Historyk podkreślał, że 16 grudnia to nie gdańscy stoczniowy zaczęli zamieszki, jak przedstawiano to przez ponad 20 lat. – Stoczniowcy myśleli, że przeciwko nim jest tylko milicja, a wojsko nie przyłączy się do protestu. Z zaciekawieniem obserwowali wojsko stojące przed bramą stoczni. Tłum ciekawskich wypychał przez bramę pierwsze szeregi i wtedy nieoczekiwanie padły strzały. Dwie osoby zastrzelono.
– Trzeciego dnia protestów (16 grudnia) władze były zainteresowane rozproszeniem kilkunastu tysięcy robotników. Wieczorem i w nocy rozwożono ich do domów, były specjalne kolejki i autobusy.
Najbardziej znany moment wydarzeń grudniowych był 17 grudnia rano, czyli otwarcie ognia do gdyńskich stoczniowców idących do pracy. – Kociołek chwalił się, że wstrzymał ruch trolejbusów i autobusów, ale nie wstrzymał kolejek. Ludzie idą do pracy, bo zachęcał ich do tego wicepremier poprzedniego dnia wieczorem. Jest szósta rano, ciemno. I padają strzały do ludzi przyjeżdżających kolejką do stoczni.