„Jeśli dziecko się zgubi, to wyłącznie wina rodzica. Nie rozumiem, jak jeszcze można na nie krzyczeć”

ratownikstegna

Naszym gościem jest Łukasz Chmielowski, koordynator pracy ratowników na plaży w Stegnie.

W Stegnie znajdują się trzy stanowiska ratownicze, 300 od linii brzegowej. – Jak jest ładna pogoda, to tych ludzi jest bardzo dużo. Bywa tak, że jest problem z dojściem od schodów do linii brzegowej, jeśli tak jest to robimy tak zwane zasieki. Jest dużo ludzi, to jest dużo pracy – mówi ratownik.

Specyfika dna morskiego jest codziennie inna. – Dzisiaj przy żółtych bojach mamy 1,10 m, a po szkwale na przykład 1,80 m. Trzeba uważać, na nasze kąpielisko nie ma wstępu z psami i turyści, którzy z nimi przychodzą, muszą iść dalej. Należy pamiętać, że to zbiornik falujący.

– Każda akcja to przypływ adrenaliny. My tu jesteśmy od pilnowania porządku i jeśli ktoś nie przestrzega zaleceń, to czasem muszę być trochę ostrzejszy. Jesteśmy tu najważniejsi i ludzie muszą nas słuchać. Alkohol to jest duży problem, notoryczny, nawet osoby starsze czy z dziećmi tak przychodzą. A dzieci od najmłodszych lat to zapamiętują. Ludzie potrafią pod stanowiskiem otwierać piwko i narzekać, że ratownik zwraca im uwagę.

Parawaning także w Stegnie? Niestety… – Bywa tak, że o godzinie 5, 6 tylko przez chwilę słychać wbijanie palików i cała plaża jest zastawiona parawanami. Ludzie używają ich do zajmowania miejsca, to tak zwane parawany widma. Między nimi często gubią się dzieci. Jest to obowiązek rodziców i muszą ich pilnować. Nie można krzyczeć na dziecko, że się zgubiło. To my jesteśmy od tego, żeby krzyczeć na rodziców. Wystarczy sekunda, żeby dziecko się zgubiło. 

– Mamy także opaski z numerami telefonów, ale rodzice reagują dopiero, jak dziecko się zgubi. A to bardzo ważne, bo dziecko w stresie niewiele potrafi powiedzieć.

stegnaopaski

Wpadł do nas 10-letni Kajetan, który bardzo chce być ratownikiem. – Dwa lata temu byłem świadkiem, jak pan, który napił się piwa wszedł do wody z dzieckiem i to właśnie on się topił. Chcę być ratownikiem medycznym, żeby pomagać innym ludziom – mówi.

Rok temu do Stegny zabłądził wieloryb. – Dostrzegłem nagle jakąś płachtę. Nagle jakiś pan podchodzi do mnie i pyta, czy widzę tego wieloryba. Nie wierzyłem, ale faktycznie dostrzegłem cechy tego wielkiego stwora. Akcja była ogromna, wiele instytucji zastanawiało się jak go wyciągnąć.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj