Nowa szefowa PCK w Słupsku podała się do dymisji. Ma to związek ze zniknięciem pieniędzy dla chorego Piotrusia. Jak ustalił reporter Radia Gdańsk, to aż 47 tysięcy złotych. Pieniądze były zbierane przez Polski Czerwony Krzyż. Nowa szefowa słupskiego PCK Anna Gliszczyńska w rozmowie z reporterem Radia Gdańsk przyznała, że ma dość zrzucania na nią winy za wieloletni bałagan w instytucji.
Anna Gliszczyńska: Jestem już zmęczona tą sytuacją. Starałam się uporządkować ten bałagan, ale brakuje dokumentów, niczego nie można znaleźć. Próbuje się mnie obciążać za sprawy, na które nie miałam wpływu. Złożyłam już wniosek o rozwiązanie umowy o pracę.
Reporter RG: Czy sprawa Piotrusia miała wpływ na Pani decyzję?
Anna Gliszczyńska: Miała, i to ogromny. Z tego, co znalazłam w dokumentach wynika, że matce dziecka wypłacono 21,5 tysiąca złotych, ale zebrano dużo więcej. Nie chce mówić ile, ale matka dziecka mówi prawdę. To było kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Reporter RG: Mam informację, że zebrano prawie 70 tysięcy i brakuje 47. Może to pani potwierdzić?
Anna Gliszczyńska: Nie chcę tego komentować, niech to zrobi już policja i prokuratura lub nowy dyrektor PCK w Słupsku.
Matka chłopca zawiadomiła o sprawie prokuraturę. Twierdzi, że z konta chłopca zginęło kilkadziesiąt tysięcy złotych. Poprzednia dyrektor PCK w Słupsku Janina D. twierdzi, że nie ma ze sprawą nic wspólnego. W Sądzie Rejonowym w Słupsku trwa już proces byłej szefowej w sprawie nieprawidłowości finansowych w podległej jej placówce. Na ławie oskarżonych zasiada również były pracownik Domu Interwencji Kryzysowej w Słupsku Adam K.
pwos/mmt