Dawid Szwarga odebrał kolejną lekcję. Arka upokorzona przez Raków

(fot. PAP/Adam Warżawa)

Meczu Arki z Rakowem wyczekiwano nie tylko w Gdyni i Częstochowie. Powód? Pojedynek dwóch panów w dresach – kiedyś stojących przy ławce ramię w ramię, teraz po przeciwnych stronach barykady. Dawid Szwarga i Marek Papszun. Uczeń i nauczyciel. A po 90 minutach: przegrany i wygrany. Szkoleniowiec Arki odebrał kolejną lekcję i musi pogodzić się z bolesną porażką 1:4 (0:3).

Szwarga najpierw był asystentem Papszuna w Rakowie, później objął posadę pierwszego trenera „Medalików”, by po nieudanym sezonie wrócić do funkcji asystenta. Później przeprowadził się do Gdyni. Dziś po raz pierwszy stanął przed szansą, by udowodnić swojemu mentorowi, że czegoś się od niego nauczył.

POPISOWE OTWARCIE

Początek spotkania to coś na pograniczu szachów i warcabów – z czego obaj trenerzy słyną nie od dziś. Otwarcie zdecydowanie lepiej rozegrał Marek Papszun, a pierwszy cios zadał Lamine Diaby-Fadiga. Francuz pokonał Damiana Węglarza już w 10. minucie. Duża w tym zasługa bramkarza Arki, który zamiast złapać piłkę po niezbyt mocnym strzale zza pola karnego – wepchnął ją do własnej bramki.

Chwilę później mogło być 2:0 dla gości, ale po – dla odmiany – potężnym uderzeniu Adriano Amorima futbolówka obiła poprzeczkę. Potem żółto-niebiescy otrząsnęli się i przez kilkadziesiąt minut walczyli z częstochowianami jak równi z równymi. Aż do 40. minuty, gdy czerwoną kartkę obejrzał Dominick Zator. Kanadyjczyk brutalnie wjechał wyprostowaną nogą w łydkę Amorima i całkowicie zasłużenie został odesłany pod prysznic. O wyrównanej potyczce nie było już mowy.

Raków równie brutalnie wykorzystał grę w liczebnej przewadze. I to jeszcze przed przerwą. Najpierw pięknym strzałem z rzutu wolnego popisał się Michael Ameyaw, a trzy minuty później na 3:0 podwyższył Jonatan Brunes.

UNIKNĄĆ BLAMAŻU

Po 45 minutach Dawidowi Szwardze zostało na szachownicy zaledwie kilka pionów. O zwycięstwie w tej partii nie było już mowy. Arkowcy zmuszeni byli włączyć tryb „obrona Częstochowy”, by uniknąć totalnego blamażu. Mieli to szczęście, że gościom spod Jasnej Góry nigdzie się nie spieszyło. Gdy w 57. minucie podwyższyli na 4:0, sprawiali wrażenie nasyconych. Brunes skompletował „dublet”, a Węglarz „czteropak” – przy każdym ze straconych goli bramkarz Arki miał bowiem swój niechlubny udział.

Honorową bramkę dla gdynian zdobył Marc Navarro, który najwyraźniej uważnie obserwował Ameyawa. W 71. minucie Hiszpan władował piłkę do siatki z rzutu wolnego co najmniej równie efektownie, jak dwukrotny reprezentant Polski w pierwszej połowie.

Więcej goli tego popołudnia nie oglądaliśmy. Po końcowym gwizdku Dawidowi Szwardze nie pozostało nic innego, jak pokornie pogratulować Markowi Papszunowi. Przed uczniem jeszcze sporo nauki.

Spotkanie na naszym kanale YouTube relacjonowali Paweł Kątnik i Tymoteusz Kobiela:

Arka Gdynia – Raków Częstochowa 1:4 (0:3)

Bramki: 0:1 Lamine Diaby-Fadiga (10.), 0:2 Michael Ameyaw (45.), 0:3 Jonatan Braut Brunes (45+3.), 0:4 Jonatan Braut Brunes (57.), 1:4 Marc Navarro (71.).

Żółte kartki: Marc Navarro, Peter Barath, Apostolos Konstantopoulos, Oskar Repka.
Czerwona kartka: Dominick Zator (40.).

Sędzia: Karol Arys (Szczecin).
Widzów: 8 781.

Arka Gdynia: Damian Węglarz – Dominick Zator, Michał Marcjanik, Dawid Gojny – Marc Navarro, Kamil Jakubczyk, Alassane Sidibe (82. Luis Perea), Tornike Gaprindaszwili (46. Marcel Predenkiewicz) – Nazarij Rusyn (46. Kike Hermoso), Edu Espiau (65. Patryk Szysz), Sebastian Kerk (65. Diego Percan).

Raków Częstochowa: Oliwier Zych – Apostolos Konstantopoulos, Bogdan Racovitan, Stratos Svarnas – Michael Ameyaw (70. Imad Rondic), Oskar Repka (83. Marko Bulat), Peter Barath, Adriano Amorim (46. Tomasz Pieńko) – Lamine Diaby-Fadiga (58. Ivi Lopez), Jonatan Braut Brunes, Patryk Makuch (58. Bogdan Mircetic).

Paweł Marszałkowski/aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj