29-letni Marcin Szcześniak z Bartoszyc ostatni raz widziany był tydzień temu. Mężczyzna wyszedł z komendy policji i ślad po nim zaginął. Wcześniej był zatrzymany w celi, bo miał wszcząć awanturę w Chwaszczynie. Rodzina zaginionego ma pretensje do policji, że niewiele w tej sprawie zrobiła. – Skończyło się na przyjęciu zawiadomienia, mówił naszemu reporterowi ojciec Marcina. Roman Szcześniak twierdzi nawet, że policja celowo coś ukrywa.
– Mam takie przeczucie, rodzica, że coś mu się stało na komendzie. Serce mi podpowiada, że on w ogóle nie wyszedł z komendy. Myślę, że mógł zostać tam pobity i wywieziony gdzieś. Wiem, że to poważne zarzuty, będę tak twierdził, dopóki nie odnajdę syna. Dziwne jest to, że kiedy Marcin miał wyjść z komendy nie działał tam monitoring. Wszystkie pięć kamer było zepsutych po burzy, powiedział nam jeden z policjantów. Bardzo dziwny zbieg okoliczności, mówił pan Roman.
Policjanci z Kartuz mówili jednak, że nie mają sobie nic do zarzucenia. Mężczyzna zniknął po wyjściu z komendy, gdzie przez kilka godzin przebywał w celi. Młodszy aspirant – Jarosława Krefta z komendy w Kartuzach stanowczo dementuje zarzuty. – On wyszedł od nas cały i zdrowy. Zapytał się jeszcze dyżurnego, gdzie jest przystanek PKS ponieważ chciał pojechać, tam gdzie wcześniej przebywał. Drugi z dyżurnych widział, że kierował się w kierunku miasta.
Jarosława Krefta tłumaczyła, że zatrzymanie Marcina Szcześniaka przebiegało bez problemów. – Pan Marcin został zatrzymany za to, że wybiegał co chwilę na jezdnię. Za co został również ukarany mandatem karnym, który przyjął w dniu, w którym został zwolniony. Zatrzymany nie stawiał oporu i jak był w radiowozie zachowywał się spokojnie. Dodała, że ze strony policji nie było żadnego użycia siły. – Absolutnie nie, jedyny środek przymusu bezpośredniego jaki został zastosowany wobec pana Marcina to były kajdanki, kiedy był zatrzymywany.
W momencie, kiedy zaginiony opuszczał komendę nie działały kamery monitoringu, policjantka z komendy w Kartuzach tłumaczyła, że to wina spięcia systemu. – Wysiadł prąd i wówczas doszło do spięcia. Dla nas ta sytuacja nie jest dziwna. Pan wyszedł z komendy, mamy naocznych świadków – nie zaginął nam na komendzie na pewno, tutaj możemy ewidentnie tak powiedzieć.