Patostreaming to jedno z najbardziej niepokojących zjawisk, które obecne są w sieci przynajmniej od dziesięciu lat. Przemoc, wulgarność, prowokacja są w nim przepisem na szybki zysk i ogromną popularność. O wielu aspektach tego zjawiska opowiedział nam futurolog i dziennikarz Damian Jarosz.
Pierwsze patostreamy pojawiły się w Polsce około 2014 roku, gdy osoby tworzące do tej pory treści związane z grami wideo zaczęły transmitować swoje codzienne życie w Internecie, często dodając do niego elementy szokujące, destrukcyjne i kontrowersyjne. To stąd wziął się przedrostek „pato” – od patologii. Z czasem ta formuła przekształciła się w relacje z libacji, bójek czy poniżania innych osób. Widzowie mogli komentować wydarzenia na czacie i wpłacać pieniądze, tzw. donejty (z ang. Donate – podarować, przekazać). Finansowe datki były (i są) motywacją streamerów, by angażować się w jeszcze bardziej kontrowersyjne aktywności.
Sami patostreamerzy korzystają ze swojej popularności i skutecznie omijają ograniczenia. Sięgają do poradników, występują na różnych platformach i promują się marketingowo. Niekiedy nadają z innego kraju, który nie ma prawnych obostrzeń co do treści, które można prezentować na żywo w sieci.
Niestety często patostreamerzy bywają nowymi celebrytami. Biorą udział w dochodowych walkach na żywo, często stają naprzeciw innych podobnych „twórców”. W Polsce dopiero trwają prace nad przepisami, które mają zdefiniować patostreaming i umożliwić skuteczniejsze ściganie tego typu działalności. Oprócz tego ważne jest reagowanie na tego typu treści w Internecie (można zgłaszać je, wystarczy kliknąć na trzy kropki przy konkretnym poście), nie rozpowszechniać i edukować – zwłaszcza młodzież.
Inne wydania audycji „Świat Nowych Mediów” znajdziesz >>>TUTAJ. Podobne tematy związane z Internetem, aplikacjami i nowymi mediami poruszaliśmy w audycji „Złapane w Sieci” – odcinki archiwalne są dostępne >>>TUTAJ.
Posłuchaj audycji:
Filip Jędruch





