Pracownicy szpitala w Słupsku pytają: „Co stało się z 28 milionami?” Prezes odpowiada

Błędy w kierowaniu placówką, zwalnianie „niepokornych” pracowników i ukrywanie rzeczywistej sytuacji placówki. To prezesowi szpitala w Słupsku zarzuca personel i organizuje kolejne protesty. Na antenie Radia Gdańsk Andrzej Sapiński odniósł się do tych zarzutów. Prezes Szpitala Wojewódzkiego w Słupsku był gościem Rozmowy Kontrolowanej. Audycję prowadził Przemysław Woś.

CZĘŚĆ PIENIĘDZY POSZŁA NA WYDATKI BIEŻĄCE

Podczas protestów pojawia się między innymi wątek 28 milionów złotych, które były na lokatach szpitala jeszcze jako Zespołu Opieki Zdrowotnej (do przekształcenia doszło w maju 2015 roku). 31 grudnia 2014 r. Wojewódzki Szpital Specjalistyczny posiadał lokaty długoterminowe w kwocie 28 mln złotych. Protestujący i część polityków prawicy zadają pytanie, gdzie są te pieniądze. – W 2011 roku na tak zwanych kontach bieżących było jeszcze ponad 50 milionów złotych – mówi dyrektor szpitala.

Sapiński wyjaśnia, że szpital, z racji tego, że nie bilansował swoich przychodów z kosztami działalności, co miesiąc musiał dokładać do tak zwanych środków bieżących. – Z tej kwoty 50 milionów ciągle ubywało tak, że pod koniec roku 2014 roku było to już 28 milionów. Ta kwota topniała dalej i spadła do poziomu 16 milionów złotych. Cały czas była luka finansowa pomiędzy przychodami a kosztami działalności. Teraz my ją odbudowujemy. Już jest ponad 24 miliony złotych – mówi Sapiński.

NAGANA BYŁA, ALE NIE ZA PROTEST

Pojawia się także zarzut, że jedna z kobiet, która ostatnio brała udział w proteście, dostała naganę. Dyrektor placówki tłumaczy, że otrzymała naganę za „niestosowne zachowanie”. – Jak każda instytucja mamy regulamin, który określa sposób wykonywania obowiązków i sposób zachowań w tej społeczności. Jeżeli ktoś godzi w dobre imię instytucji, obraża zarząd, pozostałych pracowników, to łamie zasady regulaminu pracy – tłumaczy.

Andrzej Sapiński deklaruje chęć do rozmów z załogą. – W historii tego szpitala nie było takiego dyrektora, który by się spotykał cyklicznie z pracownikami tak, jak jest teraz. Organizujemy spotkania, podczas których nie tylko przekazujemy informacje, ale też rozmawiamy na temat problemów, z którymi borykamy się jako instytucja – zaznacza.

– Może jest tak, że osoby, które nie protestują, po prostu boją się, że stracą pracę? – drąży prowadzący. – W instytucji publicznej nie ma czegoś takiego, że jeżeli dyrektorowi czy zarządowi nie podoba się pracownik, to można ot tak go zwolnić. Są organizacje związkowe, które reprezentują pracowników. Państwowa Inspekcja Pracy i sądy pracy również stoją murem za pracownikiem i będą go broniły. Obawy są zupełnie bezpodstawne – twierdzi dyrektor słupskiego szpitala.

ORDYNATOR ZWOLNIONY. ZA CO?

Jednak ordynator oddziałów chirurgii ogólnej, onkologicznej i naczyniowej, doktor Zoran Stojcev, został zwolniony kilka dni po tym, jak wstał na spotkaniu z marszałkiem województwa i poprosił, żeby ten włączył się do dialogu między nim a dyrektorem. W szpitalu pracował 28 lat. Sapiński wyjaśnia, że jego zwolnienie miało związek z zupełnie inną sprawą.

– Pana doktora znacie państwo wszyscy lepiej ode mnie. Kiedy przyszedłem to do pracy, to usłyszałem morze historii na temat różnych spraw z nim związanych. Mieszkańcy i pracownicy szpitala przychodzili i opowiadali mi rzeczy, po których włosy stawały dęba. Nie wierzyłem, że takie sprawy mają tutaj miejsce. Z panem doktorem odbyłem kilka spotkań, próbując mu wytłumaczyć, że z przyjściem nowego zarządu do pracy muszą się zmienić zasady – mówi.

Czy dyrektor obawia się protestów? Jego zdaniem nie można ich demonizować. – Od kilkunastu tygodni w środę, przed szpitalem grupka 4, 5 osób, które wykrzykują różne hasła pod adresem zarządu i urzędu marszałkowskiego. W szpitalu pracuje 1300 osób. Jeżeli zmierzymy te proporcje, to cóż mogę tutaj skomentować? – pyta.

JAK TO BYŁO Z HERCEPTYNĄ

Szpital musiał też tłumaczyć się z przerwanej kuracji herceptyną dla chorych na nowotwory. Burza rozpętała się pod koniec ubiegłego roku. 2 listopada pacjentki zaalarmowały, że nie mają podawanego leku. 9 listopada posłanka PiS Jolanta Szczypińska złożyła zawiadomienie do prokuratury. 13 listopada szpital poinformował, że leczenie herceptyną zostanie wznowione.

– Nie wstrzymaliśmy leczenia, zaciągnęliśmy zobowiązania finansowe i na nasz koszt wykonywaliśmy świadczenia – protestuje dyrektor. Jak dodaje, pojawiło się zagrożenie, że pacjentki wejdą do programu z opóźnieniem.

– Podjęliśmy karkołomną decyzję jako spółka prawa handlowego, że skredytujemy kwotą 400 tysięcy złotych leczenie tych pacjentek, na które nie było pieniędzy. Zakończyło się to niezapłaceniem nam przez Fundusz rachunków na łączną kwotę 440 tysięcy złotych. Do tej pory tych pieniędzy nie otrzymaliśmy. Zachowaliśmy się wyjątkowo etycznie biorąc na siebie całe odium konsekwencji, które mogą spaść na nasze głowy – uważa dyrektor słupskiego szpitala.

Mariusz Szymański, rzecznik pomorskiego oddziału NFZ, zaprzecza tym informacjom. Poinformował naszego reportera, że Fundusz za leczenie herceptyną zapłacił.

Posłuchaj całej rozmowy:

mar

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj