Już od 304 dni Rosja bestialsko atakuje Ukrainę. Jak informuje ISW, siłom ukraińskim udało się nieco spowolnić Rosjan w rejonie Bachmutu, w tym – wyprzeć oddziały prywatnej prokremlowskiej armii tzw. Grupy Wagnera z wcześniej zajmowanych pozycji. Siły rosyjskie będą prawdopodobnie miały trudności z utrzymaniem tempa operacji ofensywnych i mogą dążyć do pauzy taktycznej lub operacyjnej.
19:17 Ukraińskie wojsko ostrzelało zebranie rosyjskich oficerów w obwodzie chersońskim; co najmniej 70 rannych
Siły Zbrojne Ukrainy ostrzelały zebranie rosyjskich oficerów w miejscowości Zabaryne w obwodzie chersońskim na południu kraju – poinformował w niedzielę portal Ukraińska Prawda.
Zlokalizowani przez ukraińskie wojsko oficerowie rosyjskich sił okupacyjnych należeli do Południowego Okręgu Wojskowego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej.
Wskutek sobotniego ostrzału rannych zostało 70 żołnierzy Rosji, liczba zgonów jest nadal ustalana – podano w niedzielnym komunikacie ukraińskiego Sztabu Generalnego.
16:45 Francuski minister sił zbrojnych uda się w środę na Ukrainę
Francuski minister do spraw sił zbrojnych Sebastien Lecornu uda się w środę na Ukrainę, by spotkać się z ukraińskim ministrem obrony Ołeksijem Reznikowem i zapewnić Kijów o stałym poparciu swego kraju – poinformował w niedzielę resort sił zbrojnych Francji.
Lecornu złoży też hołd poległym ukraińskim żołnierzom – przekazało ministerstwo; nie podano jednak żadnych dodatkowych informacji dotyczących planów francuskiego ministra, ze względu na jego bezpieczeństwo – pisze AFP.
Będzie to pierwsza podróż Lecornu na Ukrainę od początku rosyjskiej inwazji. W czerwcu wizytę w Kijowie złożył prezydent Francji Emmanuel Macron, wraz z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem, ówczesnym premierem Włoch Mario Draghim i prezydentem Rumunii Klausem Iohannisem.
Macron, poinformował w minionym tygodniu, że Francja przekazała ostatnio Ukrainie systemy obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu Crotale, a następne dostawy borni zaplanowane są na początek 2023 roku.
Prezydent zapowiedział też, że na Ukrainę trafią m.in. kolejne armato-haubice Caesar. Już wcześniej Paryż przekazał ukraińskiej armii 18 dział tego typu.
16:05 Szef grupy Wagnera chce, by oligarchowie i bogaci Rosjanie wsparli finansowo wojnę na Ukrainie
Jewgienij Prigożyn, szef grupy Wagnera, prywatnej organizacji najemników, oznajmił w wywiadzie telewizyjnym na antenie RT, że oligarchowie i bogaci Rosjanie powinni wspierać finansowo działania wojenne na Ukrainie – informuje w niedzielę agencja dpa.
61-letni Prigożyn, który dotychczas nie pokazywał się w mediach, w wywiadzie udzielonym w sobotę rosyjskiej państwowej telewizji RT powiedział, że jego rodacy powinni zrezygnować z luksusów, aby „byli gotowi do wsparcia działań frontowych na Ukrainie”.
– W pewnym momencie należy zrozumieć, że trzeba rozstać się ze wszystkim, co się ma, czyli z kuszącym światem restauracji, kurortów, willi, basenów. Im szybciej wszystko zostanie im odebrane, tym lepiej – oświadczył szef grupy Wagnera.
Jak przypomina dpa, podobnie jak wielu innych wpływowych Rosjan jest on objęty zachodnimi sankcjami za wspieranie wojny na Ukrainie. Nazywany kucharzem Putina, Prigożyn uważany jest za osobę z kręgu zaufanych ludzi rosyjskiego prezydenta.
Jest poszukiwany przez FBI za ingerowanie w amerykańskie wybory. Prigożyn niedawno ujawnił, że to on jest szefem grupy Wagnera, złożonej z najemników oraz więźniów.
– Wielokrotnie krytykował błędy, popełniane przez rosyjskie dowództwo wojskowe w walkach na Ukrainie – dodaje dpa.
Prigożyn pojawił się publicznie w sobotę w Petersburgu na pogrzebie jednego z najemników, poległego w wojnie. Jak podkreśla dpa, „rosyjskie państwowe media potraktowały to jako sensację, bo Prigożyn często ostatnio zabierał głos, ale nie występował przed kamerą”.
Dla Prigożyna pogrzeb ten był wygraną w sporze z władzami Petersburga, które początkowo odmówiły pogrzebu w wojskowej części cmentarza najemnikowi, który był przestępcą z wyrokiem.
– Prigożyn wychwalał mężczyznę jako +”prawdziwego patriotę” i podkreślał, że na froncie wszyscy stają się równi – dodaje dpa.
W ocenie amerykańskiego Instytutu Badań nad Wojną (ISW), publiczny występ w sobotę i wypowiedzi Prigożyna mogą być „próbą zdobycia szacunku i wpływów w rosyjskim społeczeństwie”.
14:31 Po raz drugi w ciągu dnia na Ukrainie ogłoszono alarm lotniczy
Na terytorium całego kraju trwa alarm lotniczy, przyczyną jest wylot z białoruskich lotnisk rosyjskich myśliwców MiG-31K – powiadomiły portale informacyjne.
Białoruskie kanały monitoringowe powiadomiły, że z lotnisk w Maczuliszczach i w Baranowiczach wyleciały myśliwce rosyjskie MiG-31K. Mogą one przenosić rakiety Kindżał, których zasięg obejmuje całą Ukrainę. Za każdym razem w takim przypadku ogłaszany jest alarm.
Z informacji kanału Biełaruski Hajun wynika, że z Maczuliszcz wyleciał także samolot wczesnego ostrzegania A-50, używany przez Rosjan do rozpoznania ukraińskiej obrony przeciwlotniczej.
12:48 Doradca mera Mariupola: Rosjanie przerzucają sprzęt i żołnierzy do Berdiańska i Melitopola w obwodzie zaporoskim
Rosjanie przerzucają dużą ilość sprzętu z Rosji przez Mariupol w kierunku Berdiańska i Melitopola na południe obwodu zaporoskiego – poinformował w niedzielę doradca mera Mariupola.
– Ogromna ilość sprzętu z Rosji wjechała od strony Rosji i ruszyła dalej przez Manhusz (pod Mariupolem) w kierunku na Berdiańsk/Melitopol. Kolumny zostały częściowo uzupełnione przez sprzęt stacjonujący wcześniej we wsi Ahrobaza – napisał Petro Andriuszczenko. Do Manhusza miały też być skierowane sprzęt i wojska, które wcześniej stacjonowały we wsi Urzuf.
Według ustaleń ukraińskich władz Mariupola, które nie mają dostępu do okupowanych terenów, w kierunku Berdiańska przerzucani są także żołnierze rosyjscy z Urzufu oraz z terytorium Rosji.
Południowa część obwodu zaporoskiego – w tym m.in. Melitopol i Berdiańsk – jest okupowana przez rosyjskie wojska od początku marca. Według ekspertów to właśnie w tym regionie może w przyszłości (trudnej do prognozowania) dojść do kolejnej ukraińskiej kontrofensywy.
12:11 Papież: położyć natychmiastowy kres bezsensownej wojnie na Ukrainie
Papież Franciszek modlił się w Boże Narodzenie o natychmiastowe zakończenie „bezsensownej wojny” na Ukrainie. Apelował w świątecznym orędziu: „Niech nasze spojrzenie napełni się twarzami naszych ukraińskich braci i sióstr, którzy przeżywają te Święta w ciemnościach, w zimnie lub z dala od swoich domów, z powodu zniszczeń spowodowanych dziesięcioma miesiącami wojny”.
W orędziu wygłoszonym w Boże Narodzenie z balkonu bazyliki Świętego Piotra papież powiedział: „Niech Pan uczyni nas gotowymi do konkretnych gestów solidarności, aby pomóc cierpiącym i oświecić umysły tych, którzy mają władzę, aby uciszyć broń i położyć natychmiastowy kres tej bezsensownej wojnie”.
„Niestety – zauważył – ludzie wolą słuchać innych motywów, dyktowanych logiką świata. Ale któż słucha głosu Dzieciątka?”.
Franciszek mówił też o „głodzie pokoju” także w innych rejonach; jak stwierdził: „na innych teatrach tej trzeciej wojny światowej”.
– Pomyślmy o Syrii, wciąż dręczonej przez konflikt, który zszedł na dalszy plan, ale się nie zakończył; i pomyślmy o Ziemi Świętej, gdzie w ostatnich miesiącach nasiliły się przemoc i starcia, w których giną ludzie i są ranni – podkreślił.
– Błagajmy Pana, aby tam, na ziemi, która była świadkiem jego narodzin, mógł powrócić dialog i poszukiwanie wzajemnego zaufania między Izraelczykami a Palestyńczykami – wezwał.
Papież dodał: „Niech Dzieciątko Jezus wspiera wspólnoty chrześcijańskie żyjące na całym Bliskim Wschodzie, aby w każdym z tych krajów można było żyć pięknem braterskiego współżycia między ludźmi, przynależącymi do różnych religii.
11:01 Brytyjska Ekspertka ds. bezpieczeństwa kosmicznego: użycie satelitów w wojnach rośnie i będzie coraz większe; przykładem wojna na Ukrainie
Samo wykorzystanie satelitów w wojnie, co widzimy na Ukrainie, nie jest niczym nowym, nowością jest skala tego i duży udział satelitów komercyjnych – mówi PAP Juliana Suess, ekspertka z londyńskiego think- tanku Royal United Services Institute (RUSI), która zajmuje się bezpieczeństwem w kosmosie.
Jak wskazuje, najważniejszym przykładem wykorzystania satelitów w wojnie na Ukrainie jest Starlink, dostarczany przez amerykańską firmę SpaceX internet satelitarny.
– Umożliwia on komunikację na niektórych obszarach Ukrainy, gdzie w początkowej fazie wojny tradycyjna infrastruktura telekomunikacyjna została przez Rosjan zniszczona. Starlink umożliwił ludności Ukrainy dostęp do internetu, ale też pozwolił na pokazanie światu, co naprawdę się dzieje. Widzieliśmy też doniesienia, że na początku wojny Starlink był obiektem jammingu, czyli zagłuszania, cyberataków – mówi ekspertka.
Suess wyjaśnia, że w przypadku jammingu czy cyberataków stwierdzenie, kto odpowiada za ich przeprowadzanie jest z zasady trudne, ale w tej sytuacji, biorąc pod uwagę kontekst, z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że była to strona rosyjska.
– Samo użycie satelitów w konfliktach zbrojnych widzieliśmy już w przeszłości. Najwcześniejszym momentem, w którym były one wykorzystywane, był rok 1991 – wojna w Zatoce Perskiej – czyli ponad 30 lat temu. Tym, co jest nowe, jest stopień, w jakim wykorzystywane są satelity komercyjne. Przy czym też nie samo ich użycie, lecz jego skala. Bo już w wojnach w Iraku i Afganistanie wojska amerykańskie wykorzystywały satelity komercyjne do komunikacji oraz do przekazywania obrazów terenu – zwraca uwagę ekspertka.
Uważa ona, że w przyszłości wykorzystywanie satelitów – czy szerzej, znacznie przestrzeni kosmicznej – w konfliktach zbrojnych będzie jeszcze rosło. Zwłaszcza, że zwiększył się dostęp do przestrzeni kosmicznej – kiedyś tylko państwa wystrzeliwały satelity, teraz robią to także prywatne, komercyjne firmy.
Jeśli chodzi o rywalizację w przestrzeni kosmicznej, to Suess mówi, że Stany Zjednoczone pozostają zdecydowanie na prowadzeniu.
– Jednak zwłaszcza Chiny otwarcie i publicznie mówią, że zamierzają do 2045 r. być światowym liderem w przestrzeni kosmicznej. Natomiast jeśli chodzi o Rosję, to sankcje, zarówno te nałożone w 2014 r., jak i w tym roku, znacząco uderzyły w możliwości jej sektora kosmicznego i jego rozwój został spowolniony – wskazuje.
Jak dodaje, w związku z prowadzeniem Amerykanów w tej rywalizacji, wysuwany jest argument, iż są oni bardziej uzależnieni od satelitów przekazujących różne dane, a tym samym bardziej podatni na ewentualne ataki. Ekspertka zwraca jednak uwagę, że w tej chwili wszystkie wojska są mniejszym lub większym stopniu zależne od danych z satelitów i to otwiera szerszą debatę na temat tego, jak budować odporność w przestrzeni kosmicznej czy jak przygotować się na scenariusz, w którym usługi zapewniane przez satelity zawiodą.
Jeśli chodzi o potencjalne ataki przeciwko satelitom, to Suess spodziewa się, że przez pewien czas pozostaną one na poziomie, który już widzieliśmy, czyli walka elektroniczna poprzez jamming czy cyberataki. Zwraca też uwagę, że należy rozróżnić jamming – obecnie zakłócanie sygnału satelitarnego odbywa się na Ziemi, tam, gdzie jest on odbierany, czyli są to dość lokalne zakłócenia, natomiast jamming wymierzony z Ziemi w samego satelitę wymagałby znacznie większej energii.
Jeszcze inną sprawą jest zniszczenie satelity wskutek kinetycznego ataku, co byłoby znaczne wyższym poziomem eskalacji.
– Art. 5 traktatu waszyngtońskiego uwzględnia obecnie atak z przestrzeni kosmicznej, w przestrzeni kosmicznej i w kierunku przestrzeni kosmicznej, więc teoretycznie atak na obiekt w przestrzeni kosmicznej mógłby uruchomić art. 5. Teoretycznie, bo czy uruchomi jest zupełnie inną kwestią. I wiele zależy jaki byłby to atak. Jamming czy cyberatak są raczej poniżej tego progu, ale gdyby satelita został zestrzelony, byłaby to inna skala. Ale nie widzieliśmy jeszcze takiego przypadku, więc trudno tu spekulować – mówi Suess.
Zwraca ona uwagę, że groziłoby to też niezamierzonymi skutkami ubocznymi dla samego państwa atakującego. Przywołuje przeprowadzony w listopadzie 2021 r. przez Rosję test, w wyniku którego zniszczony został jej własny, stary satelita, ale powstałe w efekcie szczątki zagroziły Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, na której byli też rosyjscy kosmonauci. Zatem każdy ewentualny atak kinetyczny na obcego satelitę powoduje powstanie szczątków, które stanowiłyby też zagrożenie dla własnych obiektów.
10:43 Odwołano alarm lotniczy ogłoszony na terytorium całego kraju
Alarm lotniczy ogłoszony w niedzielę rano na terytorium Ukrainy został odwołany – powiadomiły ukraińskie kanały informacyjne w Telegramie.
Alarm ogłoszono po tym, jak z lotniska w białoruskich Maczuliszczach wystartował rosyjski MiG-31K, który może przenosić rakiety Kindżał o zasięgu pokrywającym terytorium całej Ukrainy. Za każdym razem w takim przypadku na Ukrainie ogłaszany jest alarm.
Ukraiński sztab generalny podawał w listopadzie, że myśliwce MiG-31K, który wylatują z lotniska na Białorusi, mogą przenosić rakiety ponaddźwiękowe Kinżał, obejmujące zasięgiem całą Ukrainę.
– Dlatego tak często ogłaszany jest alarm lotniczy w całym kraju – wyjaśniano. Rosyjskie MiGi nie opuszczają przy takich lotach przestrzeni powietrznej Białorusi.
Jak tłumaczyli wojskowi, są one wykorzystywane do lokalizowania ukraińskich systemów obrony powietrznej. Równocześnie z MiG-31K w tym celu zazwyczaj wylatuje rosyjski samolot wczesnego ostrzegania A-50.
10:31 W ciągu doby 16 zabitych w obwodzie chersońskim, w tym w wyniku zmasowanego ostrzału centrum miasta
W Chersoniu i obwodzie chersońskim w sobotę zginęło 16 osób, a 64 zostało rannych w wyniku rosyjskich ostrzałów. Liczba ta uwzględnia ofiary zmasowanego ataku na centrum stolicy obwodu. Wcześniej podawano, że jest ich 10, poinformowały w niedzielę władze regionalne.
– W ciągu doby w obwodzie chersońskim armia rosyjska zabiła 16 osób. Wśród nich jest trzech pracowników służby ds. sytuacji nadzwyczajnych, którzy zginęli w czasie rozminowywania. Jeszcze 64 osoby zostały ranne – powiadomił szef administracji wojskowej obwodu Jarosław Januszewycz.
W sobotę rano siły rosyjskie ostrzelały centrum położonego na południu Ukrainy Chersonia pociskami z wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych Grad. Agresor skierował rakiety na centrum miasta, w miejsca, gdzie są największe skupiska mieszkańców – podkreśliła ukraińska prokuratura. Wieczorem w sobotę informowano, że liczba zabitych wzrosła do 10, a rannych – do 58.
Obwód chersoński był ostrzelany 71 razy, Chersoń – 41 razy. Wroga armia używała artylerii, wyrzutni wieloprowadnicowych i moździerzy,poinformował Jarosław Januszewycz.
10:01 Ambasador RP w Kijowie dla PAP: Polska stała się dla Ukrainy „defibrylatorem”, bez którego ta wojna wyglądałaby zupełnie inaczej (wywiad)
Polska stała się dla Ukrainy defibrylatorem, bez którego ta wojna miałaby zupełnie inny przebieg – powiedział PAP ambasador Polski w Kijowie Bartosz Cichocki – W obliczu nieszczęścia sąsiadów my, Polacy zachowaliśmy się w sposób bardzo właściwy – podkreślił. Z ambasadorem RP rozmawiamy też m.in. o odkryciu „na nowo” Polski przez Ukraińców, o trudnej historii obu narodów i
PAP: Kiedy 24 lutego rozpoczęła się otwarta faza agresji Rosji przeciwko Ukrainie, jako jeden z nielicznych ambasadorów pozostał pan w Kijowie.
Ambasador Bartosz Cichocki: Jako jeden z trzech, ale w najtrudniejszej, pierwszej fazie było nas tu więcej. Nie bardzo lubię te wyliczanki. Inni ambasadorowie nie uciekali, tylko otrzymali polecenie relokacji, wiele koleżanek i kolegów pracowało we Lwowie, gdzie wcale bezpieczniej nie było.Więc nie do końca lubię te porównania, gdyż znika w nich, na przykład, kolega z Indii, który ewakuował około 20 tysięcy osób i dopiero potem wyjechał. Znika kolega z Turcji, który ewakuował około 16 tysięcy swoich rodaków i tego dnia, kiedy Ukraińcy zestrzelili nad dworcem kolejowym w Kijowie drona, on był w środku i odłamki spadły mu niemalże na głowę.
Ale tak, przez cały okres ataku rosyjskiego na Kijów po 24 lutego byłem tu jedynym unijnym i natowskim ambasadorem i to też daje unikalny ogląd sytuacji. Dało to nam także możliwości niesienia pomocy. My reprezentujemy przede wszystkim państwo sąsiednie, które stało się – do czego to porównać? – defibrylatorem, bez którego ta wojna na pewno miałaby inny przebieg.
PAP: Mówi Pan o tym bardzo skromnie, ale wydaje się jednak, że pozostanie w Kijowie w warunkach bombardowań było bardzo odważne. Czy traktuje to pan jako element swojej służby?
Ambasador Bartosz Cichocki: Traktuję to jak najbardziej jako element służby. Wydaje mi się jednak, że w gruncie rzeczy zachowałem się tak, jak zachowali się moi rodacy. Wielu z nich ryzykując życiem, przywoziło i nadal przywozi tu pomoc dla wojska i dla cywili. Polacy zachowali się niezwykle odważnie i szczodrze, przyjmując setki tysięcy uciekających przed wojną Ukraińców, pomagając im w mrozie na granicy. Wydaje mi się, że zachowaliśmy się wszyscy w sposób właściwy.
PAP: Na ile ta pomoc jest ważna i jak przez Ukraińców odbierana? Jest to przecież ogromne wsparcie.
Ambasador Bartosz Cichocki: Pomoc jest ogromna i niepoliczalna. Mieliśmy takie pytanie z delegatury unijnej w Kijowie, skierowane do wszystkich placówek państw UE, żebyśmy poinformowali, na ile nasze państwa pomogły Ukrainie. W przypadku Polski może kiedyś uda się to policzyć, natomiast teraz każde ministerstwo, kancelaria, każde województwo i samorząd oraz ludzie indywidualnie niosą pomoc, którą sami Ukraińcy oceniają jako warunek, bez którego Ukraina by się nie obroniła i dzięki któremu do tej pory się broni.
Jest to zresztą nie tylko nasza, polska pomoc. Jest to także organizacja centrów logistycznych, jak hub w Rzeszowie, dzięki któremu, na przykład teraz, możliwe jest utrzymanie funkcjonującego systemu energetyki Ukrainy. Po rosyjskich uderzeniach na system energetyczny sama Polska przekazała około 100 wagonów transformatorów, kabli, różnych urządzeń, które zapobiegły zamrożeniu przez Rosjan cywili na Ukrainie. To tylko jeden z przykładów. To są setki tysięcy ton żywności, setki czołgów, haubic, systemów przeciwlotniczych przesyłanych nie tylko z, ale i przez Polskę – bez nas ta pomoc międzynarodowa nie byłaby możliwa.
Jest również polska aktywność na arenie międzynarodowej, zaangażowanie prezydenta Andrzeja Dudy, premiera Mateusza Morawieckiego, ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua. To także jest ważnym elementem naszej pomocy, szczególnie jeśli chodzi o sankcje wobec Rosji, pomoc wojskową, humanitarną, utrzymywanie uwagi międzynarodowej czy to na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych, czy Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, której pracom Polska w tym roku przewodniczyła. To wszystko składa się na ogromny i bezprecedensowy wysiłek.
PAP: Widzimy także między Polską i Ukrainą bardzo ożywione kontakty, bardzo wiele wizyt politycznych.
Ambasador Bartosz Cichocki: Teraz trudno w to uwierzyć, ale ten rok zaczął się od konfliktu wokół zablokowania przez stronę ukraińską towarowego tranzytu kolejowego i rozmów, w których strona ukraińska próbowała wymusić na nas zwiększenie liczby zezwoleń na przewozy tirowe. Są to sprawy, które dziś wydają się być z innej epoki.
W lutym pojawiły się natomiast zupełnie inne tematy. Mieliśmy wizytę ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua jako przewodniczącego OBWE i niezapomnianą dla mnie wizytę prezydenta Andrzeja Dudy dzień przed rosyjską agresją. Potem pierwsze wizyty w stolicy walczącego państwa, złożone przez prezydenta Dudę, premiera Morawieckiego i wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego z premierami Słowenii i Słowacji. Każda z tych wizyt od kuchni, z punktu widzenia naszej ambasady, była niezapomniana, ale każda z nich dawała nam też ogromny zastrzyk energii do pracy. Znowu każdy z nas miał to przekonanie, że pozostanie tutaj było dobrą decyzją i przynosi skutki.
PAP: Czy od początku otwartej agresji Rosji Ukraina zmieniła swój stosunek do Polski?
Ambasador Bartosz Cichocki: Powiedziałbym, że jest to wręcz poziom euforii. Euforii związanej z odkryciem na nowo Polski. Polska przed agresją nie była w ekstraklasie na mapie polityki zagranicznej Ukrainy. Byliśmy ważnym sąsiadem. Wcześniej, być może ze względu na trudne rozmowy mińskie o konflikcie w Donbasie, a jeszcze wcześniej rozmowy związane z rezygnacją z broni nuklearnej, władze Ukrainy przywykły rozmawiać z największymi mocarstwami, a teraz to się zmieniło. Widzę to po sobie, bo jestem teraz zapraszany na spotkania, na które jako ambasador Polski nie byłem wcześniej zapraszany. Łatwość uzyskiwania niektórych decyzji czy łatwość komunikacji jest teraz zupełnie inna.
Dziś najważniejsze jest w tej materii to, żeby te dobre relacje zakorzenić. Wiadomo, że z czasem emocje przemijają. Dlatego pracujemy nad nowym traktatem dobrosąsiedzkim, zostały przyjęte ustawy o obywatelach ukraińskich w Polsce i obywatelach polskich na Ukrainie, prowadzimy rozmowy o modernizacji przejść granicznych.
Rozmawiamy także o sprawach trudnych, wynikających z przeszłości, a tak naprawdę dotyczących współczesnych decyzji administracyjnych strony ukraińskiej o ekshumacjach, o upamiętnieniu ofiar ludobójstwa UPA. Jestem więc dobrej myśli, że te wszystkie rozmowy będą szły teraz we właściwym kierunku, bo przede wszystkim zbudowaliśmy między nami i Ukraińcami zaufanie.
I rozumiemy, że nie ma tu drugiego dna w naszych postulatach do Ukraińców czy ukraińskich do nas. Wierzymy sobie nawzajem w dobre intencje i to jest zawsze dobrą podstawą rozwiązywania nawet najtrudniejszych problemów.
PAP: Powiedział pan o zaszłościach historycznych, czy można mówić o postępach w sprawie ekshumacji?
Ambasador Bartosz Cichocki: Krótko przed 11 listopada otrzymaliśmy zgodę na wniosek jednej z polskich organizacji pozarządowych co do poszukiwań i ekshumacji. Teraz ta organizacja wraz z partnerami ukraińskimi będzie się skupiać na tym, jak w praktyce wykonać tę decyzję. Wiadomo, że są warunki wojenne. Często spotykamy się z tym, że jakiś dokument, jakieś zaświadczenie opóźnia się w realizacji, bo ludzie odpowiedzialni za wykonanie takiej czy innej decyzji albo są na froncie, albo ewakuowali się z rodzinami do Polski czy do innego państwa. Zobaczymy.
Natomiast wspomniana zgoda to bardzo ważna decyzja, wcześniej poprzedzona symboliczną, ale istotną dla każdego Polaka decyzją o odsłonięciu lwów na Cmentarzu Łyczkowskim. Zostało to po naszej stronie bardzo docenione.
Mam nadzieję, że teraz uda się łatwiej przekonywać naszych sąsiadów, że mamy w długiej, wspólnej historii wiele postaci pozytywnych i że będziemy rozmawiać także o tematach, które nas łączą.
Przed ambasadą RP w Kijowie stoi popiersie Anny Walentynowicz, Ukrainki z pochodzenia i bohaterki Solidarności. Chcielibyśmy po wojnie to popiersie ustawić w ważnym punkcie w Kijowie. Jest wiele inicjatyw wspólnych, tożsamościowych, które promuje Instytut Polski w Kijowie, czy Konsulat Generalny we Lwowie i Łucku – patrzę na to wszystko optymistycznie.
PAP: Obserwujemy także inicjatywy biznesowe, związane z powojenną odbudową Ukrainy i udziałem w niej polskich firm.
Ambasador Bartosz Cichocki: Zawsze bardzo dużo zajmowaliśmy się sprawami polsko-ukraińskiej wymiany handlowej czy inwestycyjnej. Niestety, zazwyczaj z przyczyn negatywnych, silnych elementów protekcjonistycznych na Ukrainie, braku równych zasad konkurencji, podejmowaliśmy interwencje w sprawie niewłaściwego w naszej ocenie działania służb celnych, sądów i innych służb.
Teraz, mimo że nadal zdarzają się takie sytuacje negatywne, mamy dużo więcej propozycji pozytywnych czy wspólnych inicjatyw. Kilka tysięcy ukraińskich firm relokowało się do Polski. Kilka ważnych systemów funkcjonowania państwa ukraińskiego, jak na przykład Dija, przeniosło się do Polski. I to też buduje współpracę i znajomości, które zaowocują w okresie odbudowy.
Jestem przekonany, że duża część tych przedsiębiorstw ukraińskich wróci na Ukrainę, być może z partnerami polskimi. Polacy i Ukraińcy będą dla siebie nawzajem przewodnikami w biznesie między naszymi państwami.
Od kilku dużych firm, które tu były obecne jeszcze przed agresją, słyszę, że są zdecydowane na zwiększenie swojej obecności na Ukrainie. Tylko częściowo wynika to z faktu, że część z nich musiała czy chciała zlikwidować swoją obecność w Rosji. Widzą tu one jednak potencjał. Odbudowa dróg, mostów, domów pociągnie za sobą zapotrzebowanie na materiały, z których produkcji polskie firmy słyną. Polacy zawsze byli tu cenionymi wykonawcami i podwykonawcami i znają ten rynek.
Trwający kryzys sprzyja przyspieszeniu i usprawnieniu współpracy między resortami polskiej administracji. Polska działa tutaj jak jeden organizm. Jestem przekonany, że tak musi pozostać i to będzie podstawą naszego wsparcia w odbudowie Ukrainy. Będzie to korzystne dla naszych firm, ale ma też życiowe znaczenie dla naszego bezpieczeństwa, bo sąsiadowanie z terenem spustoszonym, niestabilnym, a w związku z tym podatnym na społeczno-polityczne wahania nie jest czymś, czego jakiekolwiek państwo sobie by życzyło.
PAP: Stabilność, o której pan mówi, mogłoby dać Ukrainie wejście do UE i NATO. Jak ocenia pan perspektywy członkostwa?
Ambasador Bartosz Cichocki: Oceniam je w zależności od jakości pracy wykonanej po drodze. Uważam, że rozpoczynanie rozmowy o wejściu do UE czy NATO od daty jest nieproduktywne. Trzeba się skupić – i na tym się skupiamy w rozmowach z naszymi ukraińskimi sąsiadami – na zmianach, jakie muszą zajść w prawodawstwie ukraińskim, w sferze wolności mediów, poszanowania praw mniejszości narodowych i in., aby sprostać kryteriom członkowskim i w NATO, i w Unii Europejskiej.
To jest proces, który przyniesie korzyści przede wszystkim Ukrainie. My natomiast uważamy, że to jest też proces korzystny dla nas. Powinien on zostać zakończony naturalną decyzją o przyjęciu Ukrainy w szeregi państw unijnych i NATO. Dawno już podjęliśmy decyzję, że to będzie dla nas dobre i dlatego ten proces popieramy.
PAP: Wiem, że podróżuje pan po Ukrainie, niedawno był pan w wyzwolonym spod okupacji Chersoniu. Co pan widzi w trakcie tych podróży, co pana porusza, jak wygląda ta wojna w pańskich oczach?
Ambasador Bartosz Cichocki: Muszę się przyznać, że dosyć długo przebywałem wyłącznie w Kijowie, co wynikało z ograniczeń personelu placówki i z moich problemów zdrowotnych. Zacząłem podróżować dopiero niedawno. Jeszcze przed agresją bywałem między innymi w Donbasie, ale teraz jest to zupełnie inny świat.
Byłem w obwodzie charkowskim, w Iziumie, Bałaklii, byłem w Chersoniu, odwiedzam też miejsca na zachód od linii Dniepru, jak Fastów, Berdyczów czy Lwów. Tam również sytuacja się zmieniła. W Berdyczowie, na przykład, mieszka wiele rodzin z polskimi korzeniami, których bliscy walczą lub, niestety, odnieśli ciężkie rany czy zginęli na froncie.
Rozmowa, kontakt z tymi społecznościami jest dla mnie niezwykle ważny. Można się wiele od nich dowiedzieć o tym, jakiego rodzaju pomoc jest potrzebna. Te wyjazdy wiele uzmysławiają. Inaczej rozumiemy pewne rzeczy, kiedy czytamy o nich w sieciach społecznościowych, a inaczej, kiedy widzimy to na własne oczy.
W Chersoniu nie zapomnę wizyty w dawnym areszcie ukraińskim, który Rosjanie przekształcili w katownię, gdzie torturowali cywilów. Albo skala zaminowania Chersonia i funkcjonowanie miasta odciętego od prądu i wody pitnej. Proszę sobie spróbować wyobrazić życie półtora miliona mieszkańców Odessy, którzy od kilku tygodni nie mają prądu.
Dużo jeździłem w związku z programem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów budowy miasteczek modułowych dla uchodźców, zmuszonych do opuszczenia swoich domów. W kwietniu pierwsze miasteczko otworzył premier Mateusz Morawiecki we Lwowie, potem kolejne uruchomione zostały w obwodzie kijowskim, w obwodzie czernihowskim.
Rzadko mogę opuszczać Kijów, ale czytam też relacje polskich dziennikarzy, którzy zapuszczają się w najtrudniej dostępne odcinki frontu. Wasza praca jest niezwykle ważna, by utrzymać świadomość opinii publicznej o skali tej katastrofy i determinację do pomocy, którą niesiemy z pobudek moralnych, ale i we własnym interesie. To nie jest wojna o zajęcie Bachmutu czy Charkowa, tylko agresja, której celem jest cofnięcie nas do lat 80.
PAP: Czy pokusi się pan o prognozę, kiedy ta wojna może się zakończyć?
Ambasador Bartosz Cichocki: Nie chciałbym. Moim zdaniem daty zakończenia wojny nikt nie jest w stanie przewidzieć. Powinniśmy się skupiać na tym co jest dziś, teraz, jutro, co każdy z nas powinien zrobić, żeby tej wojny nie przegrać.
PAP: Słyszymy jednak o inicjatywach dyplomatycznych, podejmowanych w celu zakończenia wojny. Ukraińcy tymczasem mówią: nic o nas bez nas.
Ambasador Bartosz Cichocki: To naturalne, że tak mówią, ale musimy dopilnować, by ostatecznie ta właśnie zasada została uszanowana, a nie tylko wysłuchana. Ukraina jest państwem, które odczuwa na sobie bezpośredni skutek agresji, to tutaj giną obrońcy Europy i marzną czy głodują cywile. Wszyscy zdajemy też sobie sprawę, że Ukraina bez zewnętrznej pomocy i bez nacisku sankcyjnego i międzynarodowego na Rosję inaczej radziłaby sobie w tej wojnie. Więc to może też stwarzać niektórym państwom okazję do wywierania nacisków. Chodzi jednak o to, żeby na forum międzynarodowym zapobiec nawet myśli o wytworzeniu takich nacisków.
PAP: Czego życzyłby pan sobie, polskim dyplomatom w Ukrainie, a przede wszystkim samej Ukrainie w Nowym Roku?
Ambasador Bartosz Cichocki: Sobie jako ambasadorowi życzę jak najszybszego wznowienia aktywności placówki w pełnym zakresie, czyli powrotu kolegów i koleżanek dyplomatów i ich rodzin, a to jest związane, oczywiście, z zakończeniem wojny. Życzę nam wszystkim, a przede wszystkim Ukraińcom, pokoju, który będzie oparty na pełnej suwerenności, czyli zachowaniu swobody wyboru kierunku rozwoju wewnętrznego i sojuszy międzynarodowych. Pokoju, który będzie również oparty na wymierzeniu sprawiedliwości dla winnych tej agresji i zbrodni, jakich jesteśmy świadkami.
8:48 Alarm lotniczy w całym kraju
Alarm lotniczy ogłoszono w niedzielę rano na terenie całej Ukrainy – powiadomiły portale informacyjne.
Jak podano, z lotniska na Białorusi poderwał się rosyjski MiG-31K, który może przenosić rakiety Kindżał o zasięgu pokrywającym terytorium całej Ukrainy. Za każdym razem w takim przypadku na Ukrainie ogłaszany jest alarm.
8:42 Ukraińska policja: 51 tys. postępowań karnych, dotyczących rosyjskich zbrodni wojennych
W ciągu dziesięciu miesięcy policja Ukrainy wszczęła ponad 51 tys. postępowań karnych, dotyczących rosyjskich zbrodni wojennych” – powiadomił szef policji Ihor Kłymenko.
– Średnio rejestrowano 168 zbrodni wojennych w ciągu doby – powiadomił Kłymenko w Telegramie, podsumowując dziesięć miesięcy rosyjskiej pełnoskalowej inwazji na Ukrainę.
Wszczęto także 2,2 tys. postępowań, dotyczących kolaboracji.
W ramach operacji rozminowywania policja skontrolowała teren o powierzchni 16 tys. ha. Znaleziono 184 tys. sztuk amunicji i ponad 4,7 ton materiałów wybuchowych.
– Zlikwidowano 50,5 tys. przedmiotów wybuchowych – napisał Kłymenko.
8:08 ISW: Rosjanie zwolnili pod Bachmutem, prawdopodobnie dążą do pauzy operacyjnej
Siły ukraińskie zdołały prawdopodobnie spowolnić rosyjskie ataki w rejonie Bachmutu; przeciwnik będzie dążyć do pauzy operacyjnej lub taktycznej w tym regionie – ocenia amerykański Instytut Badań nad Wojną (ISW) w opublikowanym w sobotę raporcie.
– Tempo posuwania się sił rosyjskich pod Bachmutem najwyraźniej zwolniło w ostatnich dniach, chociaż trudno jest ocenić, czy rosyjskie próby zajęcia miasta osiągnęły już swoją kulminację – pisze ISW.
Powołując się na rosyjskich „blogerów wojennych”, ISW pisze, że siłom ukraińskim udało się nieco spowolnić Rosjan w rejonie Bachmutu, w tym – wyprzeć oddziały prywatnej prokremlowskiej armii tzw. Grupy Wagnera z wcześniej zajmowanych pozycji. Z kolei media ukraińskie twierdziły w poprzednich dniach, że udało się wyprzeć siły agresora ze wschodnich przedmieść miasta. Według ISW postępy Rosjan pod Bachmutem były w listopadzie i grudniu wolniejsze niż w październiku.
– Siły rosyjskie będą prawdopodobnie miały trudności z utrzymaniem tempa operacji ofensywnych w rejonie Bachmutu i mogą dążyć do pauzy taktycznej lub operacyjnej – oceniają amerykańscy analitycy.
ISW zauważa, że powiązany z Kremlem szef najemniczej Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn zaapelował o odebranie majątków oligarchom, którzy nie popierają wojny. Według analityków może to oznaczać przygotowanie warunków do konfiskowania majątków oligarchów na cele wojny, choć może być też kolejnym populistycznym działaniem Prigożyna, by umocnić swoją pozycję. Pomysł podchwycili związani z Grupą Wagnera blogerzy. Wcześniej niepatriotycznych oligarchów krytykował Władimir Putin.
Think tank przytacza również ocenę szefa ukraińskiego wywiadu Kyryły Budanowa, według której w rosyjskim kierownictwie wojskowym naruszane są procedury i łańcuch dowodzenia, a Prigożyn sprzymierzył się z dowódcą rosyjskiej wojny na Ukrainie Siergiejem Surowikinem przeciwko ministrowi obrony Siergiejowi Szojgu.
00:57 Ukraińska marynarka wojenna: Rosja wysłała dalsze okręty na Morze Czarne
Rosja zwiększyła do czterech liczbę swoich okrętów wojennych na Morzu Czarnym mogących przenosić pociski manewrujące Kalibr – poinformowała w nocy z soboty na niedzielę marynarka wojenna Ukrainy.
-Grupa okrętów wojennych wroga na Morzu Czarnym została zwiększona do 14 jednostek, w tym dwa okręty nawodne i dwa podwodne uzbrojone w pociski rakietowe. Dysponują one obecnie 24 pociskami manewrującymi Kalibr – głosi komunikat.
Dowództwo ostrzegło, że Rosjanie mogą przygotowywać się do uderzeń rakietowych na terytorium Ukrainy z morza.
PAP/aKa