Katarzyna Bellingham: „Ludzie w Berlinie chodzą w wielkim smutku. Na jarmarku od początku byli policjanci” [ROZMOWA]

W poniedziałkowy wieczór w Berlinie doszło do tragedii. Rozpędzona ciężarówka wjechała w tłum ludzi. Na miejscu jest Katarzyna Bellingham, autorka audycji Ogrodniczka w Radiu Gdańsk. Do stolicy Niemiec wybrała się z rodziną właśnie na świąteczny jarmark.

Magda Szpiner: Mieszka pani niedaleko miejsca, w którym doszło do tragedii. Możemy jakoś panią umiejscowić?

Katarzyna Bellingham: Mieszkamy po lewej stronie dworca Zoo. Miejsce, w którym jest ten jarmark, jest po prawej stronie, około 50 metrów od naszego hotelu.

Jest tu pani prywatnie czy zawodowo?

– Prywatnie. Chcieliśmy poczuć atmosferę przedświąteczną w Berlinie i specjalnie przyjechaliśmy na jarmark. Na szczęście w naszym przypadku nie doszło do tragedii. Ludzie wychodzą teraz do pracy w wielkim smutku.

Jak minęła ta noc? Obserwowaliście co działo się pod waszymi oknami?

– Z naszego okna tego na szczęście nie widać. Straż pożarna i policja jeszcze długo po północy jeździły na syrenach. Cały czas coś się dzieje. Próbują określić, co się wczoraj stało.

Jak wyglądał ten jarmark? Była tam policja, żołnierze? Czy państwo czuli, że jest to zabezpieczone?

– Człowiek czuje, że to nie zawsze jest bezpieczne miejsce przed świętami, ale ja w ogóle o tym nie myślałam,
zajmowałam się synem. Naprawdę było pięknie, piękna atmosfera. Było dużo Polaków. Między tłumem chodziła policja i sprawdzała co się dzieje, czasami to było dziwne. Mój mąż się martwił, że może to nie jest najlepszy pomysł żeby tam być, ale my na szczęście byliśmy tam w niedzielę, dokładnie w tym samym miejscu, w które wjechała ciężarówka. Tam była budka dla dzieci, w której można było rzucać piłkami do celu i Albert (syn Katarzyny Bellingham) wygrał tam zabawkę, a dziś nie ma pewnie ani budki, ani tamtego pana.

Informacje spływające z Berlina są szokujące. Jeszcze ten polski wątek, polski kierowca, który prawdopodobnie był pierwszą ofiarą zamachowcy. Jakie macie plany? Zostajecie w Berlinie czy wracacie?

– Naprawdę nie wiem. Nie wiemy co robić. Mój mąż mówi, że nie ma sensu wracać, bo to będzie poddawanie się temu wszystkiemu. Może ma rację, ale jest nam tak smutno. Na pewno nie będziemy chodzić w okolicach hotelu, bo nie można stąd wyjść nie przechodząc koło miejsca tragedii.

mro
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj