Chcesz się założyć o 10 zł, kto wygra mecz Polska – Irlandia Północna? Teoretycznie za to grozi nawet 37 tys. zł grzywny. O zabraniu nagrody już nawet nie wspominając. Na szczęście przez ostatnie siedem lat funkcjonowania ustawy hazardowej – fiskus graczy-amatorów nie łapał. A kary mogą być dotkliwe. Po pierwsze ustawa antyhazardowa mówi o konfiskacie wygranej.
Po drugie kodeks karnoskarbowy dodaje możliwość nałożenia grzywny. Ta może wynieść od 185 zł do nawet 37 tys. zł – i to już za samo uczestnictwo w takiej zabawie, w przypadku stwierdzenia, że było to wykroczenie mniejszej wagi. Jeśli nie ma okoliczności łagodzących, kara może sięgnąć maksymalnie 120 stawek dziennych, czyli w skrajnym wypadku nawet 240 tys. zł. Czy zakłady koleżeńskie, o charakterze zabawy, powinny być karane?
– Chyba żadnej firmy czy zakładu nie ominie gorączka tego typu zakładów – dla fiskusa to mógłby to być niezły kąsek. Jeśli do tej pory nikogo nie złapano na tego typu koleżeńskich zakładach, nie ukarano – to może trzeba zmienić ustawę i wyjąć takie zakłady spod działania tej ustawy? Bo to chyba martwy przepis… – mówi Iwona Wysocka.
– To przede wszystkim nie tylko martwy, ale zły przepis – uważa Artur Kiełbasiński. – Ja rozumiem, ze ktoś jest karany, jeżeli w celu osiągnięcia korzyści majątkowej organizuje takie wzajemne zakłady. Czyli ktoś w firmie by chodził, zbierał te pieniądze i jeszcze brał działkę czy w jakiś sposób zarabiał. To są z reguły niewielkie kwoty, dziesięć, dwadzieścia złotych w większości firm. Skala finansowa takich przedsięwzięć jest niewielka. Jeżeli ktoś wygra w takich typowo koleżeńskich zakładach i organizator nie pobiera korzyści finansowych to absolutnie nie powinno to być karane. Być może dla względów bezpieczeństwa warto ustalić jakiś limit. Natomiast ściganie się o zakładanie za 10, 20 złotych to marnotrawienie sił państwa. Martwy przepis, który w ogóle robi martwą atmosferę wokół takich zakładów – uważa szef Redakcji Informacji i Publicystyki Radia Gdańsk.