Mijają ponad trzy lata od wprowadzenia w życie ustawy śmieciowej. Przepisy okrzyknięte „śmieciową rewolucją” zaczęły obowiązywać w połowie 2013 roku i miały na celu uporządkowanie gospodarki odpadami. Co się zmieniło i czy zmieniło się na dobre, sprawdzał nasz reporter Sebastian Kwiatkowski. Główną zmianą było to, iż kontrolę nad śmieciami od właścicieli nieruchomości przejęły samorządy. To one muszą wywieźć i zagospodarować odebrane odpady. Stawki są ustalane najczęściej na postawie wielkości mieszkania (jak dzieje się w Gdańsku) albo liczby zameldowanych osób – tak jest w Kolbudach lub na podstawie stawki ryczałtowej, jak w Gdyni.
NIEZNACZNE PODWYŻKI
Dla mieszkańców, oprócz obowiązku segregacji odpadów, ustawa oznaczała w większości nieznaczne podwyżki. W Gdańsku dwuosobowe gospodarstwo domowe w 56-metrowym mieszkaniu płaciło dotąd 14 złotych. Po zmianach – 24 złote. Co ciekawe, nie to jest kłopotem. – Szczerze mówiąc, to cenami się nie interesuję. Widzi pan, jak to wygląda. Puste szkło, mokre – mówi jeden z mieszkańców.
– Nie umiem ocenić, czy jest taniej, czy drożej. Natomiast uważam, że ta gospodarka odpadami szwankuje w takim sensie, że mechanizmy selekcji są bardzo słabe. To znaczy – odpady organiczne, nieorganiczne, szkła i tak dalej. Niby próbuje się to robić, ale mam wrażenie, że to nie działa. To wciąż jest bardziej w deklaracjach, niż w rzeczywistości – mówi inny.
ODPADY PO REMONTACH WYRZUCANE DO LASU
Najwięcej zarzutów do ustawy mają jednak leśnicy. Jak mówi Zbigniew Popławski z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku, przepisy nie ukróciły procederu wywożenia śmieci do lasów.
– U nas w tym przypadku nie zmieniła się ilość śmieci, tylko zmienił się ich sortyment. Więcej jest odpadów pobudowlanych, poremontowych z małych warsztatów, jakieś rozbiórki samochodów i tym podobnych rzeczy. Może troszkę mniej jest śmieci komunalnych. Musimy dbać o lasy, dlatego że ustawa paskudnie zobowiązała właściciela terenu do odpowiedzialności za odpady. W lesie nie ma drzew i krzewów, które produkują takie odpady, ale my musimy to sprzątać. Wydajemy rocznie ponad milion złotych na to sprzątanie. Śmieci jest około 3 tysiące ton. To kilkadziesiąt potężnych składów pociągów. Te pieniądze mogłyby być wydane na coś innego. Na turystykę, udostępnianie lasu, wybudowanie jakichś ścieżek, a po prostu idą w błoto. Często się zdarza tak, że nawet zleceniodawca zapłacił firmie za wywóz na wysypisko, ale firma chciała dodatkowo zarobić i śmieci wylądowały w lesie. Jeżeli udało się ich złapać na gorącym uczynku, to po prostu muszą oni za to zapłacić. Okazuje się, że mieli zapłacone, tylko nie chciało im się jechać na wysypisko – tłumaczy leśnik w rozmowie z naszym reporterem.
PROBLEM Z MAŁYMI FIRMAMI
Część gmin, jak na przykład Gdańsk, oferuje mieszkańcom bezpłatne przyjęcie dwóch ton gruzu rocznie. Wielu o tym jednak nie wie. Zdaniem wiceprezydenta Gdańska Piotra Grzelaka, kłopot jest z małymi firmami, które jak tylko mogą – zaniżają deklarowaną objętość odpadów.
– Dzisiaj dla każdego rodzaju działalności gospodarczej przygotowaliśmy odpowiednią tabelę. Te zmiany weszły w życie w pierwszej połowie tego roku. Zgodnie z tabelami, staramy się przyporządkowywać odpowiednie kubełki do określonego rodzaju działalności gospodarczej. Pierwotnie było tak, że ten najmniejszy kubełek przedsiębiorca wybierał po to, żeby ograniczyć koszty zagospodarowania odpadów.
I często resztę wywieźć do lasu. Również zdaniem Zdaniem Marka Golińskiego, wicewójta gminy Kolbudy, ustawa nie do końca się sprawdziła.
– Miała zmienić wszystko, jeśli chodzi o gospodarkę śmieciową. Spostrzeżenia moje i moich pracowników są takie, że na przykład dzikie wysypiska śmieci nie zostały zlikwidowane w ogóle, wręcz myślę, że jest ich więcej. Po drugie, ludzie nie do końca potrafią segregować śmieci. Spotkaliśmy się też z wieloma przypadkami deklarowania 4 osób w gospodarstwie domowym, a później szybkiej zmiany deklaracji. Chodzi o zmniejszenie liczby mieszkańców w gospodarstwie domowym. Niestety, przepisy nie do końca są tak skonstruowane, że jako samorząd gminny mamy prawo ingerować w gospodarstwo domowe tak, żeby sprawdzić rzeczywistą liczbę zamieszkujących tam osób.
JEDNI SEGREGUJĄ, DRUDZY UDAJĄ
Problem społeczny zgłasza też Łukasz Mierzejewski z Urzędu Miejskiego w Elblągu. Podobnie jak w Kolbudach, chodzi o pieniądze.
– Zdarza się, że mieszkańcy inaczej w tych deklaracjach podają, że będą śmieci segregować, a potem do śmietników trafiają odpady mieszane. To oznacza dla nas konieczność późniejszej segregacji w Zakładzie Utylizacji Odpadów. Jednocześnie nie jest to uczciwe wobec mieszkańców, którzy podają, że prowadzą segregację i rzeczywiście to robią. Takie podrzucane śmieci powodują, że obraz nie jest pozytywny. Staramy się też temu zapobiegać, są kontrole jeśli tylko takie sytuacje się powtarzają – mówi.
WIĘCEJ ŚMIECI PRZEZ 500 PLUS?
Co ciekawe, w Elblągu w ostatnich miesiącach objętość odpadów znacznie wzrosła. Urzędnicy przypisują to programowi Rodzina 500 plus. Nie ukrywają jednak, że być może z tego powodu ceny będą musiały wzrosnąć.
Zupełnie inaczej jest w Gdańsku. Tu opozycja jeszcze niedawno domagała się od władz miasta zwrotu części pieniędzy zgromadzonych od mieszkańców. Okazuje się, że miasto ma ponad 40 milionową nadwyżkę. Dlaczego nie odda jej mieszkańcom?
– W ramach opłat tak zwanej ustawy śmieciowej doszło do pewnej kumulacji środków. To jest około 15 milionów złotych. To jest pierwszy rok, w którym środki powinny być w stu procentach wydawane na system gospodarki odpadami. Te środki pochodzące z opłaty śmieciowej. Tylko warto zwrócić uwagę na to, w jakim momencie jesteśmy. Prawdopodobnie do końca tego roku wejdzie w życie rozporządzenie o selektywnej zbiórce odpadów, gdzie odgórnie rząd nakaże nam selekcję trzech dodatkowych sekcji. Bufor w postaci nadwyżki pozwala nam dzisiaj powiedzieć mieszkańcom tak: będziemy ją przeznaczać w oparciu na nowy system w oparciu o pięć frakcji selektywnej zbiórki odpadów – odpowiada Piotr Grzelak.
TRUDNIEJSZA SEGREGACJA
Rozporządzenie Ministerstwa Środowiska ma wejść w życie w przyszłym roku i będzie kłopotem dla gmin segregujących odpady na mokre i suche. Przewiduje bowiem segregację: papieru, metali, tworzyw sztucznych, szkła i odpadów ulegających biodegradacji. Nikt wciąż nie zamierza jednak rozliczać budowlańców z ilości zużytych materiałów, a potem zutylizowanych odpadów.
Posłuchaj całego reportażu Sebastiana Kwiatkowskiego: