Przedsiębiorca z Zabrza chciał sprawdzić, na co idą pieniądze przeznaczone na badania polskich naukowców. Efekt? Zaskakujący

„Naukę obsiadł gang profesorów” – to cytat z portalu innpoland.pl. Bogdan Thomalla, przedsiębiorca i naukowiec z Zabrza, chciał sprawdzić, czy polscy naukowcy mają na sprzedaż jakąkolwiek technologię. Thomalla przeszedł się po parkach technologicznych, politechnikach, centrach badawczo-rozwojowych i transferu technologii. Wszędzie tam, gdzie trafiają publiczne pieniądze na naukę.

– Skoro dostajecie 10 mld złotych rocznie na badania, to pokażcie efekty. Co za te pieniądze udało wam się zrobić? Czy posiadacie Państwo spis opracowanych przez Was technologii? Jestem przedsiębiorcą gotowym w nie zainwestować – mówił. Odpowiedź była wszędzie niemal identyczna. – Technologie? No wie pan, nie mamy gotowego produktu, najpierw trzeba zlecić nam jego opracowanie.

BADANIA – NA CZYM TO POLEGA?

Zdaniem Przemysława Soli z Business Link Trójmiasto, szefa oddziału, historia może być trochę przerysowana. Jak mówił, zanim zacznie się krytykę polskich naukowców czy centrów badawczo-rozwojowych, trzeba sobie uświadomić, na czym badania właściwie polegają.

– Jeżeli od razu znamy rezultat, który mamy uzyskać i po prostu układamy do tego plan działań, to mamy jakiś prosty biznesplan. Natomiast działalność badawcza i te wszystkie odkrycia, które zrewolucjonizowały nasz świat, nie polegały na tym, że ktoś dokładnie wiedział, co trzeba zrobić, aby uzyskać dany efekt. Podejmuje się wiele różnych prób, badania trwają latami – dodaje Sola.

Jego zdaniem dobrze, że są pieniądze na takie badania, bo jeszcze kilkanaście lat temu takich środków naukowcy nie mieli. – Na przykład badania nad grafenem, czy produkcja sztucznego serca. Jeszcze parę lat temu nie moglibyśmy się chwalić na całym świecie, że to polska myśl techniczna opracowała dane rozwiązanie – mówi.

PRAWĄ CZY LEWĄ NOGĄ?

Jakość badań niestety pozostawia wiele do życzenia. Rektor jednej z polskich uczelni zbadał, którą nogą kopały bramkarki z mistrzostw w 2005 roku. Tytuł jego pracy brzmiał następująco: „Symetria i asymetria gry bramkarek w działaniach ofensywnych w piłce nożnej kobiet. Mistrzostwa Europy – Anglia 2005”.

– Jest to przykład oczywiście bardzo ekstremalny, natomiast nie obrazuje sytuacji w całym polskim szkolnictwie wyższym – podkreśla Piotr Urbańczyk, prezes BEST TFI. – Możemy wskazać wiele pozytywnych, ale pojedynczych przykładów tam, gdzie polska nauka osiąga jakieś sukcesy na skalę europejską czy światową – mówi.

Podkreśla, że Polska w rankingach uczelni nie wypada najlepiej. – Fakt, że 38-milionowy naród, który ma ambicję być 20,21 gospodarką świata w pierwszej 500 wyższych uczelni czasami nie ma ani jednej, a czasami ma dwie, to świadczy o tym, że coś jest nie tak.

NIE KAŻDY, KTO PUBLIKUJE JEST NAUKOWCEM

– Sami pracownicy różnych ośrodków naukowych mówią, że na polskich uczelniach w dalszym ciągu funkcjonuje tak zwane prawo feudalne. Jeżeli te zasady dalej będą tak obowiązywały, że osoby, które są decydentami w wielu obszarach, decydują de facto w którym kierunku i jak ta uczelnia ma się rozwijać – uważa Marek Theus, prezes MerCo. – To, że coś zostało opublikowane w jednym czy drugim czasopiśmie branżowym czy drugim, nie ma żadnego przełożenia tego na wdrożenie do praktycznego działania – dodaje.

O finansowaniu badań na polskich uczelniach rozmawiali: Przemysław Sola, Business Link Trójmiasto, szef trójmiejskiego oddziału, Marek Theus, prezes MerCo, Piotr Urbańczyk, prezes BEST TFI. Program prowadziła Iwona Wysocka.

Posłuchaj audycji:

mar

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj