Reprezentacja Polski w piłce ręcznej wygrała z Japonią. Kibice mogą odetchnąć z ulgą, nie wyjedziemy z Francji z sześcioma porażkami na koncie. Pomimo gruntownej przebudowy drużyny nie zmieniło się kilka ważnych kwestii.
Po drugie: brak kreatywności w ataku. Kiedy na pozycjach rozgrywających grali Krzysztof Lijewski, Karol Bielecki, Bartosz Jaszka, Mariusz Jurkiewicz, czy Michał Jurecki mieliśmy potężną siłę rażenia z drugiej linii. Jednak nawet wtedy widać było problemy ze znajdowaniem zaskakujących i skutecznych pomysłów na rozegranie. Bez nich problem jest jeszcze poważniejszy. Polacy w ofensywie często gubią się i tracą piłkę lub rzucają niecelnie. Ciężka praca obrońców jest marnowana przez brak koncepcji na zdobywanie bramek.
Po trzecie: przestoje. Biało-czerwoni pisali najpiękniejsze historie wtedy, kiedy musieli odrabiać straty. Reprezentacja Bogdana Wenty w meczu ze Szwecją na ME przegrywała różnicą jedenastu bramek, by zwyciężyć. Polacy przeszli do historii piłki ręcznej. Nie mieliby do tego okazji, gdyby nie beznadziejna gra w pierwszej połowie. Drużyna Tałanta Dujszebajewa również miewa przestoje i pozwala rywalom zdobywać bramki seriami. Różnica polega na tym, że teraz nie potrafimy odrabiać strat. Brakuje liderów, którzy w najtrudniejszych chwilach pociągnęliby zespół do wygranej. Wcześniej potrafiliśmy odrobić stratę nawet jedenastu bramek. Teraz, kiedy źle wejdziemy w spotkanie i pozwolimy odskoczyć rywalom, nie potrafimy odzyskać inicjatywy.
Obecna drużyna ma kilka podobieństw do pokolenia medalistów Mistrzostw Świata, ale jest też między nimi olbrzymia różnica. Zamiast zdobywać kolejne trofea na światowych turniejach, musimy cieszyć się ze zwycięstwa nad 25. drużyną świata. Nie wybrzydzajmy jednak, wygraliśmy z Japonią 26:25.
Tymoteusz Kobiela