Według prognoz Wielka Brytania zagłosowała za opuszczeniem Unii Europejskiej. Wyniki na Wyspach do końca były niewiadomą. Jeszcze w czwartek w internetowej sondzie przewaga zwolenników pozostania w UE wynosiła niemal 10 procent. Niepewność do ostatniej chwili… Spekulowano o różnych scenariuszach. Poważni komentatorzy analizowali, czy bandycki atak na kino w Niemczech nie napędzi głosów zwolennikom „wyjścia”. Nieistotne były przy tym szczegóły zamachu – nawet tak ważne jak narodowość sprawcy czy jego stan zdrowia.
Niemiecka akcja mogła zdecydować o losach Brytanii i całej Unii. To zresztą swoisty paradoks, że wokół takiego wydarzenia jak napad na kino budowano wizje wyjścia lub pozostania Wielkiej Brytanii w Unii. Ale tak działa obieg informacji we współczesnym świecie.
OD POPULISTYCZNYCH BREDNI PO SENSOWNE ARGUMENTY
Jednak, niezależnie od wyniku, ważne jest coś innego. Fakt, że do końca spekulowaliśmy, co się stanie z Wlk. Brytanią i Unią powinien być poważnym sygnałem ostrzegawczym dla całej Unii, a głównie brukselskiej administracji. Wśród bardzo różnorodnych głosów wspierających Brexit, pojawiały się wątki bardzo różne. Były skrajnie populistyczne brednie, odwołujące się do najniższych instynktów i żerujące na niechęci np. do Polaków. Ale były też głosy poważne, pokazujące realne problemy dzisiejszej Unii. Nadmiar regulacji, próby urzędników europejskich ingerowania w obyczaje i życie społeczne państw członkowskich, „przeregulowanie” gospodarki, zbyt daleko posunięte restrykcje ekologiczne. Do tego – krytykowano słabość Unii w rozwiązywaniu ważnych problemów, jak choćby trwającego latami kryzysu greckiego.
ŻÓŁTA KARTKA DLA UNII
To wszystko argumenty poważne. Jeśli Komisja Europejska i jej liczne (a nawet zbyt liczne) agendy, przejdą nad referendum do porządku dziennego, to Unia i tak przegra. Bo referendum na Wyspach trzeba traktować jako sygnał ostrzegawczy, przypomnienie Unii, że odchodzi od wartości założycielskich czyli wolności przepływu usług, ludzi i kapitału. Brytyjskie głosy przeciw obecności w UE to sygnał, że brukselskie ingerencje w życie państw Unii i ich obywateli nie powinny postępować dalej.
CO DALEJ?
Co ważne, ten sygnał nie pochodzi od „awanturników” z Polski czy Węgier. Sygnał swojego niezadowolenia wysłali konserwatywni Brytyjczycy. Dlatego o przyczynach referendum i argumentach eurosceptyków, tak czy inaczej, trzeba pamiętać bez względu na ostateczny wynik i wykorzystać całą sprawę do naprawiania Unii. W tym momencie pytanie czy sama Unia tę sytuację odpowiednio wykorzystać potrafi, jest najważniejszym problemem na naszym kontynencie. Odpowiedź na to pytanie pokaże czy europejska biurokracja potrafi reagować na dotykające Unię problemy. A brak jakiejkolwiek reakcji byłby najczarniejszym scenariuszem dla Europy.
Artur Kiełbasiński