– To, że atak miał miejsce w kawiarniach i na koncercie miało wywołać skutek w postaci strachu i lęku. Na początku Francuzi będą się bali, ale później wrócą do normalnego życia. My po prostu nie możemy się bać – tak w Radiu Gdańsk tłumaczył Nicolas Rougier, Francuz mieszkający na Pomorzu.
Rougier na co dzień jest wykładowcą na Uniwersytecie Gdańskim. Na antenie Radia Gdańsk mówił m.in. co poczuł, gdy dowiedział się o zamachu. – Pierwsza reakcja? Wściekłość, złość i bezsilność. Było mi bardzo smutno, myśląc o ludziach, którzy zginęli zupełnie bezbronni. Chcieli się bawić, a stało się coś tak przykrego.
PAŃSTWO TOLERANCYJNE, ALE NIE WOLNE OD DYSKRYMINACJI
W rozmowie z Agnieszką Michajłow Nicolas Rougier nawiązał także do polityki Francuzów wobec uchodźców. Podkreślał, że państwo jest bardzo tolerancyjne, nie istnieje segregacja ludzi. Władze nie prowadzą nawet statystyk dotyczących imigrantów. – Ale nie ma zupełnej niedyskryminacji. Mnie, jako Nicolasowi łatwiej jest znaleźć pracę niż komuś, kto ma na imię Mohammed – przyznał.
Zdaniem Francuza, to że kraj jest teraz wielokulturowy to następstwo m.in. upadku kolonii w latach pięćdziesiątych. – Wówczas do pracy ściągano wiele tysięcy ludzi. Francuzi lokowali ich, bo uważali, że po upadku kolonii mają dług do spłacenia. Teraz za to płacimy.
DEBATA O UCHODŹCACH? WE FRANCJI DO TEJ PORY NIE ISTNIAŁA
Gość Radia Gdańsk dodał także, że polityka w Polsce różni się od tej nad Sekwaną. – Tam nie ma aż takiej debaty dotyczącej kwestii uchodźców. Nie są oni automatycznie postrzegani jak terroryści. Poza tym, ci którzy dziś mieszkają we Francji to już kolejni potomkowie muzułmanów-imigrantów, już urodzeni we Francji – podsumował Nicolas Rougier.