– Miałam ostatnio propozycję zrobienia reklamy dla banku. Chcieli ode mnie muzyki. Nie mogłam tego zrobić, bo ja nie mogę muzyką namawiać ludzi do tego typu uwikłania – opowiada Edyta Bartosiewicz.
Niedawno piosenkarka wystąpiła na Ołowiance w Gdańsku. Dziennikarka Radia Gdańsk przeprowadziła z nią bardzo osobisty wywiad, w którym artystka opowiedziała o swojej chorobie oraz o tym, skąd czerpie siłę.
Anna Rębas: To pierwszy taki projekt? Pani z takimi utworami na koncercie akustycznym, z takim Trio?
Edyta Bartosiewicz: Pierwszy raz, prapremiera, w ogóle koncerty z serii Unpopular. Akustyczne Trio, nazywam to w skrócie EB-Trio. Maciej Gładysz, Romuald Kunikowski i ja. Mega wyzwanie. Trema oczywiście było, bo to nasz mały debiut. Z takimi mało promowanymi utworami, które nigdy nie znalazły się na singlach. Unpopular. Ogromne wyzwanie. W Filharmonii w Gdańsku macie przepiękną salę.
Przy pani dorobku trudno mówić o debiucie. Zresztą słychać to było podczas kontaktu z publicznością na sali. Takiego kontaktu nie mają debiutanci. Kiedy wymyśliła Pani koncerty Unpopular?
– Pomysł na trio pojawił się pół roku temu. Graliśmy wtedy koncert dla znanego realizatora muzycznego Polskiego Radia Wojtka Przybylskiego, kultowa postać. Realizował nagrania m.in dla Maanamu, Kayah, Lady Pank. Niestety zmarł w lipcu tego roku. Kiedy zachorował, zaproponowano nam występ, ale akurat mój perkusista zaniemógł, a basista nie mógł z jakiegoś powodu. I zagraliśmy tylko we trójkę.
To był taki surowy koncert i mnie wtedy olśniło. Bardzo nam się to wszystko spodobało i pomyślałam, że ja potrzebuję teraz czegoś takiego, nowego. A ja muszę się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości. Wróciłam wprawdzie z płytą „Renovatio”, ale ja tam na niej ledwo zipałam. Ale musiałam tę płytę wydać. Wróciłam nią tak trochę „zadaniowo”, ale tłumaczyłam, że musiałam tę płytę wydać, by iść do przodu.
Kiedy ją wydałam, pomyślałam sobie, by sięgnąć do utworów starych, ale mało granych, nie promowanych z lat 90. Do utworów, które nigdy nie były singlami, a dla mnie są bardzo ważne. Mówią o tym, co przeszłam przez te 13 lat, kiedy nie mogłam śpiewać. Straciłam głos i mogłam go nie odzyskać. A dzisiaj uwierzyłam w ten projekt Unpopular.
Bo przyszliście na koncert, a moglibyście nie przyjść. Co to w końcu jest jakiś koncert trio akustycznego. Bez promocji, bez rozgłosu. A tu na taką imprezę sprzedało się tyle biletów.
No właśnie, a byłoby nas na tym koncercie jeszcze więcej, gdybyście zadbali mocniej o promocję.
– Ale to jest właśnie Unpopular. Chodzi o to, że to nie miało być nagłośnione tak, jak inne koncerty. Ja siłę odkrywam w odnajdowaniu głosu i to jest istota tego projektu. Nie szukałam promocji w ogólnokrajowych stacjach. Postawiłam na szczerość w przekazie i na siłę swego głosu, na szukanie pewnej prawdy.
To jest moje podejście i moja filozofia a propos mojego całego bycia w show biznesie. Moim marzeniem byłoby to, co się czasem dzieje z innymi zespołami, które działają bez promocji, a na koncertach mają swoja publiczność i swoich odbiorców.
Wiele osób wyszło z tego koncertu i pytało, kiedy powstanie nowa płyta z tymi utworami.
– Marzę, by wydać płytę koncertową. Na razie zapraszam 14 listopada do Wrocławia. Tam też gramy w Polskim Radio w sali studyjnej.
Trzymamy za słowo, że płyta się ukaże.
– Wolałabym niczego raczej nie obiecywać. Nie chciałabym powtórki takiej, jak przy okazji wydawania płyty „Renovatio”, kiedy wszyscy pytali po 12 latach „Bartosiewicz, gdzie ta twoja nowa płyta”. I w końcu uwolniłam się, bo ta płyta się pojawiła. Ale wracając do tego koncertu w Gdańsku, wierzę w to, że to trio rzuciło mnie w pewną podróż do korzeni.
Pewnie pani też słyszała, że ten głos odzyskuje power. Za to gitary – złośliwość rzeczy martwych (śmiech) nie stroiły, jak na złość. Zmieniłam chyba trzy i czułam się jakbym przerzuciła tonę węgla.
Ale publiczności ta zmiana gitar w ogóle nie przeszkadzała. Robiła to pani z takim wdziękiem, że myśleliśmy, że to taka ustawiona improwizacja.
– Tak? To dobrze. Rozmawiałam po koncercie z Piotrkiem Łukaszewskim, legendarnym gitarzystą IRA, który urzęduje w Gdańsku. I on powiedział mi, że ta rozmowa z publicznością, kiedy dzieliłam się z państwem swoimi refleksjami o ostatniej chorobie ma sens. Że i do niego, i do publiczności to trafiało.
Też uważam, że publiczność „kupiła” te pani wyznania. Fani nie słyszeli pani, pani głosu, przez te wszystkie lata bo po prostu pani nic nie nagrywała. My pamiętamy pani głos z czasów, kiedy była pani gwiazdą estrady. I nie chce nam się wierzyć, że mogła pani stracić głos odzyskując jeszcze lepszy.
– To jest szerszy temat, ten mój stracony głos. Wydaje mi się, że już nikomu się nie chce tego słuchać. Ja naprawdę bardzo ciężko pracowałam, by to zdrowie wróciło.
A ja myślę, że każdemu z nas może się zdarzyć gorszy okres w życiu. A tymczasem ktoś, znana gwiazda mówi o tym ze sceny, jednocześnie pięknie śpiewając. I mówi szczerze. Dlatego my słuchamy i razem z panią to przeżywamy.
– Fajnie, że mogę to zrobić. Śpiewać. Niech pani sobie wyobrazi taką rzecz. Ja pół roku temu wymyśliłam to trio. Wtedy nie mogłam jeszcze śpiewać, a dzisiaj…? Głos był bez zarzutu. Były problemy z gitarami, ale z wokalem nie było żadnych. Było fajnie, mogłam z siebie dać wszystko i myślę, że będę mogła dać jeszcze więcej.
Poza tym fajnie jest mówić o rzeczach trudnych, kiedy się je zwycięży. Gorzej jest o nich mówić, gdy jeszcze ich nie pokonaliśmy. A ja tak mówiłam od 2010 roku. Wracałam bardzo powoli, nie byłam w pełni sprawna i mówiłam to w wywiadach. Ja i tak mam szczęście. Bo fakt – miałam więcej szczęścia niż rozumu.
Miałam to oparcie w fanach i w słuchaczach. Dla nich było ważne, że śpiewam. Na przykład ostatnio w Kielcach powiedziałam do ludzi na koncercie: „Słuchajcie, chyba słyszycie co się dzieje z moim głosem. Przecież musicie to czuć.” I wtedy oni zaczęli klaskać i wstali. Oni naprawdę to poczuli.
To nie były bisy, to się działo w trakcie koncertu. To są chwile, dla których warto było to wszystko przejść. Bo to nie było załamanie na kilka miesięcy, rok – dwa. Tylko jedna czwarta życia. Gdyby pani mnie spytała, co się działo po mojej czterdziestce, nie umiałabym pani odpowiedzieć. Nie wiem, gdzie są moje czterdziestki. 41, 42, 43 potem 48, 49. Gdzie są te lata?
Nie wiem. Czy ja ich żałuję? Nie, nie żałuję. Bo prawdopodobnie bez tego wszystkiego nie mogłabym dzisiaj wystąpić i przyjąć tak dużo od państwa. Naprawdę. Odbieram to od losu z wdzięcznością. Jest coś pięknego w tej całej historii. Wiele osób namawia mnie do pisania książki. Teraz wszyscy piszą. Ale ja muszę nabrać do tego dystansu.
Warto było czekać na tę swoją 50-tkę?
– Choć czasu nie da się cofnąć. To tylko w piosenkach są takie słowa. „Gdy do przodu zegar rwie, ty ustaw się na nie.” Ale dzisiaj nie śpiewałam tych utworów.
Żeby szlifować taki talent, trzeba pracy. Pani miała kilka lat, gdy zaczęła śpiewać i grać?
– Miałam tak z 10 lat, kiedy tata kupił gitarę. Wtedy zaczęłam brzdąkać i układać pierwsze piosenki. Ale dopiero od niedawna w związku z tą moją transformacją poszukiwałam głosu, który straciłam i odnalazłam samą siebie. Przy okazji odnalazłam własny fundament. Ja nigdy nie miałam korzeni. Byłam osobą pogrążoną w chaosie.
I to że mi się udało w ogóle nagrać kilka płyt w latach 90. i wypromować parę piosenek, pozwoliło mi funkcjonować. Przecież przez ostatnie lata nie pracowałam. Czasem zaśpiewałam, tak jak np. z Krzyśkiem Krawczykiem, z Myslovitz. Ale to były rzadkie, sporadyczne koncerty i nagrania. To dawne nagrania pozwoliły mi przetrwać. Pozwoliły mi skupić się na tym, by odzyskać to zdrowie.
Co pani chce powiedzieć ludziom?
– Mam dla ludzi taki przekaz: Jesteśmy bardzo niecierpliwi. Chcemy wszytko mieć zaraz. Bierzemy kredyty, kupujemy domy, samochody. Wpadamy w poważne problemy. Potem wisi to nad nami. Ile osób jest teraz przez to w poważnych kłopotach?
Miałam ostatnio propozycję zrobienia reklamy dla banku. Chcieli ode mnie muzyki. Nie mogłam tego zrobić, bo ja nie mogę muzyką namawiać ludzi do tego typu uwikłania.
Nie chcę oceniać ludzi, którzy to robią. Akurat oni może mają inną filozofię. Moja jest taka i po moich przeżyciach nie mogę tego zrobić. Moja przyjaciółka zmarła, bo nie dała sobie rady ze spłacaniem kredytu we frankach. To jest w kontrze do mojej pozycji, do tego mojego bycia Unpopular. Ja nie mówię, że reklamy są złe, ale jeśli chodzi o banki, nigdy mnie nie będzie w takich reklamach.
Bo wiem, że przyjemnością jest zdobywać wszystko powoli. I mieć to z czystą głową. Nie być obciążonym. Wie pani o czym mówię…
Już się pani nie śpieszy, już Pani tak nie gna. Zwraca Pani uwagę na propozycje?
– Tak. Dokładnie. Przeprowadzam bardzo dużą selekcję wszystkich propozycji.
Fani nie opuścili Pani w trudnych momentach. Ci ludzie czekali. Byli razem z Panią?
– Tak, mam niezwykłych fanów. Przecież ja nic nie mówiłam o swojej chorobie. Oni wcale nie wiedzieli, że dzieje się ze mną coś złego. Pojawiało się wiele plotek, których ja nie miałam siły prostować. Po wielu latach udzieliłam pierwszego wywiadu, w którym opowiedziałam o tych słabościach. Dlatego tym bardziej „kapelusze z głów”.
Bo to jest nie do pojęcia. Te koncerty to jest takie moje świadectwo, że można coś odkręcić. Coś, co było niedobrego. Nawet jeśli ta moja nieobecność trwała aż 13 lat. Ja bardzo lubię takie przekazy, bo one niosą nadzieję.
Były takie momenty podczas tego koncertu, że widzieliśmy jak Panią samą cieszy ten dobry głos. Świetna dyspozycja, bardzo dobry wokal.
– Bo to, co złe już chyba za mną. Najtrudniej jest mówić o wszystkich trudnościach, kiedy jest się słabym. Dziś sami słyszeliście, że było nieźle i widać było, że ludzi byli po koncercie usatysfakcjonowani.
Jeśli jeszcze kiedyś zaprosicie mnie na Ołowiankę, z wielką przyjemnością tu zagram i zaśpiewam. Wspaniała sala. Wspaniała akustyka. Jestem zachwycona tą salą.
Dziękuję za rozmowę.
Anna Rębas/mar