Maciej Kosycarz pracował podczas marszu w obronie demokracji. Fotoreporter został powstrzymany przed robieniem zdjęć.
– Mniejsza grupa ludzi miała odrębne zdanie. Sfotografowałem to wydarzenie, bo było faktem medialnym. W momencie, gdy robiłem zdjęcia, poczułem rękę jednego z dwóch mężczyzn na swoim obiektywie. Wyraźnie zachowywał się dosyć agresywnie w stosunku np. do pani Henryki Krzywonos. Od tamtej pory nie mogłem robić zdjęć.
– Od razu zaznaczam, że nie byłem w żaden sposób poturbowany, to po prostu był gest. Gdyby nie to, że zaraz za mną była ochrona marszu, może skończyłoby się to gorzej.
– To jest problem. Od PRL-u walczyliśmy o to, by media były symbolem wolności. Teraz, gdy dziennikarze stają się wrogami, to znaczy, że dzieje się coś nie tak. Nie może być tak, że gdy ktoś jest w pracy jest atakowany i uniemożliwia się mu prace. To może być początek.