Sylwia Gruchała (szczerze) o powrocie do sportu i konflikcie z trenerem: „Byłam młoda, głupia, popełniłam błąd”

– Ma świetne podejście do kobiet, zna psychikę kobiet, daje wolność zawodniczce, można do niego przyjść, powiedzieć, co leży na sercu, a on kobietę zrozumie – opowiada o współpracy z Tadeuszem Pagińskim Sylwia Gruchała. 21 kwietnia Sylwia Gruchała wyleciała do Brazylii na drużynowe Mistrzostwa Świata w Rio de Janeiro. Start 25 kwietnia. W jej planach znajduje się również Puchar Polski (7 maja), Puchar Świata w Tauber (20 maja) i Mistrzostwa Europy w Toruniu oraz Puchar Świata w Szanghaju. Sylwia Gruchała w swoim kalendarzu startów nie ma wolnych kartek na najbliższe tygodnie.

Przed wylotem do Brazylii zawodniczka udzieliła wywiadu naszej dziennikarce. Z Anną Rębas spotkała się w sali Gdańskiej Szkoły Floretu, gdzie wraz z trenerem Tadeuszem Pagińskim opowiadała o ich relacjach, przygotowaniach do najbliższych turniejów i życiu, które zmieniło się po urodzeniu córeczki.

NIE ZAWSZE KOLOROWO

Trenerem Sylwii fechmistrz Pagiński jest od 2001 roku. I to on stoi za wszystkimi sukcesami zawodniczki. W trakcie ich współpracy nie wszystko jednak wyglądało kolorowo.

– Przerwa w naszej współpracy była z mojej winy – mówi Sylwia Gruchała. – Padły niepotrzebne oskarżenia, dziś tego żałuję. Byłam młoda, głupia, popełniłam błąd. Wyjaśniliśmy sobie niepotrzebne słowa z mojej strony. Przyznałam się do błędu, a fechmistrz, człowiek z klasą, tej młodej osobie wybaczył – opowiada.

– Warto przyznawać się do błędów. Pamiętajmy, że to wielkie emocje za tym wszystkim stoją. Naprawdę wielkie – dodaje Sylwia. Nie żywimy do siebie urazy. Szkoda czasu, by się w tym grzebać – dodaje zawodniczka.
 
Tadeusz Pagiński mówi, że pewne rzeczy mimo wszystko zostają w pamięci. – Sylwia dość długo mnie namawiała do ponownej współpracy. Ale było trudne. Dziecku się zawsze wybacza. Niestety, już jak zacząłem z nią trenować po tym, jak wróciła do floretu po urodzeniu dziecka, mówiłem jej, że nie zdążymy się zakwalifikować do igrzysk w Rio. Zabrakło roku – dodaje Pagiński. – Odporność psychiczna, charakter zawodniczki – to wszystko składa się na pewną całość. Wiara, pokora, prawda i godność to zasady, bez których zawodnik nie osiągnie sukcesu. Powtarzam to od 40 lat.

TRENING Z MISTRZEM

Sylwia Gruchała podkreśla, że z trenerem zna się wiele lat i wystarczy jedno jego słowo podczas treningu, żeby się porozumieć. – Rozmawiamy  z trenerem szyfrem. Fechmistrz zna mnie bardzo dobrze. Zna moje mocne i słabe strony – mówi.

Po latach współpracy z zawodniczką takie skróty pomiędzy nimi wystarczą. Kiedy Pagiński mówi do Gruchały na zawodach „w lewo” albo „bioderko” to tylko ona wie, o co chodzi. Bo „w lewo” wcale nie znaczy „w lewo”. Dla innych to czarna magia.

Sylwia uwielbia lekcje techniczne z trenerem. Wiele jej dają. Niezależnie od tego, co ma zrobić podczas treningu, zawsze wiele się uczy. Mimo, że lata startów i pracy już za nią. Takie zajęcia trwają około 3 godzin. Trener nadal potrafi ją zaskoczyć. – Dobrze się tutaj czuję, chcę tu być. Wierzę, że za jakiś czas zajmę się trenowaniem i pracą z młodszymi. Ale na wszystko musi być odpowiedni czas i odpowiednie środki – mówi Gruchała.
 
Zawodniczka w Gdańskiej Szkole Floretu spędziła większość swego życia. Sport ją wychował, wzmocnił i pomógł w niejednym kryzysie. Ciężka praca dała jej charakter. – Sport wiele razy ratował mnie w trudnych momentach. Gdybym nie chciała tu być, to po prostu nie wróciłabym do floretu. Z tej sali widać mój dom rodzinny. Miałam kilka lat, gdy tu trafiłam. Po drodze spotkałam trenerów w z wielkim doświadczeniem i to oni mnie ukształtowali. Pan Longin Szmidt i Tadeusz Pagiński to ludzie, których niezwykle cenię. Wiele im zawdzięczam – zaznacza.
 
Sylwia Gruchała miała przerwę w trenowaniu, gdy zaszła w ciążę. Zapewnia jednak, że z przyjemnością wróciła do tak dobrze znanej jej sali w Gdańskiej Szkole Floretu – Nie trenuję tak, jak kiedyś, bo mam dziecko. Bardzo je kocham. Julia jest dla mnie bardzo ważna, chcę być przy jej rozwoju. We wrześniu moja córka idzie już do przedszkola. Dzięki niej nabrałam dystansu do sportu. To, że nie zakwalifikowałam się do Igrzysk Olimpijskich przeżyłam dzięki córce w miarę spokojnie. Żałowałam ale nie rozpaczałam – mówi.

Zawodniczka zmieniła nastawienie do rzeczy, które były dla niej do tej pory bardzo ważne. Wracała do sportu metodą małych kroków. – Doszłam do takiego momentu, że odzyskałam dobrą formę. Ostatnio byłam w ósemce na Pucharze Świata. Systematyczna praca zaowocowała. Wspiera mnie wojsko. To ono jest moim sponsorem. Wcześniej wspierały mnie firmy prywatne. Teraz finansowanie wziął na siebie Polski Związek Szermierczy. Zdobyłam punkty, które pozwalają mi razem z Magdą Knopp z Gdańska reprezentować Polskę na drużynowych Mistrzostwach Świata w Rio de Janeiro – tłumaczy Gruchała.

MISTRZOSTWA, STARTY I RODZINA

Sylwia Gruchała zapewnia, że jest chętna do walki i dobrze przygotowana do turnieju. Sama się jednak zastanawia, jak dobrze zda ten egzamin.

– Dla mnie ważne jest, by Sylwia wzięła udział w mistrzostwach Europy drużynowych i indywidualnych – mówi Tadeusz Pagiński.

– Ciekawa jestem na jakiej pozycji będę walczyć. Po tej kilkuletniej przerwie okaże się, czy w drużynie nadal będzie współpraca. Teraz jest inny trener, inne dziewczyny, wszystko jest inaczej – dodaje Gruchała. – Trzeba pracować na tę atmosferę w drużynie wiele lat. To trudne tak nagle wystartować i walczyć razem.

Do tej pory zawodniczki wiedziały, na jakiej pozycji w drużynie jest każda z nich. Jasne było też co trzeba zrobić, by utrzymać lub poprawić wynik. – Teraz wiem tylko, że musimy wygrać z Węgierkami, a potem musimy poradzić sobie z Rosjankami, które są na 2 miejscu na świecie. W tej chwili polski floret kobiecy jest na 10 pozycji. To bardzo trudna sytuacja – tłumaczy Pagiński. – Żeby zbudować reprezentację taką, jak za naszych najlepszych czasów, potrzeba wielu lat. Teraz jest już inny trener kadry. Ja już jestem emerytem. Poza tym mógłbym jeszcze ewentualnie służyć radą, ale pod warunkiem, że wszystkie te mistrzostwa odbywałyby się w Gdańsku. Teraz jestem potrzebny głównie w domu. Potrzebują mnie dzieci i wnuki – dodaje fechmistrz.

Córka Sylwii Gruchały ze związku z szermierzem Markiem Bączkiem ma na imię Julia i w sierpniu kończy 3 lata. – Na razie jeszcze nie zabieram jej na treningi – śmieje się zawodniczka. – Ale jeśli kiedyś zdecyduje, że chce uprawiać jakiś sport, nigdy nie będę jej zakazywać. Nie będę jednak wybierać jej dyscypliny. Póki co chodzimy razem na basen – zapewnia Gruchała. Na basenie Julia spotyka się z córką Alicji Pęczak, znanej gdańskiej pływaczki, mistrzyni olimpijskiej z Atlanty, Barcelony i Sydney, a obecnie trenerki pływania.
 
Na drużynowych Mistrzostwach Świata w Brazylii w takim składzie polska drużyna walczyć będzie po raz pierwszy. Wśród zawodniczek znajdzie się Hanna Łyczbińska, jedyna zawodniczka z polskiej kadry, która zakwalifikowała się na Olimpiadę w Rio. Poza tym jest tam Martyna Jelińska i gdańszczanki: Magdalena Knop i Sylwia Gruchała.

Anna Rębas/mili

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj