Prof. Jan Kreft wyjaśniał w Rozmowie Kontrolowanej, skąd bierze się fenomen Facebooka i dlaczego w mediach społecznościowych panuje tylko pozorna wolność. Mówił też o popularnym zjawisku „hejtu”.
Zdaniem prof. Jana Krefta świat Facebooka jest złudny, bo nie da się w nim tworzyć prawdziwych znajomości. – Nazwaliśmy te media „mediami społecznościowymi”, takimi fajnymi i naszymi. Tymczasem to jest takie dyskursywne przesłodzenie. Jest świat przyjaciół, znajomych, kolegów… Przyjaciół? Czy biznesmen mający w jednej kieszeni 200 tysięcy na waciki jest przyjacielem dziesięciolatka? Nie. Nie ma globalnej wioski, także na Facebooku.
Jan Kreft wyjaśnił zjawisko na przykładzie teorii bąbli. – Mówi ona o tym, że ludzie na Facebooku żyją w małych społecznościach rzędu 150-200 osób. A tak naprawdę około 50, bo tylko tyle jesteśmy w stanie „ogarnąć”. Reszta to jest miliard czterysta milionów osób, które tworzą świat Facebooka. A tak naprawdę są odbiorcami pasywnymi.
Medioznawca uważa, że cechą charakterystyczną Facebooka jest m.in. egoizm jego użytkowników. – Najpierw jestem ja, później jestem ja i znowu ja, a później mój pies, kot i znowu ja, koleżanka, kolega, dziewczyna. Media społecznościowe dają ludziom, także dziennikarzom możliwość pomieszczenia w nich swojego ego. Dotyczy to polityków i wszystkich tych, którzy się nie zmieścili w mediach tradycyjnych.
W Radiu Gdańsk prof. Jan Kreft odniósł się także do wycieku z prokuratury tysięcy akt dotyczących tzw. afery taśmowej. Zdaniem gościa Radia Gdańsk Zbigniew Stonoga, który opublikował akta na profilu „Gazeta Stonoga”, zrobił znakomity ruch. – On doskonale wie, że ten atrybut wiarygodności męża opatrznościowego nawiązuje do mitu założycielskiego Facebooka: świata mediów, demokracji i wolności. Trochę w tym prawdy jest, w końcu jednokierunkowa komunikacja została zastąpiona dwukierunkową. Ale przecież, czy mamy coś ważnego do powiedzenia? Użytkowników mediów społecznościowych jest relatywnie niewielu. To jest 9-10 procent, a reszta tylko przewija. Ta niewielka część decyduje się na dyskusję. Z tym, że dyskusja na Facebooku nie jest rozmową. W rozmowie ludzie patrzą sobie w oczy, a w internecie mam czas na refleksję, mogę stworzyć zupełnie wyimaginowane byty, mogę nie być sobą.
Zdaniem Jana Krefta nie możemy wierzyć wszystkim informacjom, które znajdą się na Facebooku. – Przed wejściem do Washington Post wisi tablica: „Jak twoja mama mówi, że cię kocha sprawdź to w dwóch niezależnych źródłach”. Ludzie z Facebooka tego nie sprawdzają. Uwierzyliśmy, że wszystko co jest nowe w mediach, niesie ze sobą same pozytywy. W mediach społecznościowych można wszystko, ale tylko pozornie.
Madioznawca odniósł się także do świata „lajków” i „hejtu”, który jest wszechobecny w sieci. – Czy to, że Justin Bieber ma 800 tysięcy „lajków”, czy nawet 8 milionów, coś znaczy? Nie, oprócz tego, że ma miliony „lajków”. Nie są one atrybutem wiarygodności, przyzwoitości ani poszanowania. Jest też świat „hejtu”, ale tego świata chyba nie chcielibyśmy oglądać. Warto zauważyć jednak, że jest to świat pożądany. Dobrym przykładem są ostatnie wybory i Platforma Obywatelska. Pomijając już wątki, kto czego zaniechał, to wykorzystywanie „hejtu” jako narzędzia do tego, by zyskać głosy wyborców, wydaje mi się bardzo niefajne. Pięknie byłoby, żeby media społecznościowe towarzyszyły tradycyjnym. W mediach powinno się być przyzwoitym, poszukiwać przyzwoitości. W mediach społecznościowych tego poszukiwania nie widzę, podsumował ekspert.
mar/mmt