Siódmą kolejkę piłkarskiej ekstraklasy zainaugurował mecz Arki Gdynia z Wisłą Płock. W starciu dwóch beniaminków górą ekipa z Trójmiasta. Żółto-niebiescy wygrali 1:0 po trafieniu Edu Espiau.
Od dwóch tygodni kibice Arki Gdynia borykali się z bólem. Nie wiadomo, co bolało ich bardziej: zęby czy oczy. Na grę żółto-niebieskich w Katowicach (1:4) i Gdańsku (0:1) nie dało się bowiem patrzeć, przez co szczęki zaciskały się bezwarunkowo. I dobrze, bo był to jedyny sposób, by uniknąć wycia z bezradności.
W tym czasie Dawida Szwargę bolała głowa. „Jak dobrać skład pod nieobecność dwóch lewych obrońców?” – zastanawiał się trener gdynian, który w praktyce – od początku sezonu – nie ma do dyspozycji również snajpera. Na takie miano z pewnością nie zapracował jeszcze żaden ze sprowadzonych latem Hiszpanów, którymi Szwarga żongluje w pierwszej jedenastce, podczas gdy Szymon Sobczak zdążył zaprzyjaźnić się z krzesełkami na trybunach i ławką rezerwowych.
Z trenerskiego bólu głowy zrodziło się zestawienie defensywy z trójką nominalnych stoperów: Michałem Marcjanikiem, Kike Hermoso i Julienem Celestinem wyjątkowo po lewej stronie. Na prawej flance wyszedł Marc Navarro.
Czy przyniosło to jakąkolwiek poprawę? Otóż przyniosło. Ale nie od razu…
BOLAŁO JESZCZE BARDZIEJ
Po niemrawym początku w wykonaniu obu drużyn, zalążek emocji pojawił się w 24. minucie, gdy zakotłowało się w polu karnym Arki. Goście z Płocka urządzili kanonadę na bramkę strzeżoną przez Damiana Węglarza. Najpierw interwencją popisał się golkiper Arki, a później bronili już wszyscy – włącznie ze słupkiem. Ostatecznie żaden ze strzałów nie znalazł drogi do siatki.
Arka zrewanżowała się kilkoma niegroźnymi szarżami, z których najgłośniejszy jęk zawodu wywołała ta z 38. minuty, zakończona niecelnym uderzeniem Joao Oliveiry.
Bardzo słabą pierwszą połowę zwieńczyły dwa strzały płocczan. Oba zablokowane przez obrońców Arki.
Po 45 minutach oczy i zęby bolały jeszcze mocniej niż przed pierwszym gwizdkiem. Z tyłu gdynianie mieli sporo szczęścia, a z przodu nie mieli niczego. Ani nikogo. Co prawda na szpicy wybiegł Edu Espiau, ale w tym przypadku słowo „wybiegł” mogłoby zostać uznane za delikatne nadużycie.
HISZPAŃSKI PRZEBŁYSK
Na szczęście dla Edu Espiau i 10 862 tysięcy kibiców Arki zgromadzonych na stadionie w ten piątkowy, deszczowy wieczór, mecz piłkarski składa się z dwóch połów. Ta druga zaczęła się dla żółto-niebieskich wybornie.
Dokładnie 147 sekund po wznowieniu gry gospodarze objęli prowadzenie za sprawą… Edu Espiau. Wcześniej piłkę przy linii bocznej wywalczył Sebastian Kerk, po czym zagrał do Navarro. Hiszpanowi nie pozostało nic innego, jak asystować przy golu rodaka. Zwracamy honor, panie Edu.
I to byłoby na tyle. Pozostała część spotkania to robienie wszystkiego, by utrzymać wynik. W tym celu gdynianie bronili szczelnie, a goście z Mazowsza strzelali niecelnie. Gdy sędzia Paweł Malec zagwizdał po raz ostatni, na tablicy wciąż widniał rezultat 1:0.
Tu przechodzimy do ciekawostek statystycznych, bo na co najmniej dwie warto zwrócić uwagę.
Po pierwsze: Wisła przegrała pierwszy mecz po powrocie do elity. Aby poznać smak ekstraklasowej porażki, przewodzący tabeli płocczanie potrzebowali aż siedmiu kolejek. Wcześniej zdobyli aż 16 z 18 możliwych punktów.
Po drugie: Arka kontynuuje serię ligowych meczów bez porażki na własnym terenie. Na ostatnich 16 spotkań podopieczni Dawida Szwargi wygrali 12 i cztery zremisowali.
Całkiem możliwe, że w kontekście bólu oczu, zębów, głowy i innych części ciała, dzisiejsze zwycięstwo zadziała lepiej niż jakakolwiek tabletka. Wielu gdynian odetchnęło z ulgą.
Arka Gdynia – Wisła Płock 1:0 (0:0)
Bramki: 1:0 Edu Espiau (48).
Żółte kartki: Julien Celestine, Iban Salvador, Jorge Jimenez.
Sędzia: Paweł Malec (Łódź). Widzów 10 862.
Arka Gdynia: Damian Węglarz – Kike Hermoso, Michał Marcjanik, Julien Celestine – Marc Navarro, Aurelien Nguiamba, Alassane Sidibe, Dawid Kocyła – Sebastian Kerk (69. Tornike Gaprindaszwili), Edu Espiau (80. Diego Percan), Joao Oliveira (69. Hide Vitalucci, 90+2. Marcel Predenkiewicz).
Wisła Płock: Rafał Leszczyński – Kevin Custovic (71. Giannis Niarchos), Marcus Haglind-Sangre, Marcin Kamiński, Andrias Edmundsson – Dominik Kun, Wiktor Nowak (71. Fabian Hiszpański), Dani Pacheco, Bojan Nastic (62. Quentin Lecoeuche) – Łukasz Sekulski (62. Iban Salvador), Matchoi Djalo (53. Jorge Jimenez).
Paweł Marszałkowski/ua





