Fatalnie po dwutygodniowej przerwie na mecze reprezentacyjne zaprezentowali się piłkarze Lechii Gdańsk. W meczu kończącym zmagania w 16. kolejce piłkarskiej ekstraklasy podopieczni Thomasa von Hessena w koszmarnym stylu przegrali w meczu wyjazdowym z Cracovią 0:3. Niemiecki szkoleniowiec Lechii już na konferencji prasowej poprzedzającej spotkanie zdradził, że do gry w pierwszym składzie wróci Sebastian Mila. Słowa dotrzymał i rzeczywiście reprezentant Polski w Krakowie zaprezentował się od pierwszych minut. Diametralnej zmianie uległo także ustawienie defensywne. Na środku tradycyjnie zagrali Janicki i Gerson, ale z boku zamiast Wawrzyniaka i Wojtkowiaka na boisko wyszli Stolarski i Marković. Na ławce wylądował także najlepszy strzelec biało-zielonych Grzegorz Kuświk. Rolę napastnika pełnił Maciej Makuszewski, zaś na skrzydłach wspierali go Sławomir Peszko i Michał Mak.
CZERWONA KARTKA USTAWIŁA MECZ
Trener przed meczem zapowiadał, że sukces w spotkaniu z Cracovią uzależniony jest od realizacji założeń taktycznych, nad którymi zespół pracował przez ostatnie dwa tygodnie. Niestety w 6. minucie wszystkie założenia, o których wspominał trener zeszły na drugi plan. Przełożyło się na to fatalne zachowanie Michała Maka, który po starciu z Deleu sam chciał wymierzyć sprawiedliwość na defensorze Cracovii. Co prawda uderzenie nogą nie dotarło do twarzy Brazylijczyka, ale sędzia się nie zawahał i pokazał młodemu pomocnikowi czerwoną kartkę. Od tego momentu na boisku dominowały „Pasy”. Lechia cofnęła się do defensywy, a gra biało-zielonych wyglądała raczej jak przysłowiowa „obrona Częstochowy”. O przewadze gospodarzy świadczyło posiadanie piłki, które po pierwszej połowie wynosiło 78 do 22 procenta. Trzeba przyznać, że w pierwszej odsłonie zwichrowane celowniki mieli krakowianie, którzy oddali 14 strzałów, ale żaden nie zdołał zaskoczyć Marića.
W drugiej połowie sytuacja na boisku nie uległa zmianie. Lechia nie zapędzała się w pole karne gospodarzy, a ci kontrolowali przebieg spotkania konstruując kolejne ofensywne akcje. Poszczęściło się w 59. minucie. Jak pokazały powtórki bramka nie powinna zostać uznana, gdyż na minimalnym spalonym znajdował się Kapustka. Młody reprezentant Polski najpierw przyjął piłkę na 16. metrze i huknął na bramkę Marića. Ten odbił ją w bok, ale dopadł do niej niepilnowany Rakels, który otworzył wynik meczu strzałem na pustą bramkę.
Jedną z nielicznych akcji ofensywnych Lechii stworzył wracający do składu Peszko. Z łatwością minął dwóch obrońców, ale na jego drodze stanął Sandomierski, który sparował strzał na rzut rożny. Na tym poczynania w ataku Lechii się skończyły. W 70. minucie było już 2:0. Dośrodkowanie z lewej strony boiska doskonale wykorzystał niepilnowany Cetnarski i tuż obok słupka podwyższył wynik meczu.
Dzieło zniszczenia zwieńczył Jendrisek, który w 84. minucie w bliźniaczek akcji, po której została strzelona druga bramka, ustalił wynik meczu.