Ma 20 lat, jest na drugim roku filozofii na Uniwersytecie Gdańskim i w grudniu, przez dwa tygodnie, bezinteresownie wraz z 4 przyjaciół z całej Polski, pojechał na grecką wyspę Lesbos, by pomagać uchodźcom, którzy wycieńczeni przybijali do brzegu.
Na plaży, gdzie rozbili obóz, gotowali ciepłe posiłki, podawali koce i suche ubrania. Dla uchodźców z Syrii, Afryki Północnej i Iraku byli pierwszym kontaktem w „lepszej” Europie. Gdańszczanin Franek Wojciechowicz opowiada naszej reporterce Ewelinie Potockiej o tym, jak wyglądał jego niesamowity wolontariat na plaży na wyspie Lesbos.
CZĘSTO DOPŁYWAJĄ WYZIĘBIENI I GŁODNI
Uchodźcy z Syrii, Iraku i Afryki Północnej, którzy przypływają do brzegu greckiej wyspy często doświadczają traumatycznych przeżyć. Dopływają przemoczeni, wyziębieni, głodni i odwodnieni.
– To były osoby starsze, młodsze, często także małe dzieci. Najczęściej jednak to były całe rodziny, które dopływały z babciami, dziadkami. To momenty, kiedy wszyscy razem byliśmy naprawdę szczęśliwi. My byliśmy szczęśliwi, że się udało, oni – że przeżyli. Mieli nadzieję na lepsze życie i wierzyli, że to już koniec ich dramatów. Niestety, nie zawsze okazywało się to prawdą, po późniejsza podróż sprawiała wiele problemów – dodał.
Posłuchaj całej rozmowy:
Ewelina Potocka/Maria Anuszkiewicz