Polscy szczypiorniści po kolejnym dreszczowcu, wygrywając 25:24 ze Szwedami zbliżyli się do wyjścia z grupy. Karol Bielecki udowodnił po raz kolejny jak wiele znaczy dla reprezentacji.
Piłkarze ręczni nie potrafią wygrać meczu w sposób spokojny i pewny. Potrzeba skrajnych emocji, obgryzionych paznokci i zawału, by w końcu cieszyć ze zwycięstwa. W obronie zagraliśmy dość słabo. Pozwalaliśmy naszym rywalem na zbyt dużo, przez co wyniki cały czas oscylował w graniach remisu. Nieco gorzej radziliśmy sobie ze zdobywaniem bramek. Golkiper Trzech Koron pod koniec pierwszej połowy miał blisko 50% skuteczność odbitych piłek. Takie rzeczy rzadko zdarzają się na olimpijskim turnieju.
W drugiej połowie na chwilę złapaliśmy odpowiedni rytm. Za sprawą Bieleckiego i Jachlewskiego prowadziliśmy 15:13. Nie na długo, bo Polacy rozluźnili się i zaczęli popełniać proste błędy. W efekcie ponownie przegrywali jedną lub dwoma bramkami. Pod sam koniec meczu udało się przycisnąć Szwedów i wyjść na prowadzenie 23:22. Rywale przy wyprowadzaniu kontrataku pomylili się, a Polacy zwiększyli przewagę. Na półtorej minuty przed końcem byliśmy pewni zwycięstwa prowadząc 25:22. Rywale zdołali jeszcze odrobić stratę dwóch oczek, ale ostatecznie to Polacy wygrali 25:24.
Michał Fila