– Zamachowiec był znany służbom, które w lipcu go aresztowały i wypuściły. We wrześniu straciły go z oczu – mówił w Radiu Gdańsk korespondent TVP w Berlinie.
Rozmówcami Wojciecha Sulecińskiego w audycji Jak Działa Świat byli Cezary Gmyz (korespondent Telewizji Polskiej w Berlinie) oraz Marcin Antosiewicz (dziennikarz telewizji Wirtualnej Polski).
ZAMACHOWIEC BYŁ OBSERWOWANY
Według Cezarego Gmyza, to, co wydarzyło się przed świętami w Berlinie „to obraz nędzy i rozpaczy” społeczeństwa multikulturowego w Niemczech, które nie zdało egzaminu. Korespondent TVP skrytykował niemieckie służby mundurowe, którym tożsamość zamachowca z Tunezji była wcześniej znana.
– Zamachowiec był pod obserwacją służb specjalnych, jednak we wrześniu one straciły go z oczu – mówił Cezary Gmyz. – Pod koniec lipca został zatrzymany podczas rutynowego patrolu i wsadzono go do aresztu deportacyjnego, ponieważ powinien być deportowany z Niemiec. Jednak nie miał dokumentów i choć jego tożsamość była służbom znana, został wypuszczony i ponownie objawił się w poniedziałek na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie.
Dziennikarz mówił też o coraz częstszych głosach mówiących o potrzebie zmian w polityce imigracyjnej, które są tłumione przez poprawność polityczną, którą Niemcy są „zaczadzeni”.
– Środowiska lewicowe bardzo niechętnie reagują na tego typu sformułowania. Tydzień przed zamachem, gdy rząd zdecydował się deportować do Afganistanu ok. 30 osób, spotkało się to z pikietami na lotnisku.
GRANICE NIE BYŁY ZAMKNIĘTE
Marcin Antosiewicz zwrócił uwagę na powiązania zamachowca Anisa Amriego z Państwem Islamskim oraz na to, że niemieckie społeczeństwo nadal jest w szoku. Mówił, że to kolejny zamach dokonany nie przez jednego z uchodźców z fali migracji wojennej z Iraku i Syrii. Jego zdaniem, terroryzmu nie powinno się łączyć z kwestią azylantów, co uznał jako błąd po stronie niemieckich władz łączących obie sprawy.
BRAK KONTROLI
Dziennikarz odniósł się do częstego zarzutu padającego pod adresem Niemiec jakoby miałyby otworzyć swoje granice. – Niemcy nie zamknęły granic, bo one były otwarte, a uchodźcy przychodzili ze strony Austrii. Granica była otwarta bo Austria, tak jak Niemcy i my, jest w strefie Schengen – podkreślał dziennikarz Wirtualnej Polski. – Jednak jest pytanie: czy nie powinni bardziej kontrolować ludzi na granicy ludzi, którzy do nich przyjeżdżają? Ta grupa chłopaków, z nocy sylwestrowej w Kolonii, nie zostałaby wpuszczona, bo oni nie byli uchodźcami wojennymi, nie pochodzili ani z Syrii ani z Iraku.
Wojciech Suleciński pytał o aspekt ekonomiczny, którym często argumentuje się przyjmowanie uchodźców jako wsparcie krajowego rynku pracy. Marcin Antosiewicz powiedział, że uchodźca polityczny nie może podjąć od razu pracy. Mówił, że umożliwienie im pracy to długotrwały proces. – Od ponad pięciu lat trwa wojna w Syrii. W Berlinie spotkałem wielu Syryjczyków, którzy mieli wówczas po 15 lat, dziś mają 20 i przez ten czas nie zdobyli żadnego wykształcenia. Trudno ludzi po takich przeżyciach wprowadzić na rynek pracy – podsumował.