– Cmentarze wcale nie są smutne, tylko pełne miłości. Proszę pójść tam w Dzień Matki. Łzy same do oczu lecą, jak widzi się w takim miejscu ludzi w każdym wieku z kwiatami, zniczami, idących na groby matek – opowiadała w Radiu Gdańsk Małgorzata Sokołowska, autorka książki „Gdyńskie cmentarze”. Pisarka była gościem audycji Gdynia Główna Osobista.
Cmentarze to dla Małgorzaty Sokołowskiej również symbol historii miasta. – Leżą tam ludzie z takimi życiorysami, że można by nakręcić niejeden film sensacyjny. Ja nie mam talentu do pisania scenariuszy, ale gdyby ktoś chciał, to mogłabym opowiedzieć życiorysy. Można by zrobić film o braciach Meisnerach, którzy dostali krzyż Virtuti Militari jeszcze przed zdaniem matury. Jeden był kapitanem żeglugi wielkiej, drugi lotnikiem. Niesamowite postaci, takich ludzi było naprawdę mnóstwo. Szkoda, że nie bardzo ich promujemy, nie bardzo umiemy ich sprzedać – przyznaje.
Z SIATKĄ ZNICZY DO RUMMLA
Sokołowska stara się pamiętać nie tylko o bliskich, ale i o osobach, które zasłużyły się dla miasta. – Zawsze chodżę z wielką siatą zniczy. Na początku oczywiście do mojego ukochanego Juliana Rummla. To posągowa postać. Odwiedzam też grób, w którym leży żona Jerzego Michalewskiego, ważnego działacza przedwojennego Gdyni. Ona zmarła bardzo młodo, w połogu. Razem z nią leży jej siostra, obie były kuzynkami Grota-Roweckiego.
Szczególny sentymentem pisarka darzy cmentarz na Oksywiu. W Radiu Gdańsk opowiadała, że w przeszłości problemem tego cmentarza było nie tylko przepełnienie, ale również przerwanie drogi przez wykopanie kanału. – Dawniej trzeba było tam jechać wozem konnym i promem. A jeszcze jak była fala, to nawet nie chcę myśleć jak wyglądało chowanie. Bernard Chrzanowski powiedział o tym cmentarzu, że nie ma drugiego takiego, którego mogiły by na takiej górze i tak blisko morza śniły. To utwierdza mnie w przekonaniu, że to najpiękniejszy cmentarz w okolicy – podkreśla.
ZAPOMNIANE GROBY
Piotr Jacoń pytał też o to, co dla pisarki oznacza sformułowanie „cmentarze nie kłamią”, które zawarła w książce „Gdyńskie cmentarze”. – To cytat Juliana Rummla. Historia niektórych osób się zaciera, dlatego staram się walczyć o groby niektórych osób. Walczyłam bezskutecznie o grób prezesa przedwojennej Agencji Morskiej, nie ma też grobu Maksymiliana Arciszewskiego, który był prawdopodobnie pierwszym pracownikiem Tadeusz Wendy. Ale ja nie jestem w stanie opłacić wszystkich grobów.
Dodała jednak, że niezbyt dobrze ocenia pomysł tzw. alei zasłużonych. Pierwsza aleja na Cmentarzu Witomińskim tzw. stara powstała w połowie lat 50. – Jak o niej myślę, mam zawsze dreszcze na plecach. Powstała dla działacza Komunistycznej Partii Polski. Ten człowiek był tutaj persona non grata. Teraz leży tam mnóstwo UB-eków. Wnioskowałam nawet, by wygumkować ich nazwiska. To nie ma sensu – jedni lepsi, drudzy gorsi. To przykre, że niesamowicie zasłużone osoby leżą gdzieś tam, pod płotem.