Na koncercie w Gdańsku przed Taco Hemingwayem stało nie lada wyzwanie. Najnowsza płyta artysty „Marmur” ukazała się w sieci dokładnie dobę wcześniej, więc publiczność nie była jeszcze osłuchana z piosenkami i nie znała tekstów. Ale artysta dał radę – nowe piosenki wplatał w dobrze znane publice hity, tak że ani przez moment koncert nie zwolnił tempa.
Koncert w gdańskim klubie B90 inaugurował ogólnopolską trasę „Marmur Tour”, promującą najnowsze wydawnictwo Taco. Trójmiasto to dla artysty ważne miejsce – tu pisał teksty na nową płytę, która opowiada właśnie o hotelu nad Bałtykiem („tu spędziłem całe lato marmurowe liżąc rany”). Taco z „Marmuru” to inny artysta niż dawniej – dojrzalszy, bardziej nostalgiczny, autobiograficzny. Ale co widać po komentarzach w sieci, również bardziej mainstreamowy.
SPÓŹNIONA PREMIERA
Krążek miał pojawić się na rynku znacznie wcześniej (pierwszy singiel „Deszcz na betonie” ukazał się w sieci w lipcu), ale z powodu przedłużających się prac data premiery wciąż ulegała zmianie. Publiczność w końcu się doczekała – nowe piosenki trafiły na YouTube na dzień przed koncertem w Gdańsku. Jak więc wypromować nową, jeszcze nieznaną publiczności płytę, a z drugiej strony zadowolić ich gusta starymi, dobrymi kawałkami? Taco zrobił to bezbłędnie – mieszał wolne kawałki z szybkimi, znane z nieznanymi. W B90 zabrzmiały m.in. „Wszystko jedno” i „900729” z Trójkąta Warszawskiego, „Białkoholicy” z Umowy o dzieło, „Szczerze”, „Wiatr”, „BXL” z Wosku, „Żywot” z Marmuru.
W nowym repertuarze koncertowym mniej więcej połowa kawałków to nowości, niestety z uszczerbkiem dla starszych piosenek. W B90 tego wieczora zabrakło singli: „Awizo”, „+4822” i „Marsz, marsz”. Szkoda, bo czasu Taco nie brakowało, a w trakcie wcześniejszych występów to te hity porywały spod sceny nawet największych mruków.
fot. Radio Gdańsk/Dominika Raszkiewicz
ARTYSTA ZAANGAŻOWANY
Duży plus za to za interakcję artysty z publicznością. Taco nie jest „kolesiem z Warszawy”, który tylko przyjeżdża i daje koncert, ale identyfikuje się z słuchaczami. Macha do publiki, zapowiadając kolejne piosenki opowiada o swoich doświadczeniach. „Wiem, że pierwsza część trasy będzie poszkodowana, bo nie nie znacie jeszcze tekstów piosenek. Ale jakoś damy radę” – tak tłumaczył się z opóźnionej premiery płyty, co spotkało się ze zrozumieniem fanów.
Taco się nie zepsuł. Mimo rosnącej popularności, nie odbiła mu woda sodowa do głowy i na scenie wciąż daje z siebie sto procent zaangażowania. Zmieniła się za to publiczność, która słucha go pod sceną – to nie tylko fani rapu, ale coraz więcej ludzi nastawionych na inne gatunki. Choć muzyka Taco nadal oscyluje wokół hip-hopu, sam – jak rapuje – „nie chce być nowym Tupac’iem, tylko nową Nosowską”. I rzeczywiście tak jest – tekstowo zdecydowanie bliżej mu już do Nosowskiej, Brodki czy Podsiadło niż do gwiazd rodzimej sceny hip-hopowej.
TACO WYSZEDŁ Z SZAFY
Minusem koncertu był jedynie czas. 50 minut i pięciominutowy bis (jedna piosenka) to za mało jak na artystę tego kalibru i wydane 50-60 złotych za bilet. Jedyną okolicznością usprawiedliwiającą jest fakt, że to dopiero pierwszy koncert z „Marmur Tour” i Taco musi na nowo obyć ze sceną i publicznością. Jak sam mówił – jest przemęczony przedłużającymi się pracami nad płytą, a przez ostatnie miesiące niemalże nie wychodził ze studia. Wierni fani na pewno mu to wybaczą.
W ramach tournee „Marmur Tour” zaplanowano kilkanaście koncertów w całej Polsce. Koncert w B90 był jedynym na Pomorzu podczas trasy.