10 punktami straciliśmy kontrolę nad spotkaniem. Mogę tylko przeprosić kibiców i obiecać, że zostawimy serce na boisku i chcemy zmazać tę plamę, mówił po spotkaniu skrzydłowy Energa Czarnych Słupsk Michał Nowakowski.
Czwarty mecz półfinału w czwartek, również w Słupsku.