Uczta dla fanów blues-rocka. Ten Years After wystąpili w Gdańsku [RELACJA]

Dla Ten Years After piątkowy koncert w Gdańsku nie był pierwszą wizytą na Pomorzu. Sześć lat temu brytyjscy klasycy blues-rocka wystąpili w gdyńskim Uchu, a w 2012 na Festiwalu Legend Rocka w Dolinie Charlotty. Brytyjczycy zapewnili widzom sentymentalny powrót do korzeni muzyki rockowej.
Ukłonem w stronę pomorskich fanów mogła być koszulka z tamtej edycji festiwalu, którą podczas koncertu miał na sobie perkusista Ric Lee. Sam muzyk gdy zaczął grać był bardzo skupiony. Po paru minutach trwania występu bardzo ucieszył go widok młodych ludzi stojących w pierwszym rzędzie. Stanowili oni mniejszość, gdyż publiczność składała się w większości z osób nieco starszych od nich, a niektórzy widzowie pamiętali Ten Years After jeszcze z początków kariery. Nic dziwnego, że muzyk ucieszył się, widząc, że muzyka, którą gra od pół wieku trafia do młodzieży.

MŁODA ENERGIA

Pierwiastka młodości nie brakowało i na scenie. Mam na myśli Marcusa Bonfanti, który od paru lat śpiewa i gra na gitarze w Ten Years After. Ma w sobie takie pokłady energii scenicznej, że mógłby nią obdarować starszych kolegów z zespołu… gdyby nie to, że jak na swój wiek to i im nie brak na scenie entuzjazmu i wigoru. Marcus świetnie śpiewał. Miał także bardzo dobry kontakt z publicznością. Technicznie jest znakomitym gitarzystą, idealnym wręcz człowiekiem na stanowisko, które przez wiele lat zajmował Alvin Lee. Swoją grą oddawał ducha klasycznego blues-rocka z jego najlepszej epoki, co doceniali gdańscy słuchacze.

NOWY BASISTA

Od ostatniej wizyty w Trójmieście w szeregach Ten Years After zaszła jeszcze jedna zmiana. Basistą został Colin Hodgkinson. Ten wiekowy muzyk ma za sobą blisko pół wieku kariery scenicznej. Grał m.in. z takimi muzykami jak Mick Jagger czy Jon Lord, a także na „Slide It In” – jednej z najważniejszych płyt w dyskografii Whitesnake. Grał wspaniale, a jego basowy Fender brzmiał jeszcze lepiej. Miał swój moment solowy, podczas którego nawet trochę śpiewał.

OD PÓŁWIEKU W JEDNYM ZESPOLE

Swoje solowe momenty mieli także Ric Lee oraz klawiszowiec Chick Churchill – obok perkusisty jedyny muzyk, który grał we wszystkich składach zespołu od 1966 roku. Churchill serwował słuchaczom znakomite, „pływające” solówki klawiszy. Ric Lee z kolei zagrał bardzo energiczne, oszczędne w technice, aczkolwiek technicznie wyśmienite, solo na perkusji. Po solówce stanął za mikrofonem i powiedział do fanów kilka zdań, w których przedstawił zespół i powspominał wcześniejsze występy na Pomorzu. Bardzo miły akcent koncertu.

PRZEBOJE

Repertuar był przekrojowy. Niektórzy fani byli trochę zawiedzeni brakiem utworów z debiutanckiego albumu, jednak w przypadku półwiecznej historii zespołu trudno zadowolić w pełni wszystkich wielbicieli grupy. Nie zabrakło oczywiście takich przebojów jak słynny „I’d Love To Change The World” czy „I’m Going Home”, który był jednym z największych objawień amerykańskiego festiwalu Woodstock w 1969 roku.

WHITE ROOM

Przed brytyjską legendą rocka zaprezentował się wejherowski zespół White Room. On również miał za sobą występ z Festiwalu Legend Rocka w Dolinie Charlotty. Grupa zagrała muzykę bardzo zbliżoną klimatem do gwiazdy wieczoru. Wybijały się łkające gitary, które w zespole były aż 3. White Room zagrał bardzo dobry występ. Muzycy mogą być zadowoleni z tego jak zaprezentowali się przed Ten Years After.

SPOTKANIE Z FANAMI

Kilkanaście minut po koncercie muzycy byli do dyspozycji fanów przy stoisku z pamiątkami. Wielbiciele mogli z nimi porozmawiać, zrobić sobie zdjęcia czy wziąć autografy na płytach, również winylowych. Wydawać by się mogło, że wiekowi muzycy po prawie dwugodzinnym koncercie będą chcieli przede wszystkim odpocząć, jednak po krótkiej przerwie woleli spędzić jeszcze trochę czasu ze swoimi fanami.  

Rafał Mrowicki
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj