Kilkugodzinne opady deszczu sparaliżowały Słupsk. Zalane zostały domy, samochody i ulice. Musieli się z tym mierzyć nie tylko strażacy, ale i mieszkańcy, którzy stawiają pytania o zbiorniki retencyjne. Ich zadaniem jest niedopuszczenie do zalania niżej położonych terenów w mieście.
Zdaniem dyrektora Zarządu Infrastruktury Miejskiej w Słupsku Tomasza Orłowskiego, wielomilionowe inwestycje zdały egzamin.
„PODTOPIENIA SĄ NIEUNIKNIONE”
– Gdyby nie kilka zbiorników retencyjnych, które powstały w ostatnim czasie na terenie miasta, niektóre ulice w Słupsku zamieniłyby się w jezioro. Sytuacja byłaby znacznie gorsza. Oczywiście staramy się, by ulewy nie doskwierały naszym mieszkańcom, ale przy tak dużych opadach deszczu podtopienia są nieuniknione – przekazał Orłowski.
MIESZKAŃCY LICZĄ STRATY
Najbardziej ucierpieli właściciele domów przy ulicy Piłsudskiego w Słupsku. Tomasza Gondera, który po raz kolejny musi remontować swój dom, uważa, że zbiornik retencyjny to za mało.
– Domagamy się, by urzędnicy zainstalowali specjalne betonowe zapory wzdłuż notorycznie zalewanych domów. Nie ochroni nas budowa kolejnych zbiorników – zaznaczył Gondera.
„KOLEJNY RAZ NIKT NAS NIE SŁUCHA”
Bartosz Pek, sąsiad Tomasza Gondery, przez ulewę musiał na kilka dni zamknąć swoją agencję reklamową, ponieważ woda zniszczyła elektronikę.
– Kolejny raz jesteśmy zalewani i kolejny raz nikt nas nie słucha. Problemy nasiliły się po remoncie drogi. Z powodu jej podwyższenia woda spływa na nasze podwórka – dodał Pek.
Urzędnicy zapowiadają dodatkowe rozwiązania, które mają w przyszłości zminimalizować skutki ulew.
Posłuchaj materiału naszego reportera:
Łukasz Kosik/mk





